4. Sierpnia
Św. Dominik, założyciel zakonu kaznodziejskiego
(1170 - 1221.)
W wieku dwunastym jedna tylko myśl
ożywiała świat chrześcijański: ziemię świętą odebrać niewiernym muzułmanom,
oddać ją pod rządy monarchy chrześcijańskiego. Podejmowane w tym celu świetne
wyprawy krzyżowe do Ziemi świętej rozbudziły silnego ducha wiary i
poświęcenia się dla sprawy Bożej, ale odwróciły niestety uwagę od własnych
potrzeb i sprowadziły wielkie zaniedbanie wychowania religijnego. Nie dziw
tedy, że na źle uprawionej roli wyrosły bujnie liczne błędne nauki kacerskie;
zwłaszcza północne Włochy i południowa Francya stały się widowiskiem nader
smutnych waśni religijnych. Zjednoczyli się wszyscy odszczepieńcy od wiary
Kościoła świętego pod wspólną nazwą Albigensów i wypowiedzieli mu walkę na
śmierć i życie.
Lecz Bóg wszechmocny czuwa zawsze nad winnicą swoją. To też i w onym
czasie wskrzesił pracowników świątobliwych i roztropnych, którzy zbłąkane
owieczki napowrót do zagrody Chrystusowej przywodzili. Najprzedniejszym może
z wszystkich owych pracowników Bożych był św. Dominik.
Urodził się Dominik roku Pańskiego 1170 w mieście hiszpańskiem Calaroga
jako potomek znakomitego rodu Guzmanów z ojca Feliksa i matki Joanny Aza.
Zacni i pobożni rodzice wpajali w syna wielką miłość Boga i rychło do służby
Bożej go przyzwyczaili. Pod troskliwą opieką matki, a później pod
kierownictwem światłego wuja swego Gumiela uzdolniony młodzieniaszek nauczył
się pokory, posłuszeństwa i rozumnej stateczności. Gdy już podrósł, oddali go
rodzice do Walencyi na dalsze nauki. Przewyższał Dominik tu w Walencyi
wszystkich rówieśników czystością ducha i wiedzą obszerną. Poznawszy zaś
nauki świeckie, poświęcił się naukom Pisma Bożego. Że obok rozumu kształcił
także serce i w cnocie się doskonalił, tego dowód świetny dał w czasie
wielkiego głodu w ziemi hiszpańskiej. Widząc, jak wielu ubogich, a zwłaszcza
mnóstwo wdów i sierót straszny głód cierpiało, rozdawał nietylko wszystko, co
posiadał, ale sprzedał nawet cenne książki swoje, byle tylko głodnym przyjść
w pomoc. Gdy mu to ganili, odrzekł pięknie: Na cóż zdadzą mi się martwe
księgi, kiedy bracia moi z głodu umierają?
Żył podówczas słynny biskup Dydakus (Diego) z Azevedo w Osma, mąż wielce
troskliwy o zbawienie dusz ludzkich. Nakłonił on kanoników swoich, by
przyjąwszy regułę świętego Augustyna żyli w zgromadzeniu zakonnem. A słysząc
o pobożności Dominika powołał go także do owego grona kanoników i rychło
świątobliwego męża podprzeorem (proboszczem) mianował. I na tem stanowisku
nie przestał Dominik ćwiczyć się w doskonałości chrześcijańskiej, a
mianowicie w miłości bliźniego, czytając pilnie żywoty Świętych Pańskich.
Biskup Dydak, jadąc r. 1204 w poselstwie od króla Alfonsa IX.
kastylijskiego do Paryża, zabrał z sobą Dominika. Miał układy zawrzeć w
sprawie małżeńskiej księcia Ferdynanda z Kastylii z córką hrabiego de la
Marche. Podczas tej podróży nadarzyła się sposobność, ujrzeć z bliska
spustoszenia, jakich dokonała herezya Albigensów. Zabolały serca wiernych
sług Bożych i postanowili pracować odtąd nad nawróceniem kacerzy. Dydak
uprosiwszy sobie u papieża Inocentego III. pozwolenie opuszczenia na dwa lata
dyecezyi, by swobodniej mógł oddać się pracy misyonarskiej w Languedoc,
połączył się z kilku opatami Cystersów i pełen otuchy rozpoczął dzieło Boże.
Owi opaci nawracali już od roku z polecenia Ojca św. heretyków, ale wszystkie
ich zabiegi były dotąd daremne. Biskup Dydak nowego w nich teraz tchnął
ducha. Nakłonił ich, by porzuciwszy świetne stroje i bogactwa w ubóstwie
apostolskiem, chodząc boso od wsi do wsi, głosili słowo Chrystusowe. Tak
nawracając kacerzy nie samemi tylko martwemi słowami, ale przedewszystkiem
żywemi cnotami i przykładem chrześcijańskim, pobożni rybacy złowili wielu
zbłąkanych na powrót do sieci Kościoła św. Pierwszym, najdzielniejszym i
najszczęśliwszym pracownikiem był św. Dominik. Jemu też powierzył Dydak,
zmuszony po dwóch latach wracać do swego biskupstwa, kierownictwo nad
misyonarzami. Opaci, strudzeni pracą apostolską, opuścili niestety po
niejakimś czase, Dominika i powrócili do domów swycih a mąż Boży sam
pozostał; nie ustał przecież, nie upadł na duchu; dobrawszy sobie wkrótce
ludzi bogobojnych i uczonych, dalej wykorzeniał zielsko niewiary kacerskiej.
Miły wiernym, straszny heretykom, świetne zbierał owoce swojej pracy, zawsze
przyświecając pokorą, cierpliwością, nabożeństwem i innemi cnotami. Niesie
podanie, że gdy ciemnota i ździczenie ludu, przekraczało już siły misyonarzy,
Matka Boska ukazała się Dominikowi i nauczyła go modlitwy różańca św.
Modlitwa ta zdumiewające przyniosła owoce.
Pełen otuchy i zapału powziął mąż apostolski myśl założenia zakonu,
któryby przykładem dobrym i kazaniami leczył rany zadane Kościołowi. Celem
przedłożenia tej sprawy Ojcu św. zabrał się z Fulkonem, biskupem z Toulouse,
na IV. sobór lateraneński do Rzymu. Papież Inocenty III. wahał się z
początku, czy potwierdzić przedłożone zamysły. Pouczony dziwnym snem, w
którym Dominik podpierał walący się kościół lateraneński silnem swem
ramieniem, polecił mu, by dla zakonu swego obrał sobie regułę już istniejącą.
Wybrał tedy Dominik z towarzyszami swoimi regułę św. Augustyna, zaostrzając
ją nieco w niektórych szczegółach. Tymczasem zmarł Inocenty III., r. 1216;
następca jego Honoryusz III. w r. 1217 zakon potwierdził. Nowe zgromadzenie
przybrało nazwę zakonu kaznodziejskiego.
Wróciwszy do Toulouse, rozesłał Dominik towarzyszy do rozmaitych miast,
tych zwłaszcza, które słynęły z wielkich nauk, aby wszędzie klasztory
budowali i kazaniami lud oświecali. Odradzali mu niektórzy biskupi, ażeby z
tak małymi zasobami sił i ludzi nie rozpoczynał wielkiego dzieła, lecz on
ufny w pomoc Bożą przewidywał żniwo obfite. I o dziwo! Przybywało codzień
zakonowi ludzi zacnych i uczonych doktorów, a po czterech latach domy zakonu
rozsiane już były po całej chrześcijańskiej Europie.
Jako pierwszy jenerał zakonu pozostał Dominik aż do śmierci stróżem
ubóstwa Chrystusowego. Zaznaczył wyraźnie w regule, iż braciom majątków i
dzierżaw posiadać nie wolno; sądził bowiem, że w dostatkach ginie pożytek
słowa Bożego. Sam niczego nie posiadał, a braciom przykazał żyć z samej tylko
jałmużny. Kiedy razu pewnego podczas jego nieobecności naprawiono nędzne cele
braci zakonnych, Dominik wróciwszy przywołał braci i tak biadał: Zbyt rychło
pomiatacie ubóstwem i pałace sobie budujecie! Za życia jego cel owych nie
ukończono. Jak inni cieszą się z dostatków, tak mąż święty radował się, gdy
cierpiał głód i nędzę. Sam najsurowiej przestrzegając przepisów zakonnych i w
niczem ulgi nie szukając, wyrozumiałym był dla słabszych braci, a nawet gdy
upominał i karał, tak łagodnie postępował, że nikt się nie gniewał ani
smucił. Ubiór nosił biedny i wytarty, na łóżku nie sypiał, tylko na ziemi lub
ławie, a niejedną noc strawił na modlitwie i rzewnym płaczu w kościele. Na
kapitule w Bononii r. 1220 chciał złożyć urząd jenerała, ale bracia do tego
nie dopuścili. Tak potwierdzony na zaszczytnem stanowisku, pozostał
najpokorniejszym. Chodził zawsze boso. Gdy potrącił o ostry kamień, mawiał
wesoło: to moja pokuta! W drodze albo się modlił albo rozmawiał z braćmi o
rzeczach boskich. Upominał często braci, by czytali Pismo św., a sam
ewangelię św. Mateusza i listy Pawła św. zawsze z sobą nosił i prawie znał na
pamięć.
Przy nawracaniu odczepieńców i grzeszników dopomagała św. Dominikowi
bardzo wiele łaska cudów, jaką Pan Bóg sługę Swego obdarzył. Prosił jednej
nocy Boga, by uczony doktor Konrad z Niemiec, mieszkający w Bononii, wstąpił
do zakonu. I ot rano zjawia się w kościele Konrad, rzuca się do nóg św.
Dominikowi i prosi o przyjęcie do zakonu kaznodziejskiego. Słynne były cuda
uzdrowień i wskrzeszeń, jakich dokonywał mąż święty. Głośnem było
przywrócenie życia Napoleonowi, siostrzeńcowi kardynała Stefana w Rzymie;
spadł z konia i na miejscu się zabił. Św. Dominik ułożył rozbite ciało,
modlitwą gorącą powołał do życia zmarłego młodziana. Świadkiem tego cudu był
biskup Iwo z Krakowa oraz jego krewniacy Jacek i Czesław Odrowążowie; oboje
wstąpili bezwłocznie do zakonu dominikańskiego.
Jak głębokie musiało być wewnętrzne życie św. Dominika, dowodzą liczne
zachwycenia, w których sługa Boży unosił się ponad ziemię nieraz w obliczu
licznych współbraci. Pewien kapłan, słysząc bardzo uczone i głębokie kazanie
św. Dominika, zapytał go, z jakich by ksiąg nabył takiej nauki. Odpowiedział
mu Święty: Synu, jam więcej na księgach miłości (t. j. w rozważaniu męki i
śmierci Pana Jezusa) czytał aniżeli na innych, bo one wszystkiego nauczą.
Każdej nocy trzykroć się biczował, za siebie, za grzeszników i za
zmarłych.
W niestrudzonej pracy około zakonu, który na ostatniej kapitule w Bononii
na ośm prowincyi podzielić musiał, i około własnego uświęcenia wyczerpał mąż
Boży siły żywota. Nadeszła godzina śmierci. Zwiastowała ja febra, której się
nabawił, gdy wróciwszy zgrzany i zmęczony z podróży wedle zwyczaju swego
nocował w kościele. Natychmiast odprawił spowiedź z całego życia. Przed
zgonem przyjąwszy ostatnie Sakramenta św. upominał swych synów duchownych do
miłości, pokory, ubóstwa i czystości. Wkońcu prosił, by odmawiano modlitwy
przy konających; przy słowach: "Przyjdźcie na pomoc Święci, zachodźcie
aniołowie" ducha wyzionął dnia 6. sierpnia r. 1221 w 51. roku błogosławionego
żywota swego. Nad jego grobem tak liczne działy się cuda, że papież Grzegorz
IX. już r. 1234 zaliczył go w poczet świętych. Uroczystość św. Dominika
przypada na 4. sierpnia.
Nauka
Najskuteczniejszą obroną wobec zaczepek i trudności, najlepszą dźwignią w pracy św. Dominika był różaniec. Głosił go też wszędzie i rozszerzył tak dalece, że niebawem w całym Kościele go poznano i zaprowadzono. Różaniec znano wprawdzie już dawniej, może już od śmierci św. dziewicy Brygydy w 6. wieku, ale Dominik wskutek objawienia Najświętszej Panny, którą otaczał czcią szczególną, zmienił go znacznie i udoskonalił. Możemy śmiało twierdzić, że modlitwa ta w ustach wiernych Bogu najmilsza, najdoskonalsza i najskuteczniejsza. Przypatrzmy się tylko znamionom tej modlitwy! Składa się najprzód z modlitwy Pańskiej, którą nam sam Pan Jezus polecił i niejako razem z nami odmawia; z modlitwy więc, która pochodzeniem swem i godnością przewyższa wszystkie inne pacierze! Dalej składa się różaniec z Pozdrowienia Anielskiego, Zdrowaś Maryo, którem witamy i czcimy Najśw. Maryą Pannę, przypominając sobie najważniejszą chwilę w Jej życiu, t. j. chwilę, kiedy podniesioną została do godności Matki Bożej; prosimy Ją o wstawiennictwo za nami teraz i w chwili najważniejszej życia swego t. j. w godzinę śmierci swej. Wreszcie w 15 tajemnicach wiary św. przypominamy sobie najważniejsze prawdy zbawienia, a Boga niejako skłaniamy, by za to wszystko, co Jezus dla nas uczynił, raczył nas za przyczyna Najśw. Dziewicy łaskawie wysłuchać i miłosierdzie Swoje nad nami okazać. Mówimy o różańcu jako o wianku róż, bądź to przez wzgląd na duchową wartość modlitwy, bądź to przez wzgląd na objawienie, w jakiem św. Dominik miał pod postacią róż widzieć przez niego szerzony sposób modlitwy. Stosownie do istoty rozważanych prawd z życia Maryi, mówimy o tajemnicach radosnych, bolesnych, chwalebnych. Różaniec dlatego jest tak polecenia godnym, bo łączy ustną modlitwę z rozważaniem. Liczne odpusty przywiązane do różańca świadczą o jego wartości wewnętrznej, ale zwykle uzyskać je jedynie można, kiedy dopełnia się warunku rozważania. Duchem mamy się modlić, nietylko ustami!
Inni święci z dnia 4. sierpnia:
Św. Agabiusz, biskup z Werony. - Św. Eleuteryusz, męczennik. - Św. Eufronyusz, biskup z Tours. - Św. Jan Chrzciciel Vianney, pleban z Ars. - Św. Perpetua, matrona z Rzymu. - Św. Protazy, męczennik w Kolonii. - Św. Rajner, arcybiskup z Spalato. - ŚŚw. męczennicy Sergiusz i Bartłomiej. - Św. Eudoksya, męczenniczka.