20. Sierpnia
Święty Bernard z Clairvaux
(1091 - 1153.)
Św. Bernard,
najpiękniejsza chluba wieku dwunastego, urodził się w Burgundyi w miasteczku
Fontaines pod Dijon w r. 1091. Ojciec jego Teselin, hrabia z Chatillon, był
człowiekiem ducha rycerskiego, a matka Aleta (Alojza) niewiastą niezwykle
świątobliwą. Siedmioro mieli dzieci, a wszystkie, sześciu synów i jedna
córkę, przeznaczyli i wychowali na służbę Bożą w zakonie. Bernard był trzecim
z rzędu synem. Pobożna matka, która wiedziona Duchem Bożym każde dziecię
zaraz po urodzeniu Bogu ofiarowała, a wszystkie tak wychowywała, jakoby
pustelnikami zostać mieli, oddała Bernarda wcześnie do szkoły w Chatillon.
Pilnością, zdolnościami, a mianowicie cnotą młodzieniec przewyższał
wszystkich. Tu też doznał pierwszego widzenia niebieskiego. W nocy przed
Bożem Narodzeniem objawił mu się Pan Jezus jako dzieciątko nowonarodzone,
spoczywające na łonie Przeczystej Matki, aby wyjaśnić mu tajemnicę Wcielenia.
Od tego dnia zapałał Bernard jeszcze silniejszą miłością ku Zbawicielowi i
Maryi Pannie. Ukończywszy nauki powrócił jako młodzieniec dziewiętnastoletni
do domu. Obdarzony niezwykłą urodą ciała, bystrym umysłem, świetną wymową i
wszelkimi przywilejami ludzi bogatych i wysoko urodzonych, Bernard wzbudzał
podziw wszystkich, co go tylko poznać zdołali. Lubo zwalczał usilnie pokusy
do lekkomyślności i młodzieńczej swawoli, zdarzyło się raz, że z upodobaniem
spojrzał na pewną dziewicę; natychmiast przezwyciężył nieczyste uczucie, na
jakie się naraził, pobiegł do bliskiego stawu i tam w zimnej wodzie ostudził
niesforne ciało. Podobnie wybrnął z wielu innych niebezpieczeństw przez
czujność, modlitwę i unikanie wszelkiej sposobności do grzechu. Gdy pewna
nierządnica wśród nocy zbliżyła się do jego komnaty, wypłoszył ją święty
młodzieniec głośnem wołaniem: złodziej, złodziej; na pytania towarzyszów o
przyczynę niepokojów, odpowiedział: "Zaprawdę, skradał się wielki złodziej,
który chciał unieść z sobą najdroższy mój skarb czystości świętej." Mimo
wielkiego panowania nad nieczystemi poruszeniami ciała, Bernarda
przestraszała pamięć na tyle zewsząd pokus i sideł do grzechu; postanowił
ujść niebezpieczeństwom w życiu klasztornem. Odradzali mu krewni od tego
kroku; Bernard nie ustąpił i prosił o przyjęcie do zakonu Cystersów. Za jego
przykładem poszło pięciu jego braci i około trzydziestu młodzieńców
dostojnego rodu. Kiedy przy pożegnaniu najstarszy brat Gwidon rzekł do
najmłodszego z braci Niwarda, mającego pozostać w domu rodzicielskim: "Teraz
ty sam zostaniesz dziedzicem wszystkich dóbr naszych", odpowiedział mu
chłopiec: "Nie równo się dzielimy, mnie dajecie ziemię, a sami niebo
bierzecie." Po kilku latach wstąpił również do klasztoru.
Zaledwie Bernard rozpoczął nowicyat r. 1113 w Citeaux a miał wówczas 23
lat życia -, był już doskonałym zakonnikiem. Taką zdobył sobie przewagę nad
ciałem, że prawie wcale nie odczuwał jego poruszeń; o niczem nowicyusz nie
myślał jak tylko o Panu Bogu, a z tego ciągłego obcowania z Bogiem czerpał
zadziwiającą światłość i wiedzę. Po dwóch latach, bo r. 1115, wysłał go opat
Stefan do t. z. "Smętnej Doliny" w dyecezyi Langres, by założył tam nowy
klasztor i stanął na czele jego. Trudne to było zadanie. Ziemia pusta i dzika
nie dawała biednym mnichom dosyć pożywienia; nieraz liściem dębowym głód swój
zaspakajać musieli. Ale święty, a młodziutki opat Bernard tak umiał braciom
trudy ubogiego i surowego życia zakonnego osłodzić, że "Dolinę Smętną" wnet
przezwano "Doliną Jasną" t. j. Clairvaux, a zewsząd zbiegali się ludzie, by
budować się wzniosłym przykładem Bernarda, bogaci jego ubóstwem, światowcy
jego wielkiem umartwieniem, uczeni głęboką pokorą. Nie trwało długo, a
klasztor liczył siedmset mnichów. Pomiędzy innymi pozyskał Bernard dla zakonu
swego podeszłego wiekiem ojca; nakłonił siostrę swą Humbelinę, która sama z
rodzeństwa w świecie dotąd była pozostała i życie wiodła lekkomyślne, do
życia zakonnego; pozyskał także Henryka, brata króla francuskiego.
Klasztor w Clairvaux jako i klasztory la Ferte, Pontigni, Morimond
uchodziły jako cztery najprzedniejsze córy klasztoru Citeaux.
Św. Bernard zaprowadził zrazu rządy nader surowe, mniemając, że wszyscy mu
w cnocie dorównać powinni, drobne nawet przewinienia karcił jako wielkie
grzechy. Później wszakże oświecony Duchem Bożym stał się łagodnym i
wyrozumiałym na ułomności ludzkie; tylko dla samego siebie nie znał żadnego
uniewinnienia. Acz chory i osłabiony ciągłymi postami, przestrzegał wytrwale
surowych przepisów zakonnych. Widząc w sobie jaką niedbałość, zagrzewał się
słowami: "Bernardzie, na coś tu dotąd przyszedł?" Sława tego niepospolitego
męża rozeszła się niebawem po wszystkich krajach. Królowie ofiarowali mu
wysokie dostojeństwa, papież różne biskupstwa, ale Bernard gardził blichtrem
świata i wymawiał się, że na biskupa niezdolny. Natomiast służył każdemu
światłą swą radą i chętnie załatwiał ważne sprawy Kościoła. Brał udział w
soborze w Troyes, układał na nim regułę zakonną dla Templaryuszy; serdeczną
przyjaźnią związał się z Piotrem z Clugny. Ważne zadanie spełnił Bernard po
śmierci papieża Honoryusza II. r. 1130. Większość bowiem kardynałów wybrała
jako następcę Inocentego II., mniejszość postawiła jako przeciwpapieża
Anakleta II. Wobec przewagi przeciwników musiał Inocenty opuścić Włochy; udał
się do Francyi; tutaj na zjeździe w Etampes przyczynił się św. Bernard do
uznania Inocentego jako prawowitego następcy na Stolicy Piotrowej. Wpływom
św. Bernarda udało się wogóle sprawą papieską tak pokierować, że powoli
ustawała niepewność wśród synów Kościoła, kogo właściwie należałoby słuchać,
że ustawały krwawe nieraz zatargi i rozruchy. Wprawdzie jeszcze po śmierci
Anakleta r. 1138 rozdwojenie istniało dalej; spokój nastąpił ogólny, kiedy
antypapież Wiktor IV. zrzekł się przywłaszczonej sobie godności. Świat cały
katolicki święcił św. Bernarda jako sprawcę pokoju upragnionego.
Po powrocie do Francyi około r. 1139 został św. Bernard wmieszany w
zatargi z Piotrem Abelardem, który zbyt rozumowo tłomaczył i wykładał, a
zarazem zaczepiał tajemnice wiary. Na synodzie w Sens r. 1140 św. Bernard
przedłożył podejrzane i karygodne zdania Piotra; zebrani biskupi potępili je
jako herezyą. Później obydwaj przeciwnicy się pojednali za przyczyną Piotra z
Clugny, u którego Abelard znalazł przytułek, kiedy poddał się wyrokom
kościelnym.
Łagodził też św. Bernard niepokoje, jakie powstały przez Arnolda z Brescia
za czasów Honoryusza II. oraz za Lucyusza II; przyczynił się do uznania
Eugeniusza III. swego przyjaciela jako biskupa rzymskiego.
Jednem z najtrudniejszych zadań Bernarda było, zachęcić i nakłonić książąt
i lud chrześcijański do wyprawy krzyżowej przeciwko Saracenom, zagrażającym
Ziemi Świętej. Odebrał do tego polecenie od papieża Eugeniusza III., a
posłuszny woli Ojca świętego począł roku 1146 w Vezelay głosić wojnę krzyżową
najpierw w swej ojczyźnie, gdzie wywołał zapał ogromny; później na ziemiach
niemieckich zjednał sobie Ludwika VII. francuskiego i Konrada niemieckiego.
Napotykał na niechęć niemałą, ale liczne cuda towarzyszące jego kazaniom i
wymowa płomienna porwały wszystkich do świętej sprawy. Wyprawa wypadła
jednakże smutnie; niezgoda wodzów i niekarność szeregów sprowadziły klęskę
wojsk chrześcijańskich r. 1149. Straszny to był cios dla świętego Bernarda;
niechętni zarzucali mu, że zapędził na śmierć dziesiątki tysięcy mężów,
drwilii zeń i szydzili jako z proroka fałszywego. Bernard milczał i cierpiał.
Raz tylko powiedział: "Jeśli ludzie koniecznie chcą szemrać, to lepiej, że
szemrzą przeciwko mnie, aniżeliby przeciwko Bogu szemrać mieli. Mniejsza o
to, że moja sława cierpi, skoro sława Boża pozostaje nietknięta". Nie opuścił
też Pan Bóg sługi Swego, bo licznymi nowymi cudami go wsławiał; zasilał i
krzepił go objawieniami n. p. Matki Bożej, a dobre imię mu zachował.
Największym zaś cudem był sam święty Bernard: słaby, schorzały mnich, co
władał tłumami, a nawet królom i papieżom śmiało przyganiał nadużycia i
nieporządki. Zewsząd zjeżdżali się do niego biskupi i książęta, by uprosić
sobie jego błogosławieństwo i mądrą radę, a on pozostał zawsze tym samym
skromnym, pokornym zakonnikiem. Był wtenczas najweselszy, kiedy powróciwszy z
dworów wielkich ludzi zasiadał jako równy pomiędzy bracią klasztorną.
Długoletnie podróże, umartwienia i choroby wyczerpały nareszcie siły
Bernarda. Litowali się nad nim przyjaciele, ale święty opat odpowiadał:
"Niepodatny ja już sługa. Czas wielki, żeby tak stare, niepłodne drzewo ściąć
i wyrudować". Umarł wśród płaczu obecnych dnia 20. sierpnia 1153. roku w
Clairvaux, założywszy 160 klasztorów, a w samem Clairvaux zostawiając 770
zakonników. Poszedł wierny i mądry robotnik po zapłatę do Pana swego, któremu
tu na ziemi tyle chwały przysporzył. Papież Aleksander III. roku 1174
policzył go w poczet Świętych Pańskich, a Pius VIII. dał mu tytuł
"nauczyciela Kościoła"; już oddawna zaś zwano Bernarda dla pism prostych, a
pełnych ciepła serdecznego, "nauczycielem miodopłynnym".
Nauka
Rozważ sobie słowa św. Bernarda: Ciało moje jest wzięte z ziemi; stąd nasuwa mi myśli ziemskie i lubieżne. Świat podaje mi myśli próżne i ciekawe, a do myśli złych kusi szatan; pomocą mu zmysłowość ciała; szatan budzi w ciele popędy zakazane, wznieca walkę, nęci do opilstwa i rozpusty. - Zaczynamy się nawracać wtenczas, kiedy gardzimy tem, cośmy miłowali; kiedy zasmuca nas to, co radość nam sprawiało; kiedy ćwiczymy się mężnie w dobrem, a odpieramy złe skłonności. - W świecie wszędzie niebezpieczeństwa i sidła. Nie poczytuj za drobnostkę grzechu, który świadomie popełniasz. Patrz, jak wielkie rany zadaje grzech, skoro do zadośćuczynienia sprawiedliwości Bożej potrzeba było, aby Syn Boży stał się człowiekiem, cierpiał tak wiele i umarł najhaniebniejszą i najokrutniejszą śmiercią na krzyżu. - Zanim coś uczynisz, powinieneś się zawsze pytać: gdybyś teraz miał umierać, czybyś to uczynił? Ludzie powinni za życia nieraz zstępować do piekła, rozważając męki piekła, ażeby po śmierci tam nie potrzebowali zstępować. - Nic nie zapala nas tak silnie do miłości Jezusa jak rozważanie tego, co Jezus dla nas wycierpiał. Cokolwiek cierpię, niczem to w porównaniu do kary, na jaką grzechami swoimi zasłużyłem, niczem w porównaniu do pociechy, którą daje Bóg pokojem wewnętrznym tu na ziemi i oglądaniem Siebie w życiu wiecznem. Jako niema chwili, w której by człowiek nie doznawał i nie potrzebował zmiłowania Boskiego, tak nie powinno też być chwili, w którejbyśmy nie pamiętali o Jego obecności. Straszny to czas, w którym o Bogu nie myślałeś. Na każdem miejscu zwracaj myśli do Boga i do rzeczy zbawiennych, bo każde miejsce do rozważania jest odpowiednie.
Inni święci z dnia 20. sierpnia:
Bł. Aleta, matka św. Bernarda. - Św. Auktor, biskup z Trewiru. - Św. Heliodor i Dozas, męczennicy. - Św. Herbert, arcybiskup z Conza. - Św. Łucyusz, męczennik. - Św. Oswin, król angielski. - Św. Samuel, prorok Starego Zakonu. - Św. Seroniusz, męczennik. - Św. Amator, pustelnik, wedle podania małżonek św. Weroniki, uleczonej przez Jezusa. - Św. Filibert, opat. - ŚŚw. Leoncyusz i Karpofon, lekarze i męczennicy.