27. Stycznia
Święty Jan Chryzostom
patryarcha konstantynopolitański
(344-407.)
Św. Jan, zwany dla swej
przedziwnej wymowy Chryzostomem, czyli Złotoustym, urodził się w Antyochii w
roku 344. Pochodził z bardzo zamożnej i szlachetnej rodziny. Wedle ówczesnego
zwyczaju później, bo roku 369 ochrzcił go biskup antyocheński Melecyusz.
Ojciec Jana, Sekundus, umarł wcześnie. Wychowała go matka Antusa,
dwudziestoletnia wdowa, która dokładała wszelkich starań, by dać młodemu
Janowi, zdradzającemu wielkie zdolności, jak najlepsze wykształcenie. W tym
celu posłała go do najsłynniejszych naonczas szkół do Antyochii, a potem do
Aten. Wnet zjednał sobie Jan sławę jednego z największych uczonych;
mianowicie okazywał wielki dar porywającej wymowy. Ukończywszy nauki wrócił
do Antyochii, by tu poświęcić się zawodowi prawniczemu. Żądza sławy osłabiła
w młodym uczonym uczucia religijne, a obudziła w nim pragnienie życia
światowego. Z tego niebezpieczeństwa wybawił go św. Bazyli, przyjaciel jego
młodości; on to wzniecił w nim zapał do nauk teologicznych i życia
pobożnego.
W dwudziestym pierwszym roku życia zerwał Chryzostom wszelkie węzły
łączące go z ludźmi i wiódł żywot samotny, odosobniony od świata, ćwicząc się
w postach i umartwieniach. Głównym jego zajęciem było pogłębianie wiary,
którą czerpał głównie z Pisma św.. Widząc życie pobożne i głęboką znajomość
Pisma św. w tak młodym uczonym, wyświęcił go biskup Melecyusz na lektora
(t.j. udzielił mu jednego z niższych święceń kapłańskich).
Po śmierci matki udał się Chryzostom w góry Syryi; tam wstąpił do
klasztoru, gdzie ćwiczył się cztery lata w cnotach zakonnych; potem udał się
na pustynię, gdzie dwa lata mieszkał zdala od ludzi w odludnej jaskini,
wiodąc życie bardzo ostre. Tu uzupełniał swą znajomość Pisma św. a doszedł do
takiej doskonałości, że wyuczył się podobno ksiąg świętych na pamięć.
Kiedy wrócił do Antyochii, udzielił mu biskup Flawian roku 386 święceń
kapłańskich. Powiadają, że w chwili, kiedy biskup przy udzielaniu święceń
wkładał na niego ręce, widziano gołębicę ze złotymi skrzydłami, unoszącą się
nad głową św. Jana. Jako sławnemu mówcy polecono mu urząd kaznodzieji.
Dwadzieścia lat głosił św. Jan słowo Boże z niezrównaną gorliwością, a potęga
jego słowa wyrywała zastarzałe nałogi, zapalała miłość Bożą i wypierała
obojętność z serc słuchaczy. Żydzi, poganie i heretycy napełniali świątynię,
by słuchać sławnego mówcy; często kościół nie mógł pomieścić licznej rzeszy.
Pan Bóg wsławiał zapał słynnego kaznodzieji licznemi cudami i darem
proroctwa.
Kiedy w roku 397 umarł patryarcha konstantynopolitański Nektariusz,
pragnął tak cesarz Arkadyusz jak i cały lud, by sławny i głośny kaznodzieja
antyocheński został jego następcą. Jan nie chciał przyjąć wysokiej godności i
połączonej z nią odpowiedzialności. Prawie gwałtem uwieziono świętego do
Konstantynopola, gdzie go patryarcha aleksandryjski wyświęcił na biskupa.
Patryarchat konstantynopolitański był naówczas w bardzo opłakanym stanie;
karność duchowieństwa była bardzo rozluźnioną, biskupi byli zarażeni herezya
aryańską, moralność wiernych na bardzo niskim stała stopniu; oddziaływał
przykład z dworu cesarskiego, gdzie panowały luźne obyczaje. Św. Jan z całą
gorliwością podjął się pracy, by siłą swej wymowy i przykładu nawrócić
owieczki swej pieczy powierzone. Sam wiódł życie bardzo ostre, a chcąc
zaszczepić miłość bliźniego i miłosierdzie, obracał dochody swe na
zaspokojenie nędzy i biedy, budował szpitale i osadzał w nich kapłanów
bezżennych, słowem starał się o wyrobienie ducha chrześcijańskiego, ducha
umartwienia i poświęcenia. Nikogo nigdy nie przyjmował w celu rozrywek; czas
wolny spędzał na badaniu i pogłębianiu Pisma św.. Najwięcej zajmował się
listami Pawła św., które najczęściej przytaczał w swych kazaniach. Kiedy razu
pewnego trzy noce siedział i ślęczał nad zrozumieniem pewnego miejsca w
liście św. Pawła, ukazał się podobno przy nim sam apostół, by mu objaśnić
zrozumienie owej trudności.
Najwięcej gorliwości okazywał przez obronę swych owieczek przed błędną a
tak bardzo się naówczas szerzącą nauką aryanów, którzy przeczyli bóstwu
Chrystusa Pana. Możnym wpływem swoim sprawił, że cesarz wypędził tych
heretyków ze stolicy i kazał im wszystkim zamieszkać na przedmieściach. Kiedy
Gainas, wielce zasłużony wódz cesarski, aryanin, zażądał od cesarza, by jeden
z kościołów katolickich oddał sekciarzom, Chryzostom ostro wystąpił przed
władzcą, twierdząc, że w mocy jego jest rozdawać pałace, lecz nie kościoły;
domy Boże podlegają władzy biskupiej.
Naonczas szerzyły się między mnichami Egiptu błędy Orygenesa; Teofil,
patryarcha aleksandrylski karał i prześladował bardzo zwolenników błędnej
nauki; uciskani udali się ze skargą do cesarza. Chryzostom brzydził się
błędną nauką Orygenesa, jednakże nie zgadzał się na sposób postępowania
patryarchy aleksandryjskiego, bo nie rzeczą Kościoła jest prześladować
niewierzących; należy ich nawracać miłością. W tej myśli wstawił się za
udręczonymi u cesarza. Oburzył się Teofil i oskarżył św. Jana u biskupów, że
sprzyja sekcie Orygenesa. Było to wodą na młyn owych biskupów, którzy dawno
już nienawidzili Chryzostoma za to, że tak ostro występował przeciw ich złemu
życiu. Równocześnie ściągnął św. Jan na siebie gniew cesarzowej Eudoksyi.
Kiedy bowiem skrzywdziła wdowę Kallitropę, odbierając jej w swej chciwości
winnicę, Jan wystąpił w obronie uciśnionej kobiety, prosząc cesarzową o
naprawienie krzywdy; żądanie śmiałe oburzyło Eudoksyę i zamiast wynagrodzić
krzywdę, zelżyła biskupa publicznie. Zgromił surowo Chryzostom cesarzową;
kiedy z wielkim przepychem podążała do kościoła, święty kazał kościół zamknąć
i nie wpuścił jej do domu Bożego jako grzesznicy. Eudoksya postanowiła się
zemścić. Złączyła się z Teofilem i niechętnymi biskupami. Zebrali się na
synod, któremu przewodniczył Teofil, postanowili złożyć patryarchę z urzędu i
wymogli u cesarza przez Eudoksyę, że skazał go na wygnanie. Święty nie uznał
nieprawnego synodu i odwołał się do papieża Inocentego; nie chcąc wszakże
wywoływać nowych rozdwojeń w Kościele i tak już naonczas zagrożonym
rozterkami, sam dobrowolnie porzucił miasto i udał się na wygnanie. Zaledwie
opuścił stolicę swą, oto nawiedziło wielkie trzęsienie ziemi Konstantynopol;
nawet sam cesarz ledwo z życiem uszedł. Lud, oburzony wygnaniem swego
pasterza, zaczął się jawnie buntować, wołając, że to kara za niesprawiedliwe
wydalenie biskupa. W strachu i trwodze przyzwolił cesarz Arkadyusz, by święty
wrócił do stolicy. Witany okrzykami radości, w tryumfie wrócił św. Jan
przyjmowany jako ojciec i dobroczyńca; zajął na nowo swą katedrę
biskupią.
Niedługo zażywał spokoju nieustraszony pasterz, kiedy zaczął na nowo
gromić występki i grzechy. Blisko kościoła św. Zofii odbywały się igrzyska,
na których wzorem pogańskim szalał lud wyuzdaną i gorszącą zabawą. Biskup w
kazaniu bardzo ostro wystąpił przeciwko tym niechrześcijańskim zwyczajom.
Naraził się na gniew cesarzowej. Ponieważ w miejscu, gdzie one zabawy i
gonitwy się odbywały, znajdował się srebrny jej posąg, poczytała naganę jako
wzgardę i obrazę osobistą; na nowo zapaliła się gniewem przeciw św. Janowi.
Poparta przez heretyckich i zawistnych biskupów wymogła powtórne u cesarza
wygnanie biskupa. Wywieziono świętego za granice państwa do miasta Kukuzum w
Armenii. W ślad za zniewagą świętego męża poszła kara Boża. Z pod kazalnicy,
z której Chryzostom głosił w katedrze słowo Boże, wybuchnął ogień, który
zniszczył świątynię i przeniósł się nawet na zamek cesarski. Popłoch powstał
powszechny, kiedy nadto w pięć dni po opuszczeniu miasta przez św. Jana
straszna nawałnica nawiedziła Konstantynopol. Cesarzowa Eudoksya umarła nadto
w boleściach strasznych. Lud wołał o ratunek, dopominając się groźnie powrotu
pasterza. Tymczasem zwrócili się prawowierni biskupi do papieża Inocentego
I., który wszakże napróżno się domagał, aby św.Chryzostom pozostał na swej
stolicy. Korzystając z sposobności wygnaniec nawracał w obcych stronach
liczne zastępy pogan, a światło jego świętości i sławy rzucało daleko
promienie wśród pogańskich ciemności. Działalność swą rozszerzył bowiem na
Gotów, Persów i inne ludy. Wieści o tem rozbudziły zawiść przeciwników.
Postanowili go zgładzić. W tym celu wymogli na cesarzu rozkaz, który jako
miejsce wygnania wskazywał Pityus nad Morzem Czarnym. Żołnierzom zaś, którzy
rozkaz ten wypełnić mieli, dali polecenie, postarać się o to, aby wygnaniec
przypłacił życiem trudy podróży. Już przedtem droga z Carogrodu do Kukuzum
była dla świętego nader uciążliwą; w najskwarniejsze dni lata pędzono go
pieszo godzinami całemi wśród nieznośnej gorączki, nawet w nocy nie miał
spoczynku. Znosić musiał głód i pragnienie. Teraz zwiększyły się męczarnie;
trzy miesiące pędzono znowu w skwarze wśród puszczy głodnego i spragnionego
biskupa ku brzegom Morza Czarnego. Już w Komana czuł się święty tak znużonym,
że dalej pójść nie mógł. W nocy objawił się mu św. Bazyliszek, męczennik, i
rzekł do niego: "Bądź dobrej myśli Janie, jutro połączymy się z sobą". Święty
zrozumiał, że zbliżają się ostatnie jego chwile. Przyodział się w białą,
czystą suknią, przyjął św. Wiatyk, pożegnał się z otoczeniem swem i słowami
"Niech będzie pochwalony Bóg na wieki" skończył swój żywot doczesny. Było to
dnia 14. września 407. roku. Święty liczył lat 60.
W r. 437 sprowadził cesarz Teodozyusz młodszy, syn Arkadyusza i Eudoksyi,
ciało świętego męża do Konstantynopola. Było to dnia 27. stycznia. W
największym tryumfie i z dawno niewidzianą okazałością wniesiono drogie
szczątki do miasta. Cesarz i całe duchowieństwo z patryarchą na czele
wprowadzili święte relikwie do katedry i złożyli je na przygotowanym tronie.
Powiadają, że kiedy lud rozmodlony wołał w wezwaniach do świętego: "Ojcze
święty, wysłuchaj nas", rozległ się głos: "Pokój wam". Cesarz publicznie się
ukorzył za zniewagę, którą św. Janowi wyrządzili rodzice i prosił, by
modlitwą swą wybłagał u Boga przebaczenie, mianowicie dla Eudoksyi. Wśród
wspaniałych obrządków złożono św. szczątki w ozdobnym grobie. Później
przeniesiono je do Rzymu.
Święty Jan Chryzostom należy do czterech wielkich ojców Kościoła
wschodniego. Dzieła jego najróżnorodniejszej treści nie małe mają znaczenie
dla wykładu Pisma św., nauki wiary, kaznodziejstwa.
Nauka
Święty Chryzostom w księgach swych naucza nas wielu pięknych rzeczy; może najwznioślejszą jest jego nauka o godności kapłańskiej, którą napisał w 3. księdze swego dzieła "o Kapłaństwie". Posłużyć może ku zbudowaniu i ku podniesieniu szacunku i czci, jaką mamy zachować dla stanu kapłańskiego: "Kapłanom, tak pisze, lubo na ziemi mieszkają, dał Bóg moc, sprawowania dzieł niebiańskich; dał im Pan Bóg taką moc, jakiej nie udzielił ani aniołom ani archaniołom. Ręka kapłana duszy dosięga i do nieba ją wznosi; a co tu kapłan uczyni, to Pan Bóg w niebie umacnia i wyrok sług swoich potwierdza. A to znaczy tyle, iż im moc jest dana nad rzeczami niebieskiemi. Bo którym, powiada Zbawiciel, grzechy zatrzymacie, są im zatrzymane. A któraż władza może być większą? Ojciec wszelką moc dał Synowi, a Syn wszelką władzę zlecił kapłanom. Przeto władza kapłana większa jest od władzy królewskiej, bo król sprawuje to, co jest na ziemi, a kapłan to, co jest w niebie. Król ma moc nad ciałem, a kapłan nad duszą. Przeto król głowę swą schyla pod ręką kapłańską". Taka mniej więcej nauka św. Chryzostoma o godności kapłańskiej. Ucz się więc szanować sługi Boże, pomny na słowa samego Chrystusa Pana, który powiedział do Apostołów: "Kto was słucha, mnie słucha, a kto wami gardzi, mną gardzi".
Inni święci z dnia 27. stycznia:
Św. Angela Merici, założycielka zakonu Urszulanek, zm. w Brescia. - Bł. Antusa, matka św. Jana Chryzostoma. - Św. Emeryusz, opat z Katalonii. - Św. Teodoryk, biskup z Orleans. - Św. Witalian, papież. - Św. Julian, biskup z Mans.