8. Listopada
Święty Gotfryd z Amiens, biskup
(1065-1118.)
Św. Gotfryd był jedynym synem Fulkona z Soissons; urodził się r.
1065; rodzice widzieli w dziecku dowód szczególniejszego zmiłowania Bożego;
stąd postanowili go przeznaczyć do stanu duchownego. Oddali w tym celu
pięcioletniego chłopca do klasztoru w St. Quentin, aby tam postępował i
zaprawiał się w cnotach pod okiem swego ojca chrzestnego, opata Gotfryda.
Umiłował mały wychowaniec całą duszą samotność i cichą modlitwę, której
oddawał się każdej wolnej chwili czy to w kościele czy to w komorach
klasztornych. Chętnie naśladował z dziecięcią powagą obrzędy kościelne,
zdradzając w ten sposób przyszłe swoje powołanie. Bóg upodobał sobie
cnotliwego chłopczynę. Kiedy jastrząb dziki zadał mu dziobem groźną ranę tuż
pod okiem, zdawało się, że Gotfryd postrada jeśli nie życie, to przynajmniej
wzrok. Chłopiec przecież ufność swoją złożył w Bogu; wezwał imienia Jezus,
przeżegnał ranę swoją, która niezwłocznie się zagoiła, zostawiając tylko
maleńkę skazę niejako na dowód i pamiątkę niezwykłego cudu.
Śmierć matki pozwoliła Gotfrydowi poznać jeszcze lepiej znikomość życia
doczesnego i wartość wyłącznej służby Bożej. Postanowił więc pozostać na
zawsze w klasztorze; ojciec nie myślał zamiarom syna się sprzeciwiać, bo sam
po śmierci ukochanej żony wstąpił do zgromadzenia zakonnego i bogobojnego w
zaciszu dokończył życia. Z rąk więc opata przyjął młodzieniec suknię zakonną
a zarazem odebrał zlecenie, aby poświęcił się opiece chorych. Spełniał
Gotfryd swoje obowiązki z nadzwyczajną gorliwością; dzień i noc przebywał
przy swoich ulubieńcach, których pocieszał naukami, czytaniem duchownem.
Licząc lat 25 wieku otrzymał święcenia kapłańskie; opierał się im, bo nie
czuł się godnym, służyć Bogu przy ołtarzach. Pokorę swą musiał nagiąć wszakże
pod rozkaz wyraźny opata. Z posłuszeństwa więc przyjął godność kapłana z rąk
biskupa z Noyon; cnoty zaś jego sprawiły, że arcybiskup z Rheims posłał go do
opactwa w Nogent w Champagne, aby je do pierwotnego przywrócił stanu a
zarazem wśród zakonników dawną zaprowadził karność. Zakwitnęła wkrótce pod
kierownictwem Gotfryda w opactwie świątobliwość życia zakonnego; dwóch opatów
zamknęło się w klasztorze Nogent, i aby jako zwykli zakonnicy pod
nieznarównanym mistrzem w cnotach się dalej utwierdzać.
Słynął bowiem Gotfryd z swej cnoty. Panował nad poruszeniami ciała,
panował nad swym duchem; unikał wszelkich niepotrzebnych rozmów, unikał
każdego rozproszenia. Oczy miał zawsze spuszczone, aby wzrokiem nie
przeszkadzać wewnętrznemu skupieniu ducha. Zadowalał się najskromniejszą
strawą. Kiedy razu pewnego przyniesiono mu pożywienie wykwitniejsze, nie
przyjął go, mówiąc, że ciało zmysłowe się buntuje, skoro mu się dogadza. Tak
ukochał swój klasztor, którego był prawdziwym odnowicielem, że za żadną cenę
nie chciał się z nim rozstać. Synod dyecezalny domagał się, aby objął opactwo
świętego Remigiusza w Rheims; Gotfryd wobec całego zebrania kościelnego
oświadczył, że nie chce opuszczać swej ubogiej oblubienicy, aby uzyskać
bogatszą.
Stąd też rozumiemy, jak wielkim musiał być opór Gotfryda, kiedy synod w
Troyes r. 1103 przeznaczył go na biskupa w Amiens. Przerażenie ogarnęło
skromnego opata na wiadomość o zapadłej uchwale; ucieczką chciał się
zabezpieczyć przed przyjęciem sakry biskupiej. Dopiero pod przymusem zgodził
się na przyjęcie święceń z rąk arcybiskupa z Rheims. Przybywając do Amiens,
boso i w szatach pokutniczych wkroczył do swej katedry biskupiej pod
wezwaniem św. Firmina. Cała postać biskupa jako i wzniosie kazanie, które
wygłosił w dzień swego przybycia do Amiens, wskazywały na kierunek, jaki
przybiorą nowe rządy dyecezalne.
Pomimo biskupiej godności święty Gotfryd zachował swe zwyczaje klasztorne,
o ile je mógł zachować. Mieszkanie jego było ubożuchne, bo niczego dla siebie
nie pragnął; wszystko rozdawał ubogim. Nieraz się skarżył na rzekome zbytki,
które go otaczają; mówił, że dla nich sumienie go niepokoi, bo
niedostatecznie troszczy się o potrzeby swych ubogich. Codziennie przywoływał
kilkunastu biednych do swego stołu; sam im usługiwał, sam im mył nogi.
Trędowatemu, który przybył do biskupa w czasie obiadowym, kazał podać rybę ze
stołu, przygotowaną na swój własny posiłek; otoczenie zdziwiło się tym
czynem. Gotfryd zaś rzekł: Czy pragniecie, abym używał pożywienia
dostatniego, a Chrystus miał głód cierpieć w Swych ubogich? Jestem
najniegodniejszy z ludzi; wolę się wyrzekać przysmaków niż znosić utrapienia
biednych. Inną razą napotkał półnagiego żebraka; ponieważ nie miał przy sobie
pieniędzy, zdjął swój płaszcz i przyodział nim ubogiego.
Nie mniejszą była troska św. Gotfryda o zbawienie dusz sobie powierzonych.
Występował przeciw rozwiozłości, nadużyciom, jakie panowały w dyecezyi.
Gromił je w swych naukach, pełnych nadziemskiego zapału; groził karami tym,
którzy napomnień nie chcieli słuchać. Gorliwość biskupa rozbudziła uczucia
nienawiści w możnych panach, którym rządy Gotfryda wydawały się zbyt surowe.
Postanowili trucizną go zgładzić ze świata. Pod pozorem podarunku przysłali
biskupowi wina zatrutego. Bóg przecież zachował biskupa przy życiu.
Zrządzeniem niebios poznał bowiem Gotfryd niecne zamiary; pies dopadł wina,
napił się go i na miejscu zdechł.
Nie biorąc względu na osoby, biskup nikomu nie szczędził nagany, jeśli ją
uważał za nieodzowną. Kiedy odprawiał nabożeństwo w dzień Bożego Narodzenia,
hrabia Artois z orszakiem swym przybył do świątyni. W drogocennych szatach, z
których grzeszny przebijał zbytek, zbliżył się hrabia z dworzanami do
ołtarza, aby złożyć zwyczajowa ofiarę. Gotfryd jej nie przyjął, oświadczając,
że jawny zbytek jest w sprzeczności z dziełami pobożności. Znając stałość
biskupa, poskładali dworzanie swe ozdoby, aby nie utracić łaski
błogosławieństwa świętego męża.
Zdając sobie jasno sprawę z trudności, jakie mu się w rządach dyecezalnych
nastręczały, postanowił Gotfryd złożyć swą godność biskupią. Udał się więc do
pustelni w Grenoble, aby tam do końca życia poświęcić się zbawieniu swej
duszy, a przez modlitwę i pokutę także zbawieniu bliźnich. Uwiadomił synod w
Beauvais o swych zamiarach, prosząc o wyznaczenie następcy w Amiens. Zebrani
biskupi nie zgodzili się na prośbę Gotfryda; dwóch posłów sprowadziło go
napowrót do Amiens ku wielkiej radości mieszkańców, którzy pod nieobecność
arcypasterza poznali, jak wielką mieli ponieść stratę. Niestety dawniejsza
rozwiozłość pomimo usilnej pracy Gotfryda dalej szerzyła spustoszenia.
Proroczym owiany duchem zapowiadał biskup srogie kary niebios, jeśli rychła
nie nastąpi naprawa. Nadaremne było i to nawoływanie. Bóg sprawiedliwą Swą
rękę wyciągnął nad Amiens. W dzień św. Bartłomieja czarne chmury pokryły
niebo; szalona zerwała się burza; pioruny zapaliły wkrótce miasto; spłonęło
zupełnie z wyjątkiem kościoła, domu biskupiego i kilku przytułków dla
ubogich. Żal i rozpacz ogarnęły mieszkańców; na dobitek zaraza i głód
powiększyły ich nieszczęście. Wtedy Gotfryd ponownie zaczął nawoływać do
pokuty, przyrzekając zmiłowanie Boże, jeśli wszyscy się upamiętają i wiernie
obowiązki zechcą pełnić chrześcijańskie. Na pewien czas kara Boża korzystnie
oddziałała na usposobienie dyecezyan. Niestety naprawa była krótką; dawna
rozwiozłość znowu się pojawiła. Biskup odczuwał boleśnie bezowocność swej
niestrudzonej pracy, którą Bóg wspomagał w tak dotkliwy dla grzeszników
sposób. Skarżył się gorzko na zatwardziałość swych owieczek; nazywał się
sternikiem, który utracił wśród burz ster, a okręt musi poświęcić na los fal
niespokojnych. Cierpienia duszy odbierały Gotfrydowi zdrowie; siły jego
zanikały; czuł bliski koniec swego życia; tem pilniej pamiętał o wiecznem
życiu. W podróży do Rheims w sprawach urzędowych zapadł w ciężką chorobę.
Opat Odon z St. Crispin pod Soissons przewiózł Gotfryda do swego klasztoru,
gdzie oddał bogobojną swą duszę Bogu dnia 8. listopada r. 1118. Dla cudownego
wybawienia od otrucia, którego ofiarą padł pies, przedstawiają św. Gotfryda z
psem u stóp.
Nauka
Poświęcał się święty Gotfryd opiece chorych; przynosił im nietylko
ulgi w cierpieniach ciała, ale i duszy. Skoro nadarzy ci się sposobność do
podobnych uczynków miłości chrześcijańskiej, nie usuwaj się od nich. Możesz
uzyskać swem poświęceniem nieskończone zasługi dla niebios. Staraj się
pobudzić chorych do cierpliwości; zajmuj ich czytaniem książek pobożnych,
módl się razem z nimi, wskazuj na korzyści duchowe, jakie każda przynosi
choroba.
Jeśli choroba jest śmiertelną, a przynajmniej niebezpieczną, zwróć na to
uwagę chorego albo sam albo przez innych w tym celu, aby pamiętał o sądzie
Bożym po śmierci i o wieczności. Byłoby grzechem, zatajać bliskie
niebezpieczeństwo choremu albo go łudzić fałszywą nadzieją bliskiego zdrowia.
W ten sposób niejedna ginie dusza, bo bez przygotowania, bez Sakramentów
świętych, w grzechu śmiertelnym przenosi się do życia pozagrobowego.
Ciężką więc odpowiedzialność bierze na siebie ten, co w zbytniej czułości
nie przestrzeże chorego wczas przed grożącem niebezpieczeństwem. Nie jest
uniewinnieniem wymówka, że nie godzi się chorego niepokoić, drażnić albo
przestraszać. Czyż jest miłością chrześcijańską, pozwalać choremu umierać w
grzechach śmiertelnych? Czyż właśnie Sakramentami św. nie przywraca się
zdrowia duszy, a nieraz także zdrowie ciała? Przecież Ostatnie olejem św.
Namaszczenie wedle nauki Kościoła ma podwójny skutek, bo niszczy nietylko
naleciałości grzeszne, ale może także przyczynić się do powrotu do
zdrowia.
Skoro sam zachorujesz niebezpiecznie, nie zwlekaj z przywołaniem kapłana,
abyś godnie się przygotował na drogę wieczności; domagaj się od lekarza i od
otoczenia, aby nie ukrywali przed tobą postępów choroby, jeśli sam ich
rozpoznać nie zdołasz. Troska o duszę niechaj będzie dla ciebie zasadą we
wszystkich innych niebezpieczeństwach ciała.
Inni święci z dnia 8. listopada:
Św. Klarus, kapłan z Tours. - ŚŚw. męczennicy Klaudyusz, Nikostrat, Symforyan, Kastor i Symplicyusz. - Św.Deusdedit, papież. - Czcigodny kardynał Franciszek Ximenes di Cisneros, arcybiskup z Toledo. - Św. Grzegórz, opat. - Bł. Jan Duns Scotus, Franciszkanin. - Św. Maurus, biskup z Verdun. - ŚŚw. męczennicy Sewer, Seweryan, Karpofor i Wiktoryn, t. zw. czterej ukoronowani. - Św. Willehad, biskup Bremeny i apostół Sasów.