Na podstawie kalendarza kościelnego z uwzględnieniem dzieła ks. Piotra Skargi T.J. oraz innych opracowań i źródeł
na wszystkie dni całego roku ułożył
Ks. Władysław Hozakowski



ŻYWOTY  ŚWIĘTYCH   PAŃSKICH  -   11. L I S T O P A D A

11. Listopada


Święty Marcin z Tours, biskup

(316-400.)

Św. Marcin z Tours

   Jako syn pogańskich rodziców przyszedł na świat św. Marcin r. 316, wedle innych r. 310 w Saboria w Panonii (dzisiejszem Martinsberg na Węgrzech). Ojciec jego był wojownikiem rzymskim, który dosłużył się w służbie cesarskiej od prostego rozpoczynając żołnierza stopnia trybuna. Jako sześcioletnie dziecię spotykamy Marcina w Pawii, dokąd się rodzice jego byli przenieśli. Dorastający chłopiec, skłonny z natury do cnotliwego życia, zapoznał się z chrześcijanami, których zasady wzniosłe serce jego pociągały. W 10. roku życia więc, bez wiedzy rodziców, przystąpił do wyznawców Chrystusowych, aby się przygotować na przyjęcie chrztu św.; jako katechumen lepszą miał sposobność poznać dokładnie wiarę chrześcijańską, a przejął się nią tak silnie, że jeszcze jako chłopiec pragnął usunąć się od świata, aby na samotności jako pustelnik służyć wyłącznie Bogu. Zamiaru tego nie mógł wykonać, bo ojciec w myśl rozporządzenia cesarskiego wysłał go do wojska; liczył św. Marcin lat 15, kiedy wstąpił do jazdy rzymskiej i przysięgę składał wojskową; służył pod cesarzem Maksymyanem, a później pod Julianem. Pomimo dostatków rodzinnych jednego tylko miał służebnego, którego prawie jak brata poważał. Przejęty duchem religii Chrystusowej, zdołał uniknąć wszystkich zdrożności, tak częstych w życiu wojskowym. Nie posiadł był jeszcze łaski chrztu św., a jednak jaśniał łagodnością, pokorą, umartwieniem i wielkiem miłosierdziem. Towarzysze oddawali się zabawom grzesznym - Marcin spędzał wolne chwile na modlitwie i rozmyślaniu. Był umiarkowany w jedzeniu i piciu; jednał sobie poważanie i miłość wszystkich przez swą przystępność, obowiązkowość, przez swe czyny i dobre chęci. Z tego to czasu opowiadają o wiekopomnym czynie miłosierdzia, który pamięć św. Marcina niezwykłą opromienił chwałą. W mroźnej zimie spotkał przed bramami miasta Amiens we Francyi półnagiego żebraka. Nie mając niczego przy sobie, czem mógłby wesprzyć ubogiego, dobywa Marcin swego miecza, ucina pół płaszcza swego żołnierskiego i okrywa nim biednego. Towarzysze żartowali sobie z takiej wrażliwej czułości, innych czyn ten wprowadził w podziwienie. Nagrodą zaś Bóg obdarzył wojownika rzymskiego nadprzyrodzoną, bo w nocy objawił się św. Marcinowi Zbawiciel, odziany połową płaszcza, i mówił do otaczających Go aniołów: Marcin dopiero katechumen, tą mnie obdarzył suknią.
   Widzeniem tem spotęgowało się w św. Marcinie pragnienie chrztu św., przyjął go r. 335. licząc lat 18 życia. Nie opuścił wszakże jeszcze służby wojskowej; pozostał w niej jeszcze dwa lata na prośby swego dowódzcy, który przyrzekał, że z nim razem po upływie tego czasu usunie się od świata i wyłącznie się poświęci Bogu. Powiadają, że wtenczas właśnie, kiedy św. Marcin zgłaszał się o uwolnienie ze służby, Rzymianie gotowali się do bitwy z najezdniczymi Germanami; posądzono Marcina, że dlatego chce się usunąć, aby się nie narazić na niebezpieczeństwo życia. Cofnął tedy swoją prośbę z oświadczeniem, że gotów stanąć do bitwy bez broni na samem czele szeregów, licząc jedynie na opiekę Bożą. Męstwem takiem zaskarbił sobie odrazu serca oszczerców zawstydzonych. Bóg zaś sprawił, że najeźdźcy wobec przewagi rzymskiej poddali się bez rozlewu krwi na łaskę i niełaskę swych przeciwników.
   Opuszczając wojskową służbę, udał się św. Marcin do św. Hilarego w Poitiers, którego świątobliwość daleko wówczas słynęła. Chciał go św. Hilary przy sobie zatrzymać i wyświęcić na dyakona; w pokorze swej przyjął św. Marcin tylko święcenia mniejsze egzorcysty, a zarazem wyprosił sobie pozwolenie powrotu do domu rodzicielskiego, aby pozyskać dla Chrystusa ukochanych i niezapomnianych swych rodziców. W drodze przez Alpy napadli go rozbójnicy; już jeden z nich podnosił topór, aby śmierć zadać wędrowcowi, kiedy św. Marcin wyznał, że jest chrześcijaninem, że nie obawia się śmierci, ale obawia się wiecznego potępienia dla tych, co go życia chcą pozbawić. Zdumieli rozbójnicy; dalsze zaś nauki tak przejęły tego, który cios chciał wymierzyć śmiertelny, że porzucił swoje zbrodnicze rzemiosło, nawrócił się i w pokucie życie swe prowadził dalsze. Podobno też szatan w postaci ludzkiej groził Marcinowi niedaleko Medyolanu swą zawiścią; zwyciężył go i do ucieczki zmusił sromotnej egzorcysta ufnością bezwzględną w pomoc Bożą.
   W domu rodzicielskim udało się Marcinowi odrazu pozyskać matkę dla wiary Chrystusowej; nawrócił też wielu innych, z którymi częściej przebywał; niestety ojciec pozostał głuchy na napomnienienia synowskie; nie chciał porzucić swych wierzeń pogańskich. Zyskał sobie też święty Marcin wówczas miano wyznawcy. Wystąpił bowiem przeciw herezyi aryańskiej, szerzącej się w stronach jego ojczystych; naraził się nietylko na prześladowanie, ale i na czynną zniewagę przez bolesne biczowanie, jakiem kacerze chcieli ukarać obrońcę prawdziwej wiary.
   Zamierzał wedle przyrzeczenia wrócić do Poitiers; na wiadomość o wygnaniu św. Hilarego, pozostał w Medyolanie, a ścigany przez biskupa aryańskiego Auksencyusza uszedł na wysepkę Gallinaria pod Genuą, aby w towarzystwie cnotliwego kapłana oddać się życiu pustelniczemu. Żyjąc korzonkami, spożył jadowitą roślinę; trucizna nabawiła go niemocy, ale ją modlitwami z woli Bożej zwyciężył.
   Kiedy r. 360 święty Hilary wracał z wygnania do swej dyecezyi, św. Marcin opuścił swą wysepkę, aby udać się do świętego biskupa; za jego zgodą zbudował dwie mile od Poitiers pierwszy klasztor w ówczesnej Gallii, zwanej Liguge. Dwa cuda rozniosły sławę Marcina z tej pustelni na cały zachód. Pod nieobecność mistrza, umarł nagle katechumen chrześcijański bez chrztu św. Marcin po powrocie go modlitwą do życia powołał. Wskrzesił też niewolnika, który sam sobie był życie odebrał. Gdy tedy śmiercią Lidoryusza roku 371 osierociło się biskupstwo w Tours, dyecezyanie upatrzyli sobie św. Marcina na arcypasterza. Podstępem wywołał go z klasztoru Kurucyusz do chorej swej rzeczywiście żony. Ledwie święty cudotwórca przestąpił podwoje klasztorne, unieśli go z sobą do Tours mieszkańcy, umieszczeni w zasadzce. Nie mógł się dłużej opierać prośbom o objęcie rządów dyecezalnych.
   Przyjąwszy sakrę biskupią, zachował św. Marcin zwyczaje zakonne; początkowo mieszkał w celi tuż pod kościołem, później przeniósł się do klasztoru Marmontier pod Tours. Tutaj nad rzeką Loire zgromadził licznych uczniów, z którymi wiódł życie odosobnione, poświęcone doskonałości i służbie Bożej. Liczba współtowarzyszów w cnocie wynosiła przeszło 80 osób.
   Nie zapomniał przecież święty Marcin o swych powinnościach biskupich. Z całym zapałem zwrócił się przeciw szczątkom pogaństwa, jakie jeszcze istniały w Gallii. Z narażeniem życia tępił fałszywe wierzenia, niszczył posągi bożków, znosił świątynie pogańskie. Dwukrotnie poganie godzili na jego życie; dwukrotnie siłą nadprzyrodzoną ochronił Bóg biskupa od grożącej śmierci. Cudami potwierdzały niebiosa zbożną pracę św. Marcina. Gdy kapłani pogańscy zgodzili się na uznanie wiary Chrystusowej pod warunkiem, że biskup barkami swemi podeprze ścinaną przezeń świętą sosnę, św. Marcin, ufny w pomoc Bożą, nie opierał się zadaniu; spadającą sosnę znakiem krzyża św. w przeciwną odwrócił stronę, sam wyszedł cały z próby, a dla Jezusa pozyskał cudem tym liczne dusze. Nie mniej tępił zabobony, jakie się zakradły do wiary chrześcijańskiej. Siłą Bożą wykrył niesłuszną cześć oddawaną w kaplicy niedaleko swego klasztoru szczątkom jakiegoś rzekomego męczennika; wykazał, że spoczywało tam ciało dawniejszego rozbójnika. Duch zmarłego wywołany, upewnił biskupa w usprawiedliwionych już przedtem wątpliwościach.
   W gorliwości o dobro Kościoła udał się św. Marcin do cesarza Walentynyana I., który pozostawał pod wpływem aryańskiej swej małżonki Justyny. Nadaremnie starał się kilka razy wejść do pałacu w Trewirze; podwoje się przed nim zamykały, bo była obawa, że św. Marcin postawi żądania, których Justyna nie zechce przyjąć. Nie zrażony kilkakrotną odmową, wzmocniony modlitwą i rozkazem zachęcony przez anioła z niebios, wtargnął biskup wprost do komnat cesarskich, a takie na Walentynyanie zrobił wrażenie, że z największem poważaniem przyjęty opuścił pałac, osiągnąwszy zupełnie swój cel; podarunków cesarskich nie przyjął, aby nie wykroczyć przeciw dobrowolnemu ubóstwu. Tępił św. Marcin na każdym kroku aryanizm, który przeczył bóstwu Pana Jezusa. Ledwie się z tą herezyą jako tako uporał, gdy nowa herezya Pryscylianistów zaczęła się szerzyć w Gallii, w Hiszpanii; przeczyła pomiędzy innemi także prawdzie o Trójcy Przenajświętszej. Potępił św. Marcin bezwzględnie błędy głoszone; pragnął wszakże łagodnością pozyskać dla Kościoła zwolenników herezyi, niż ich sądami świeckimi życia pozbawiać. Wstawiał się więc za Pryscylyanistów do ówczesnego cesarza Maksyma, chociaż nie z takim skutkiem, jak tego gorąco był pragnął. W dalszym przebiegu sprawy okazał się biskup z Tours zbyt może uległym dla życzeń cesarskich i zbyt wyrozumiałym wobec uroszczeń heretyków. Sam nawet mawiał, że od tego czasu zmniejszyła się w nim siła nadprzyrodzona, jaką posiadał wobec złych duchów. W każdym razie św. Marcin nie wykroczył rozmyślnie przeciw karności i zasadom Kościoła katolickiego.
   Samego cesarza zaś Maksyma pociągnął biskup z Tours do odpowiedzialności za śmierć Gracyana, współzawodnika jego do tronu cesarskiego. Nie chciał go przyjąć do jedności z Kościołem, póki nie oświadczył, że nie jest winien śmierci, bo Gracyan padł ofiarą Andragacyusza pod Lyonem roku 383; dodał, że przyjął koronę cesarską li tylko pod naciskiem legionów rzymskich w Brytanii, które go władzcą obwołały państwa. Pojednanie z św. Marcinem odbyło się z wielką uroczystością w pałacu cesarskim w Trewirze. Przy uczcie podał Maksym biskupowi kielich, aby go od niego odebrać na znak zgody; św. Marcin nie zwrócił go jednak cesarzowi; jeno podał puchar kapłanowi obecnemu jako najgodniejszemu z zebranych gości. Czyn ten nie zraził wcale Maksyma; przeciwnie zrozumiał go dobrze, bo stwierdzić się miało poszanowanie dla kapłaństwa Chrystusowego. I cesarz bowiem i cesarzowa głęboką otaczali czcią św. Marcina. Niepomna na swą godność, cesarzowa ubłagała biskupa, aby pozwolił sobie przez nią usługiwać do stołu. Cały wogóle pobyt św. Marcina w Trewirze, a było to r. 384, nacechowany był niezwykłem uwielbienieniem dla świętego biskupa.
   Z życia św. Marcina przekazały nam dzieje liczne inne dziwne i cudowne wydarzenia. Chorych uzdrawiał: olejem św. przywrócił w Trewirze zdrowie dzieweczce bezwładnej; pocałunkiem uwolnił pod Paryżem trędowatego od wrzodów. Pod Chartres wskrzesił syna ubogiej wdowy; św. Paulin z Nola pozbył się pod Vienne choroby ócz, skoro ich się dotknął św. Marcin. Niewolnika w służbie prokonsula Tetradyusza uwolnił od złego ducha. Miał św. Marcin dar proroctwa. Cesarzowi Maksymowi przepowiedział początkowe pierwotnie zwycięstwo w walce z Walentynyanem młodszym, a późniejszą klęskę; zadał mu ją Teodozyusz Wielki; Maksym śmierć poniósł w Akwilei. Brykcyszowi kapłanowi, który niezbyt pobożne prowadził życie, przepowiedział, że będzie jego następcą na stolicy biskupiej w Tours. Kiedy inni się domagali, aby go wogóle wydalił z klasztoru dla niedobrego i lichego przykładu, odpowiedział, że i Jezus znosił Judasza, stąd sam znosić może i winien Brykcyusza, powołanego do dostojeństwa kościelnego w Tours. Dzieje potwierdzają, że proroctwo św. Marcina o Brykcyuszu się spełniło, bo kapłan pokutą zmazał swe winy i w Tours po śmierci mistrza objął rządy biskupie. Miał też św. Marcin dar rozróżniania złych duchów oraz łaskę widzeń nadprzyrodzonych. Wykrył mamidła, jakim ulegał za wpływem złego ducha zakonnik Anatol ku podziwieniu swych współbraci; biskup modlitwami wykazał podstęp i ułudę szatańską. Samemu św. Marcinowi ukazał się szatan w majestacie, nazywając siebie Chrystusem; biskup zwyciężył rzekome objawienie niebieskie, kiedy rzekł: Nigdy nie uwierzę, że widzę Zbawiciela, póki nie ujrzę ran Jego świętych. Widzenie ułudne w tej chwili zniknęlo. Natomiast w rzeczywistych objawieniach ukazywały mu się św. Tekla i Agnieszka, widział św. Piotra i Pawła.
   Głośny więc życiem umartwienia i nadprzyrodzonemi łaskami doczekał się św. Marcin bardzo podeszłego wieku. W sprawach duchowieństwa swego udał się do Cande na granicach swej dyecezyi; kiedy zabierał się do powrotu, nagłą złożony został chorobą. Żal uczniów jego był nieopisany: Ojcze, wołali, czemu nas chcesz opuścić? Wilki drapieżne rozproszą twoją owczarnię, zostań z nami. Biskup przecież zupełnie poddawał się woli Bożej, mówiąc, że gotów do dalszej pracy, jeśli Opatrzność mu ją wyznacza. Opadając z sił, kazał się złożyć na ziemi posypanej popiołem; leżąc w znak, nie pozwolił się ruszać, aby bezustannie wpatrywać się w niebo. W ostatnich chwilach konania pojawił się zły duch, aby go kusić; jak za życia tak i teraz siłą bożą kusiciela biskup zwyciężył. Umarł dnia 8. listopada r. 400; pochowany został dnia 11. listopada tuż pod miastem Tours; nad grobem św. Marcina zbudowano później wspaniały kościół na jego cześć.


     Nauka


   Stan żołnierski, w którym służył św. Marcin Bogu przez kilka lat, nie jest nietylko zakazanym, ale wprost potrzebnym dla zachowania pokoju powszechnego. Pismo św. nie potępia mężnych wojowników, ale ich chwali jak n. p. Jozuego, Dawida, Makabeuszów; św. Jan Chrzciciel w naukach do żołnierzy skierowanych nie żąda od nich, aby porzucili swe rzemiosło; wzywa ich, aby go nie nadużywali do występków zbrodniczych. Jeśli zaś św. Marcin opuścił stan żołnierski, to poszedł za głosem powołania do doskonalszego życia oraz kierował się względami na Juliana cesarza, który był zaciętym prześladowcą religii Chrystusowej.
   Wymiar sprawiedliwości jest z zasady rzeczą przełożonej władzy; stąd żołnierzowi nie wolno ani porywać się do broni bez wyraźnego rozkazu i upoważnienia mianowicie w czasach pokoju. W czasach wojny ma spełniać sumiennie swój obowiązek, skoro walka podjęta jest sprawiedliwą, bo albo w obronie przed napadami albo w obronie przed zniewagą czci monarszej albo w obronie sprawiedliwości nie dopełnionej. Sąd o wojnie sprawiedliwej nie jest znowu zwykle rzeczą poszczególnego żołnierza, ale osób do tego powołanych.
   W każdym razie żołnierz nie powinien pokładać ufności w swej broni i sile, ale głównie w pomocy Bożej; powinien się starać o zaspokojenie swych potrzeb duchownych przez kapłanów; obowiązkiem ścisłym żołnierza, unikać wszelkich zdrożności, któremi by plamił swą duszę, bo stan żołnierski nie uwalnia od obowiązków religii, ale wymaga nawet przy większych niebezpieczeństwach tem pilniejszej gorliwości. Wystrzegać się też musi żołnierz wielkiego okrucieństwa, zapalczywości, zaczepek, bo zadaniem jego jest obrona mieszkańców, nie zaś ich dręczenie. Nie mniej ma być daleki od wszelkiej krzywdy, wyzyskiwania, bo żadnych wobec Boga nie posiada przywilejów, któreby mu oddawały władzę nad innymi i usprawiedliwiały jakiekolwiek występki.


     Inni święci z dnia 11. listopada:


   Św. Elfleda, księżniczka-zakonnica. - Bł. Agnieszka, córka cesarza Ludwika bawarskiego, Klaryska. - Św. Atenodor, męczennik. - Św. Bartłomiej, opat Bazylyanów. - Św. Benedykta, ksieni. - Św. Ewodyusz, biskup z Puy. - Św. Mennas, pustelnik. - Św. Teofila, dziewica i męczenniczka. - Św. Turybyusz, pustelnik. - Św. Weranus, biskup z Lyon. - Św. Wincenty z Saragossa, męczennik.