17. Sierpnia
Błogosławiona Emilia Bicchieri, dziewica
i ksieni
(1238 - 1314.)
Urodziła się bł. Emilia w Vercelli r. 1238 z ojca Piotra Bicchieri
i matki Alezyi, jako czwarta z siedmiu sióstr. Rodzice jej znamienitego byli
rodu; wielkimi też rozporządzali dostatkami. Gdy rychło straciła matkę,
prosiła Emilia Najśw. Maryę Pannę, aby macierzyńską ją otaczała opieką. Inne
siostry powychodziły za mąż, jedynie Emilia w duchu pobożności umyśliła
sobie, poświęcić się zupełnie Bogu. Jaśniała więc modlitwą, umartwieniami w
postach, unikaniem zabaw światowych, miłosierdziem dla ubogich. Małą jeszcze
była dziewczynką, a doświadczona już w doskonałości chrześcijańskiej. To też
ojciec Piotr Bicchieri z radosną dumą patrzał na swą cnotliwą córkę; pomimo
to przeznaczał ją w swych zamysłach do życia wśród świata. Poznawszy zamiary
swego rodzica, przypadła mu Emilia do kolan, błagając, aby jej pozwolił
wstąpić do zakonu; z początku napotkała na odmowę i opór; ponowione prośby
miały jednak doprowadzić do celu.
Za zgodą więc ojca rozpoczęła już w domu życie prawdziwie zakonne. R. 1256
postanowiła przyjąć habit Dominikanek. Ojciec się nie sprzeciwiał już wcale
córce; przeciwnie z własnych zasobów zbudował dla niej i dla jej towarzyszek
klasztor, w którymby dalej postępowały w doskonałości. Przejęta
wdzięcznością, Emilia błagała przed opuszczeniem domu rodzicielskiego ojca o
przebaczenie wszystkich uchybień, a nadto o błogosławieństwo na dalsze życie;
Piotr do łez poruszony spelnił prośbę gorącą umiłowanej swej córki.
Zamknąwszy się w murach klasztoru pod wezwaniem św. Małgorzaty, zerwała
Emilia wszystkie stosunki ze światem; odprawiała od furty najznakomitsze
panie z Vercelli; nikogo nie przyjmowała z wyjątkiem ojca; gdy zaś krótko po
ślubach zakonnych córki umarł, zostały wszelkie węzły zerwane, któreby Emilii
nakazywały jakieś względy na stosunki świeckie. Doznała wówczas tej łaski od
Boga, że przepowiedziała śmierć swego ojca, a wiadomość o niej przyjęła z
bohatyrskim spokojem. Bóg ją też zapewnił o zbawieniu duszy, za którą
serdeczne zasyłała modły do nieba.
Wybrana pomimo swej woli przez siostry zakonne przełożoną i ksienią,
zachowała przy swej godności najwznioślejsza pokorę. Dzieliła z zakonnicami
najpodlejsze prace, budowała wszystkie mieszkanki klasztoru przykładem cnót
swych, wysokim stopniem umartwienia. Spowiednika swego uważała za tłomacza
woli Bożej; była posłuszną bezwzględnie każdej jego wskazówce. Kierując się
chwalebną wyrozumiałością, nakładała na poddane siostry tylko takie
obowiązki, które odpowiadały ich postępom w cnocie; znała dobrze każdą z
nich; każdą też umiała ocenić i odpowiednio do usposobienia prowadzić na
drodze doskonałości. Od wszystkich wszakże domagała się w równy sposób
czystości w zamiarach i zamysłach; żądała, aby wszystkie miały na celu we
wszystkich zajęciach tylko chwałę Bożą, a pobudką wszystkich czynności miało
być posłuszeństwo. Nie mniej domagała się od wszystkich wzajemnej miłości. W
tym celu jako przygotowanie do większych świąt ustanowiła dziwnie ujmujący
środek: każda z sióstr musiała na kolanach prosić przed drugiemi o
przebaczenie za błędy popełnione, za uchybienia, za mniej dobry przykład, a
wkońcu odbierała od nich pocałunek pokoju. W ten sposób siostry zakonne
tworzyły jakoby jedno rodzeństwo, które żadnej nie posiadało wady, a jaśniało
cnotą miłości prawdziwej. Miłość swą przenosiła Emilia i na ubogich i na
sieroty; opiekowała się nimi gorliwie; zakazała nawet odmawiać kiedykolwiek
jałmużny, gdyby ktoś o nią prosił.
Bóg doskonałość ksieni uzacnił rozmaitemi łaskami. Udzielał jej
niewymownej słodyczy podczas ćwiczeń pobożnych. Matka Boża uczyła ją w
objawieniach modłów Bogu przyjemnych a dla potrzeb ludzkich nadzwyczaj
skutecznych; takiemi to modlitwami uprosiła u Stwórcy, że zachował okolicę
Vercelli od burz ciągłych, które kraj cały pustoszyły ulewami groźnemi. Kiedy
pielęgnowała chorą siostrę zakonną i stąd przystąpić nie mogła do Stołu
Pańskiego, anioł z niebios udzielił jej Komunii św. w obecności zebranych
przy ksieni sióstr. Znakiem krzyża św. uzdrawiała nieraz siostry ciężką
złożone chorobą; znakiem krzyża św. powstrzymała ogień, który groził
spaleniem całego klasztoru. Zatopiona w rozmyślaniu Męki Pańskiej, wpadała
nieraz w zachwycenia; Jezus udzielił jej nawet łaski, którą odczuwała bóle
Zbawiciela podczas Męki krwawej; na czole Emilii wystąpiły znaki jakoby rany
od korony cierniowej.
W podeszłym już wieku uległa śmiertelnej chorobie. Gotowała się na sąd
Boży z całą bogobojnością swej duszy; wydała konieczne rozporządzenia co do
wewnętrznych w klasztorze stosunków. Z modlitwą na ustach oddała ducha swego
w ręce Stwórcy dnia 3. maja 1314. roku. Lud czcił ją już za życia jako
wybraną sługę Bożą; cześć ta się po jej śmierci coraz bardziej szerzyła.
Potwierdził zaś ją Klemens XIV. r. 1769 i przeznaczył na pamiątkę bł. Emilii
Bicchieri dzień 17. sierpnia.
Nauka
Przykazanie nowe daję wam, mówił Jezus, abyście się społecznie miłowali, jakom was umiłował, abyście się i wy społem miłowali. Po tem poznają was wszyscy, żeście uczniami moimi, jeśli miłość mieć będziecie jeden ku drugiemu (Jan 13, 34-35). Rozumiała dobrze bł. Emilia doniosłość tego nakazu; dlatego domagała się miłości wzajemnej od swych sióstr zakonnych. I my obowiązku tej miłości dopełniać musimy, bo przecież jest znamieniem prawdy chrześcijańskiej. Błędnem jest, miłować tych tylko, co dobrze czynią lub dobrodziejstwa nam świadczyć mogą; błędnem jest, tych tylko miłować, którzy odznaczają się łagodnością charakteru, wesołością usposobienia; błędnem jest, ograniczać miłość tylko na krewnych. Wszystkich bowiem bez wyjątku mamy i musimy kochać. Wolno nam, musimy nawet nienawidzieć grzechu i złego nałogu; nie wolno nam nigdy nienawidzieć osoby; wolno nam osoby miłować więcej lub mniej, ale nie wolno wogóle im miłości odmawiać. Taką właśnie miłością, która nas nieraz zmusza do porzucenia uwidzeń, przesądów, do przezwyciężenia samolubstwa, zostajemy prawdziwymi wyznawcami Jezusa. Nie mścij się na tych, którzy ciebie obrazili lub ukrzywdzili, bo szatańską rzeczą, złem za dobre odpłacać; ludzka rzeczą, odpłacać dobrem za dobre; rzeczą Bożą, odpłacać dobrem za złe. Nie czepiaj się słabostek ludzkich, bo sam posiadasz różne wady i niedoskonałości; bądź cierpliwym i wyrozumiałym dla drugich, bo cierpliwej wyrozumiałości domagasz się i dla siebie. Naśladuj Boga w miłości do ludzi niewdzięcznych, a staniesz się godnym nagrody Bożej!
Tego samego dnia
Święty Liberat i towarzysze, męczennicy
(+ r. 483.)
Zaciętymi zwolennikami nauk aryańskich byli Wandalowie, którzy
podbili część północnej Afryki, aby założyć sobie na miejscu dawniejszych
prowincyi rzymskich samodzielne królestwo. Katolicy tamtejsi często znosić
musieli więcej lub mniej dotkliwe prześladowania, ale liczni męczennicy
świadczyli, że gorliwości ich nie zdołają zachwiać najsroższe kary. Hunryk,
po Genseryku król Wandalów, zwrócił swą zaciekłość przedewszystkiem przeciw
klasztorom; w nich bowiem widział słusznie podpory katolicyzmu, osady
prawdziwej cnoty, szkoły męstwa i wytrwałości niezłomnej. Wydał więc w
siódmym roku swego panowania rozkaz, aby znieść wszystkie klasztory, zburzyć
ich mury, rozwiązać zgromadzenia zakonne. Srogiem tem rozporządzeniem
dotknięty został i klasztor w Capsa pod Byzazem, znany z swych gorliwych i
nieustraszonych wyznawców czystej i prawdziwej nauki katolickiej. Opat
tamtejszy Liberat odebrał wezwanie, aby przybył niezwłocznie do Kartaginy i
przywiódł z sobą i towarzyszy Bonifacego dyakona, Serwusa i Rustyka
subdyakonów, Rogata, Septyma i Maksyma zwykłych zakonników.
Liberat uległ przemocy, posłuchał rozkazu. W Kartaginie ciężkie musieli
zakonnicy przechodzić doświadczenia. Namowami i groźbami starali się aryanie
ich nakłonić do swych błędów, bo do zaprzeczenia bóstwa Jezusowi. W stałości
jednak niezachwianej powoływali się zakonnicy na jedyną prawdziwą wiarę, jaką
otrzymali od przodków, a zachowaną w kościele rzymskim. Odrzucali z pogardą
wszelkie obietnice bogactwa i dostojeństwa, bo dla znikomych dóbr doczesnych
nie chcieli utracić dóbr wiecznych. Wtrąceni w końcu do więzienia, zdołali
pozyskać straże, które im pozwoliły przyjmować w kaźni licznych wiernych, co
przybywali, aby z ust wyznawców nabrać otuchy do obrony swej wiary. Hunryk,
na wieść o działalności zakonników nawet w więzieniu, surowo ukarał straże,
Liberata zaś z towarzyszami postanowił w niesłychany dotąd sposób o śmierć
przyprawić. Z jego to woli zakonnicy przenieść się musieli na stary,
zrujnowany okręt; jeszcze w ostatniej chwili starali się aryanie najmłodszego
z wyznawców, bo Maksyma, dla siebie pozyskać; ale i te zabiegi były
bezowocne, bo Maksym oświadczył, że nic go nie zdoła doprowadzić do
odstępstwa od wiary i swych ukochanych współwięźniów. Weszli więc skazańcy na
statek wśród pośmiewiska aryańskich widzów, wśród modlitw zasyłanych za nich
przez wiernych. Na szerokim morzu miał statek spłonąć i w płomieniach swych
zagubić siedmiu wyznawców. Nadaremnie przecież starali się aryanie rozniecić
ogień; zagasał pomimo największych wysiłków siepaczy. Wtedy Hunryk
rozjątrzony kazał skazanych pozabijać wiosłami, a ciała wrzucić do morza.
Było to r. 483. Fale wyrzuciły wkrótce zwłoki męczenników, które zostały
pochowane w klasztorze Bigna niedaleko kościoła św. Celeryna. Pamięć św.
Liberata i towarzyszy przypada na 17. sierpnia.
Inni święci z dnia 17. sierpnia:
Św. Amor, opat. - Św. Anastazy, biskup z Terni. - Bł. Karlmann, książę i mnich. - Św. Donat z zakonu Wilhelmitów. - Św. Eliasz z zakonu Bazylianów. - Św. Mamas, męczennik. - Św. Myron, kapłan i męczennik. - ŚŚw. męczennicy Paweł i Juliana rodzeństwo oraz żołnierze Stratonik, Kwadratus, Akacyusz. - Św. Relynda, zakonnica. - Św. Jan, biskup z Monte Marano. - Bł. Mikołaj, pustelnik.