13. Listopada
Święty Stanisław Kostka
(1550-1568.)
Święty Stanisław urodził się dnia 28. października r. 1550 z ojca
Jana Kostki, kasztelana zakroczymskiego i matki Małgorzaty Kryska z rodu
Odrowązów. Był drugim z pięciorga dzieci; kolebką jego był zamek w Kostkowie
na Mazowszu dyecezyi płockiej. Od samego dziecięctwa posiadał łaskę
niezwykłej bogobojności. Rozmiłował się w modlitwie, unikał zabaw
rówieśników; przedewszystkiem jaśniał odrazą do grzechu. Niewinnością duszy i
ciała tak odznaczał się wysoką, że znieść nie mógł najmniejszego słowa
nieskromnego. Zdarzyło się nawet, że omdlał przy stole, kiedy gość ojca zbyt
swobodne rozpoczął prowadzić rozmowy. To też rodzice chronili swe dziecko od
wszelkich wyrazów drażliwych; nie nazywali go inaczej jak aniołkiem. Pomimo
naleciałości więc, jakie z Niemiec docierały do Polski w czasach reformacyi,
św. Stanisław najwzorowszego doznał wychowania domowego; przyczyniał się do
tego ojciec, mianowicie zaś pobożna matka. Nauki pobierał u Grzegorza
Wigilancyusza, który później został profesorem przy wszechnicy
krakowskiej.
Na dalsze studya wysłał ojciec czternastoletniego chłopca do Wiednia;
razem z nim udał się brat jego Paweł. Wstąpili do kolegium Jezuitów, które
cesarz Ferdynand założył za radą Piotra Kanizyusza dla synów szlacheckich.
Słusznie można było przypuszczać, że w otoczeniu duchownem miody Stanisław
nietylko utrzyma, ale i utwierdzi swe cnoty, nadto i pogłębi posiadana już
wiedzę. Z swej strony świątobliwy młodzieniaszak wszystkie wytężał siły, aby
zupełnie sprostać swemu zadaniu; życiem wzorowem, cnotliwością, pilnością w
naukach budził podziw w przełożonych i w towarzyszach. Umiłował Bóg
oczywiście Swego młodego sługę; dlatego zesłał nań ciężkie doświadczenie.
Roku bowiem 1565 internat Jezuitów z rozkazu cesarza Maksymiliana II. został
zamknięty. Uczniowie musieli się umieścić w prywatnych domach, uczęszczając
wszakże nadal na wykłady w kolegium. Dwaj Kostkowie, Stanisław i Paweł,
zamieszkali z konieczności u jakiegoś protestanta. Swoboda życia przypadła do
smaku starszemu o dwa lata Pawłowi; był on wogóle niejako przeciwieństwem do
Stanisława tak pod względem charakteru jak swych nawyknień i dążności. Nie
dziw tedy, że bogobojne życie brata było ciągłym dla niego wyrzutem; stąd
zaczął go prześladować, prześmiewać, pobudzał nawet do tego kolegów; słowem
Stanisław prawdziwy musiał przechodzić czyściec pod okiem brata Pawła i pod
okiem ochmistrza Jana Bilińskiego, który także niechętnie patrzał na pobożne
praktyki kasztelanica.
Stanisław podwajał wobec takich trudności gorliwość swą w służbie Bożej.
Bratu żadnych nie czynił wyrzutów; przeciwnie łagodną cichością, przysługami
starał go sobie zjednać i na lepszą drogę z pomocą Bożą wprowadzić.
Codziennie rano i wieczorem nawiedzał Najśw. Sakrament; codziennie bywał na
kilku Mszach św.; co niedzielę i święto przystępował do Stołu Pańskiego.
Długie odprawiał rozmyślania nad prawdami wiary; wstawał w nocy, aby
dobrowolnym oddawać się modlitwom. Ciało swe umartwiał czuwaniem,
włosiennicą, postami. Unikał zgiełkliwych schadzek z towarzyszami, a już
najdalszych nawet wystrzegał się sposobności, któreby pozór chociażby nosiły
jakiejkolwiek nieskromności.
Dwa lata spędził święty Stanisław w Wiedniu w ten sposób. Bóg chciał cnotę
młodzieńca niezwykłą wynagrodzić łaską. Ciężką złożony chorobą błagał usilnie
i swego gospodarza protestanckiego i swego brata, aby zechcieli poprosić
kapłana katolickiego z św. Wiatykiem. Gdy ludzie odmówili tej prośbie,
aniołowie mieli się zlitować. Otóż św. Stanisław zwrócił się w gorącej
modlitwie do św. Barbary jako patronki dobrej śmierci; jej przedłożył swe
żale i swe chęci w żywej nadziei, że niebiosa nie odmówią mu pomocy. Ufność
taka nie pozostała bez nagrody. W zachwyceniu ujrzał św. Barbarę i dwóch
aniołów, którzy mu podali Najśw. Sakrament. W drugiem widzeniu ukazała się mu
Najśw. Marya Panna i zapewniła go, że godzina śmierci dla niego jeszcze nie
nadeszła; że ma pozostać wiernym swemu postanowieniu i wstąpić do zakonu
Jezuitów.
Od roku bowiem nosił się św. Stanisław z myślą, zostać członkiem
Towarzystwa Jezusowego; po długich walkach z sobą wyjawił swój zamiar
spowiednikowi, prosząc go o poparcie. Niestety mało było widoków, aby
życzenie św. Stanisława się spełniło; przepisy zakonu wymagały wyraźnego dla
wstępujących pozwolenia rodzicielskiego. Kasztelan zaś zakroczymski o innej,
bo wielkiej w świecie dla synów marzył przyszłości; plany ojca były właśnie
dla Pawła powodem, że zapominał o swych obowiązkach wobec Boga, pogrążony w
ponętach i rozkoszach świata. Pomimo nieprzezwyciężonych chwilowo więc
trudności, św. Stanisław nie porzucał swego zamiaru; w cichości serca
ślubował, że wstąpi do Jezuitów, a zachęta, otrzymana w objawieniu,
utwierdziła go zupełnie w powziętem postanowieniu.
Zwracał się do spowiednika jako i innych wybitnych duchownych w Wiedniu;
nikt mu nie mógł i nie śmiał czynnej udzielić pomocy. Za wskazówką wkońcu
odebraną od spowiednika, postanowił opuścić Wiedeń, aby w Augsburgu szukać
przyjęcia. Bratu swemu oświadczył, że z nim dłużej przebywać nie będzie, bo
zbyt dotkliwe prześladowanie na wspólny nie pozwala mu pobyt. Paweł w gniewie
odparł, że nie myśli go wstrzymywać i drogę mu w świat zostawia otwartą. Plan
ucieczki dojrzał. Zostawiwszy list, w którym wyjaśniał pobudki swego kroku,
pokrzepiony Komunia św., udał się św. Stanisław w sukniach pielgrzyma do
Augsburga. Paweł podjął pościg, dogonił nawet brata, ale nie poznał w
przebraniu; kiedy mu się nasunęły wątpliwości, czy pielgrzym nie był może
Stanisławem i w powtórną puścił się pogoń, konie nie chciały ruszyć z
miejsca. Wola Boża była aż nadto widoczna; pościgu zaniechano. Tymczasem z
Augsburga posłał Stanisława Piotr Kanizyusz jako prowincyał Niemiec do
Dillingen, aby przez czas próby stwierdził swe powołanie zakonne. W drodze
wstąpił młodzieniec święty do kościoła, aby siłę duszy swej pokrzepić Ciałem
Pańskiem; z żalem spostrzegł, że kościół był protestanckim. I wtenczas
pragnienie Komunii św. zaspokoiły niebiosa, bo aniołowie jej udzielili
Stanisławowi. Po trzech tygodniach próby w Dillingen, w których zajaśniał
najwyższemi stopniami pokory przez najpodlejsze posługi, ruszył z woli
Kanizyusza pieszo do Rzymu, aby u jenerala Jezuitów, Frańciszka Borgia,
wyprosić sobie ostateczne do Towarzystwa przyjęcie.
W nowicyacie św. Stanisław zadziwiał swego przewodnika Klaudyusza Akwawiwa
cnotami i doświadczeniem życia duchowego. Tak był zawsze skupiony, że
świadectwem spowiedników najmniejszem nie obrażał Boga rozproszeniem w swych
czynnościach lub nabożeństwach, O. Alfons Roiz, przed którym św. Stanisław
odprawił spowiedź z całego życia, potwierdził, że nie splamił się nigdy
cięższym jakim grzechem. Obowiązki swe pełnił w duchu posłuszeństwa; trzymał
się ściśle i co do zajęć i co do umartwień i co do modlitwy odebranych
poleceń, a pomimo swej gorliwości nigdy ponad rozkazy nigdy nie wykroczył;
zawstydzał taką swą obowiązkowością nieraz swych towarzyszy, którym zdawało
się słuszną rzeczą, więcej czynić niż żądali przełożeni. Gorzał nabożeństwem
do Najśw. Sakramentu; w kościele podczas adoracyi, przy Komunii św. lica jego
niebiańską jaśniały radością. Uwielbieniem swem otaczał Najśw, Maryą Pannę;
kochał Ją niezmiernie, bo przecież była, jak mówił do O. Emanuela, jego
matką.
Rozdźwiękem niejako w zaciszu życia zakonnego było dla Stanisława pismo
ojca, w którem mu robił zarzuty z samowolnego postępowania, nazywał syna
ohydą i zakałą rodu, groził więzieniem w razie powrotu do Polski. Święty
młodzieniec przyjął zarzuty z spokojem, modlił się za ojca, odpisał, zarazem
zaznaczając swe synowskie przywiązanie, że wola Boża wyższa jest od woli
ojcowskiej.
Kiedy Piotr Kanizyusz przybył w sprawach zakonu pod koniec lipca r. 1568
do Rzymu i z polecenia miał nauki dla domowników klasztoru, napominał, aby
wszyscy tak rozpoczynali miesiąc każdy, jakby był ostatnim w życiu; wtedy św.
Stanisław w proroczym duchu wyrzekł, że nowy miesiąc będzie rzeczywiście dla
niego ostatnim, bo go już nie przeżyje. W dzień św. Wawrzyńca zapadł nagie w
gorączkę; nikt nie przypuszczał, że będzie śmiertelną; sam Stanisław wszakże
przeczuwał koniec życia, mówiąc z poddaniem się wyrokom Opatrzności: Niechaj
stanie się wola Boża, jeśli nie mam już opuścić łoża, na którem spoczywam. W
wigilię Wniebowzięcia Najśw. Maryi Panny oświadczył, że umrze następnej nocy.
Po południu zapadł w omdlenie; po uzyskaniu przytomności prosił o udzielenie
mu Ostatnich Sakramentów św. Zasilony na drogę wieczności, przepraszał
wszystkich za swe winy. Wpatrując się w Ukrzyżowanego i w wizerunek Matki
Boskiej, z różańcem w ręku powtarzał ciągle imiona Jezus i Marya. Na
zapytanie, czy obawa go nie ogarnia przed śmiercią, odrzekł: Bynajmniej,
serce moje gotowe, o Boże, serce moje gotowe. Złożony wedle swego życzenia,
na ziemi, w chwili zgonu doznał łaski objawienia, bo ukazała mu się Najśw.
Marya Panna w gronie świętych dziewic. Umarł o godzinie 3. nad ranem dnia 15.
sierpnia roku 1568, w 18. roku życia, po dziesięciu miesiącach powołania
zakonnego. Lekarze stwierdzili, że śmierć świętego Stanisława nastąpiła nie
tak z przyczyn przyrodzonych jak z gorącego pragnienia wiecznej chwały. Jest
patronem Polski, a zarazem młodzieży. Benedykt XIII. policzył go r. 1726 w
poczet Świętych. Kościół czci pamięć świętego Stanisława Kostki dnia 13.
listopada; Kościół polski w niedzielę po 13. listopadzie.
Nauka
Jeśli ludzie świata, mówił św. Stanisław Kostka, służą Panu Bogu,
to służą połowicznie, bo nigdy nie zapominają o sobie, nigdy całego serca i
całej swej woli nie poświęcą Jezusowi. Stąd słusznie budzą się wątpliwości,
czy uczynki ich, na zewnątrz przynajmniej dobre, Bogu się podobają
rzeczywiście; samolubstwo bowiem w tych uczynkach większe ma często znaczenie
niż łaska Boża.
Nawet w pokucie nawróconego chrześcijanina brak nieraz zdaniem św.
Stanisława Kostki niezbędnej gorliwości i koniecznej wytrwałości. Najlepsi
giną przez zły przykład, przez obcowanie z ludźmi światu oddanymi. Ileż
dzieci pobożnych złymi zostało tym sposobem ludźmi, ileż z nich umarło w
grzechach bez poprawy. Stąd, mówił św. Stanisław, szukam jedynej radości w
posłuszeństwie wobec woli Bożej i w zaparciu się wedle wzoru Jezusa.
Niewinność św. Stanisława napełniła go spokojem nawet w obliczu śmierci i
bliskiego sądu Bożego. Powiadają, że głównie grzechy nieczystości chwile
śmierci czynią okropnemi, że właśnie ci, co przez nieczystość zapominali o
Bogu, w przerażeniu wewnętrznem zapominają o sobie, bo nie starają się o
uspokojenie sumienia przez szczerą skruchę i spowiedź sakramentalną. Stąd też
zawczasu trzeba pamiętać o przygotowaniu się na śmierć przez uczciwą pokutę;
Bóg miłosierny największe przebaczy zbrodnie, skoro za nie żałujemy. Kto
pragnie spokojnej śmierci, uczy św. Bernard, niechaj pokutuje za życia.
Inni święci z dnia 13. listopada:
Św. Hadryan, męczennik. - Św. Brykcyusz, biskup z Tours. - Św. Dydak i Alkala, Frańciszkanie. - Bł. Etelred, opat. - Św. Eugeniusz, arcybiskup z Toledo. - Św. Homobonus, kupiec. - Św. Leonyan, opat. - Św. Natalena, dziewica i męczenniczka. - Św. Mikołaj I, papież. - Św. Prudencyusz, męczennik. - Św. Kwincyan, biskup z Rodez. - Św. Amand, biskup z Rennes. - ŚŚw. męczennicy Arkadyusz, Paschazyusz, Probus, Eutychyan. - Św. Charyton, kapłan.