Na podstawie kalendarza kościelnego z uwzględnieniem dzieła ks. Piotra Skargi T.J. oraz innych opracowań i źródeł
na wszystkie dni całego roku ułożył
Ks. Władysław Hozakowski



ŻYWOTY  ŚWIĘTYCH   PAŃSKICH  -   28. L I S T O P A D A

28. Listopada


Święty Jakób z Marchii

(1389-1479.)

   Urodził się św. Jakób r. 1389 w Monte Brandone w Marchii Ankońskiej, niedaleko miasta Ascolo. Rodzice jego byli ubogimi, natomiast bardzo bogobojnymi ludźmi. Dziecię ich otrzymało na chrzcie św. imię św. Dominika dlatego, że w niedzielę na świat przyszło. Chłopiec, zaznajomiony przez rodziców z zasadami pobożności, pobierał pierwsze nauki w Ofida, później w Ascolo; zajął się nim powinowaty mu kapłan, od którego wyuczył się początków języka łacińskiego. Niezwykłe zdolności otworzyły młodzieńcowi drogę na wszechnicę w Perosa; stateczność w zachowaniu, gorliwość w cnocie, postępy w naukach zaskarbiły mu łaskę pewnego szlachcica florenckiego, który poruczył mu opiekę nad swemi dziećmi. Spełniając sumiennie przejęte obowiązki, takie zyskał zaufanie u swego chlebodawcy, że musiał z nim udać się do Florencyi, aby objąć ofiarowane mu stanowisko w urzędzie świeckim.
   Zajęcia nie pozwalały mu zapominać o postępach w doskonałości chrześcijańskiej; unikał zbyt zgiełkliwych towarzyszów, żył modlitwą i skupieniem duszy; szukając środków coraz wybitniejszej cnoty, postanowił wstąpić do klasztoru Kartuzów pod Florencyą. Przeor tamtejszy radził mu zbadać dobrze swe powołanie, nimby się na zawsze zamknął w zakonnem zaciszu. Widocznie inną była wola Boża. Kiedy bowiem wracał Dominik do rodzinnego miejsca przez Asyż i wstąpił był do kościoła Matki Boskiej Anielskiej, widok rozmodlonych Frańciszkanów takie na nim zrobił wrażenie, że natychmiast zwrócił się do nich z prośbą o przyjęcie. Tą razą żadnych nie napotkał trudności. Przyjął więc habit św. Frańciszka roku 1417, a przy obłóczynach odebrał imię Jakóba na cześć świętego apostoła. Na nowicyat udał się do pobliskiego klasztoru zwanego Więzieniem. Tutaj położył podstawy do niezwykłej swej świętości. Wróciwszy do Asyżu, otrzymał trzy lata później święcenia kapłańskie.
   Odtąd do końca życia żył największem umartwieniem. Nigdy nie zdejmował z siebie ostrych włosiennic; ciało swe dręczył pasem żelaznym. Sypiał co noc tylko po trzy godziny, przeznaczając resztę czasu na modlitwy i rozmyślania. Mięsa nie spożywał, a jadał tak mało, że ledwie starczyć mogło na utrzymanie sił. Umiłował serdecznie ubogich; dzielił się z nimi wszystkiem, co tylko mógł im ofiarować; sam zachowywał pozory najuboższego człowieka, bo nosił suknie wytarte i zużyte. Czystość zachował nieskalaną; w doskonałem posłuszeństwie dopełniał posług najlichszych i najpodlejszych.
   Przełożeni zlecili mu urząd kaznodziejski; spełniał go przez lat 40 po wsiach, dworach, miastach nietylko we Włoszech, ale i w innych krajach. Kazywał jak najczęściej, czasem i kilka razy na dzień, a przy wolnej chwili głosił nauki swym współbraciom w zakonie. Nie chcąc być nikomu ciężarem, brał na swe wędrówki kaznodziejskie trochę soczewicy, cebuli i chleba celem pożywienia, do którego dołączał kubek wody.
   Niewymowną była skuteczność jego kazań. Nauką swą w dzień św, Maryi Magdaleny wygłoszoną w Medyolanie nawrócił 36 kobiet nierządnych i na drogę prawdziwej wprowadził je poprawy. Lud zebrany składki urządził, aby im wyposażenie dać w stanie małżeńskim; odrazu wpłynęło około 3000 czerwonych złotych. Takie znaczenie zdobył sobie św. Jakób z Marchii, że Medyolańczycy powoływali go na osierocony tron arcybiskupi. Dowiedziawszy się o tem, zakonnik ucieczką chciał się zebezpieczyć przed mitrą ofiarowaną. Odnaleziony w swej kryjówce, wyprosił się przecież od zaszczytu, mówiąc: Jako biskup musiałbym wyłączne mieć staranie o powierzoną owczarnię; inni z głodu umieraliby duchowego. Czuję, że Bóg mnie powołuje do pracy dla wszystkich.
   Natężenie sił w działalności kaznodziejskiej i w umartwieniu nabawiło go niebezpiecznego krwiotoku; przez dziewięć lat wyczerpanie groziło mu rychłą śmiercią. Nie ustawał przecież ani na chwilę w swych obowiązkach, a wkońcu przyczyną Najśw. Maryi Panny wybłagał sobie zupełny powrót do zdrowia. Umartwienie swe prowadził dalej. Co rok pościł siedm razy po 40 dni, codzień się biczował, codziennie odmawiał różaniec. Nie mając środków na zakupno drogich wówczas książek, sam sobie przepisywał nauki z pisarzów kościelnych, aby je zużyć w swych kazaniach.
   Bóg uzacnił życie wybranego Swego sługi cudami i darem proroctwa. Licznych dokonał uzdrowień w Wenecyi; wybawił z choroby księcia Kalabryi, a później króla Neapolu. Gdy zebrani na kapitule jeneralnej Frańciszkanie w Perugia nie mogli się zgodzić co do wyboru następcy św. Frańciszka, wezwali św. Jakóba, aby im najgodniejszą wskazał osobę na urząd jenerała zakonu. Posłuszny wezwaniu przepowiedział, że w gronie zebranych znajduje się ten, którego wkrótce powita jako najwyższą swą władzę, nietylko jako jenerała, ale i jako papieża. Ojcom zaś wskazał jako najgodniejszego do wyboru Frańciszka Sawonę. Spełniło się proroctwo. Sawona został jenerałem zakonu, później kardynałem, a wkońcu papieżem jako Sykstus IV. Przepowiedział też św. Jakób Neapolitańczykom straszne trzęsienie ziemi jako karę za grzechy; cztery lata później przepowiednia się ziściła.
   Z polecenia Stolicy apostolskiej rozwinął św. Jakób błogą swą działalność i poza granicami Włoch; i tam ją opromieniały dziwy cudów nadprzyrodzone. Po trzykroć udawał się na Węgry z woli Eugeniusza IV., Mikołaja V., Kaliksta III. Niezliczone rzesze grzeszników i odpadłych od wiary zdobywał dla Jezusa, a owoce pracy swej utwierdzał cudami uzdrowień, o których wieści daleko się rozchodziły. Wielu też pozyskał zwolenników do zakonu swego czy to w Budzie czy Białogrodzie lub w innych miastach. W Wiedniu, Norymberdze, w Ulm, Augsburgu, Ratyzbonie powtarzało się to, czego dokonywał na Węgrzech; nawracał nierządnice, budował klasztory, czynił cuda samen wezwaniem imienia Jezus lub znakiem krzyża św. Ruszył dalej niestrudzony w swej pracy. W Brandenburgu ułagodził spory i waśnie panujące; był w Limburgu, Hamburgu; wytępił nałogi grzeszne wśród mieszkańców Frankfurtu nad Odrą; na kolanach błagali miłosierdzia Bożego, przyrzekając poprawę życia konieczną. W Gdańsku nawrócił na łono Kościoła katolickiego głośnego z sławy swej rabina. Morzem przeprawił się do Fryzyi, zwiedził Danię i Norwegię, zaszedł i do Polski, był w Krakowie, poczem udał się do Czech, działał w Pradze; przebywał i w krajach półwyspu bałkańskiego, a już nosił się z myślą, aby pójść do krajów mahometańskich i tam głosić ewangelię Chrystusa.
   Wolą papieską musiał wrócić do Włoch. Pod koniec życia dziwne znosić musiał doświadczenia. On, co całe życie strawił na nauce Jezusa i za nią gotów był oddać samego siebie, naraził się na zarzut herezyi. R. 1462 wygłosił podczas kazania w Brescia zdanie, że krew, którą Zbawiciel na krzyżu wylał, nie jest przedmiotem uwielbienia przynależnego Bogu, bo nie była złączoną z człowieczeństwem Jezusa w jedności osobowej od chwili śmierci aż do zmartwychwstania. Dominikanie zaczepili Jakóba z Marchii o to zdanie. Sprawa poszła przed Stolicę apostolską. Papież Pius II. wezwał Dominikanów i Frańciszkanów do jawnej rozprawy. Wywody wszakże nie rozstrzygnęły zupełnie pytania, lubo pewniejszem wydawało się zdanie Dominikanów. Św. Jakób miał przynajmniej takich obrońców, że wyszedł z zatargu bez żadnej nagany.
   Czując bliską swą śmierć dla podeszłego wieku, św. Jakób przygotował się na drogę wieczności przyjęciem Sakramentów św., prosił o przebaczenie wszystkich, którychby obraził lub skrzywdził. Z imionami Jezus i Marya na ustach umarł w Neapolu w klasztorze św. Trójcy dnia 28. listopada r. 1479. Papież Benedykt XIII. policzył go roku 1726 w poczet świętych.


     Nauka


   Niezwykłą gorliwością w swych obowiązkach jaśniał św. Jakób z Marchii dlatego, że w sercu jego rozpalił się ogień żywej miłości Bożej. Bo gorliwość o chwałę Boga przez pełnienie obowiązków nie jest niczem innem jeno czynnem stwierdzaniem wewnętrznych uczuć miłości prawdziwej. Gorliwością taką odznaczali się prorocy Starego Zakonu, apostołowie, Święci Pańscy. Nie szukali odpoczynku, jeno pracy; nie pragnęli wygód, jeno umartwienia; nie pragnęli spokoju, jeno walki ciągłej o dobro Kościoła i zbawienie dusz ludzkich.
   Taką, ostatecznie podobną gorliwością jaśnieć powinien każdy chrześcijanin, przynajmniej już dla obowiązków wobec duszy własnej. Nie wolno czekać, aż może gwałtem zaprowadzą ciebie do spowiedzi i do Komunii św., sam o tem powinieneś pamiętać. Grzechy same z siebie się nie zmażą, cnót w sobie nie zaszczepisz ani ich nie nabędziesz, jeśli pilnych o to nie podejmiesz starań. Oblicz się z swem usposobieniem, a obliczenie się z sobą niechaj ci wskaże środki i drogi, których musisz się chwycić, jeśli prawdziwą miłość Boga żywisz w swem sercu.
   Mianowicie rozpocząć musisz zabiegi walką z najgroźniejszemi swemi nałogami, z pychą, chciwością, zazdrością, nieczystością, pijaństwem. Na pohańbienie życia swego przez takie grzechy całą musisz zwrócić uwagę, abyś ich się czemprędzej pozbył; zerwanie z grzechami śmiertelnymi jest bowiem pierwszym stopniem gorliwości chrześcijańskiej. Jeśli się uporałeś z największymi błędami, tem łatwiej pozbędziesz się mniejszych błędów; będziesz się wystrzegał i grzechów powszednich, unikać będziesz i rozmaitych niedoskonałości, a wzniesiesz się na wyższy stopień gorliwości i zarazem doskonałości chrześcijańskiej. Nie wystarczą Bogu zapewnienia, że chcesz być gorliwym i obowiązki swe pełnić; Bóg żąda czynów, bo ci dał wolną wolę i daje ci łaskę Swą. Gorliwość bez czynu - to tylko widmo i pozór, to tylko ogień bez ciepła, ognisko światła bez promieni.


     Inni święci z dnia 28. listopada:


   Św. Anna, wdowa i męczenniczka. - Bł. Edmund Campian z zakonu Jezuitów, męczennik. - Św. Grzegórz III., papież. - ŚŚw. męczennicy Papinyan, biskup z Utyki i Manswet, biskup z Uryki. - Św. Sostenes, uczeń św. Pawła, biskup z Kolofonu. - Św. Stefan młodszy, opat i męczennik.