16. Sierpnia
Święty Jacek, Dominikanin
(1185 - 1257.)
Urodził się św. Jacek z ojca
Eustachego i matki Beatrycy we wsi Kamieniu na Szląsku polskim r. 1185 jako
potomek znamienitej rodziny Odrowążów. Był rodzonym bratem bł. Czesława, a
stryjecznym bratem, jak się zdaje, bł. Bronisławy, Norbertanki; stryj jego,
Iwon Odrowąż, został później biskupem krakowskim po bł. Wincentym Kadłubku;
jemu to przypisują założenie wspaniałego kościoła Najśw. Maryi Panny w
Krakowie. Do dzisiaj zachowała się komnata zamku, w której narodził się św.
Jacek; a miejscowość nosi dzisiaj nazwę Gross-Stein i jest własnością hrabiów
Strachwitzów. Pobożni rodzice nie szczędzili zabiegów, aby synowi swemu i
jego rodzeństwu - trzeci brat nosił imię Jakóba - dać jak najlepsze
wychowanie religijne; ojciec Eustachy słynął z swego miłosierdzia; nazywali
go ojcem ubogich. Jacek zaś chętnie poddawał się ćwiczeniom pobożności, a
powiadają, że już jako dziecię dopytywał się często, co to jest Bóg; o Bogu
też pamiętał w swych zajęciach i zabawach, które zaznaczały się dziwną
powagą. Na nauki wysłali Jacka rodzice do Krakowa, Pragi, Bologni. Nie
zawiódł nadziei pokładanych, bo nietylko został uczonym teologiem, ale nadto
wrócił z swych studyi czysty i nieskażony w obyczajach. To też biskup
Wincenty Kadłubek nie ociągał się, aby mu udzielić święceń kapłańskich, a
nadto ofiarować mu kanonikat w kapitule katedralnej, aby mieć przy swym boku
cnotliwego i światłego doradzcę w zawiłych nieraz rządach dyecezalnych. Był
też rzeczywiście św. Jacek, lubo młody jeszcze wiekiem, wzorem życia
kapłańskiego, opromienionego cnotami; był gorący i żarliwy w nabożeństwach,
mądry i przezorny w obcowaniu z drugimi, przyjemny i przystępny w rozmowie,
ostrożny wobec wpływów zewnętrznych; łączył w sobie zalety i właściwości
najwzorowszego męża, który jedynie Bogu się poświęcił, a dla Boga miłości
chętnie służył bliźnim.
Kiedy bł. Wincenty Kadłubek zrzekł się biskupstwa krakowskiego, aby
świątobliwego życia dokonać w klasztornem zaciszu pomiędzy Cystersami w
Jędrzejowie, na stolicę biskupią został wyniesiony głosem Leszka Białego,
duchowieństwa i ludu Iwon Odrowąż, stryj Jacka. Udał się niezwłocznie do
Rzymu, aby uzyskać potwierdzenie swego wyboru przez papieża; zabrał był z
sobą i Jacka i brata jego Czesława i kilku innych towarzyszy. W stolicy
całego chrześcijaństwa przebywał wówczas - było to r. 1218 - słynny
założyciel zakonu kaznodziejskiego, św. Dominik. Patrzeli Polacy na błogę
działalność męża Bożego; Iwon odrazu poznał korzyści, jakieby mógł przynieść
zakon w jego ojczyźnie; prosił więc św. Dominika o wysłanie swych synów
zakonnych do Polski. Zdawało się, że sprawa się odwlecze, ponieważ pomiędzy
Dominikanami nie było dostatecznej liczby takich, którymby można było
poruczyć ważną misyą wśród Polaków; nie było takich, coby władali językiem
polskim. Opatrzność Boża inaczej wszakże pokierowała sprawą. Otóż w owym
czasie dopełnił św. Dominik głośnego cudu, którym wskrzesił siostrzeńca
jednego z kardynałów rzymskich; spadł był młodzian z konia i na miejscu się
zabił. Widok cudu tego takie zrobił wrażenie na braciach, Jacku i Czesławie,
że bez wahania dalszego prosili o przyjęcie do zakonu kaznodziejskiego. Nie
opierał się św. Dominik. Razem więc z Hermanem i Henrykiem, z swymi
towarzyszami, przyjęli bracia habit zakonny i niezwłocznie rozpoczęli
nowicyat, jako przygotowanie na późniejsze zadania. Św. Dominik znalazł w
Jacku ucznia nadzwyczaj gorliwego. Ledwie minął rok, a już uznał go za
dostatecznie utwierdzonego w doskonałości i w poświęceniu się dla służby
Bożej. Wyprawił go więc z towarzyszami do Polski.
W drodze do ojczyzny zatrzymał się św. Jacek kilka miesięcy w Karyntyi,
gdzie kazaniami wzbudził taką cześć dla siebie i zakonu, że mógł Hermana
zostawić jako przełożonego w nowo zbudowanym klasztorze dominikańskim w
Frysak. Kiedy Czesław zwrócił się do Czech, św. Jacek podążał przez Morawy,
gdzie Henryka mianował przełożonym nowego klasztoru, do Krakowa. Lud
krakowski, który w żywej jeszcze miał pamięci piękne kazania Jacka, powitał
męża świętego i jego zakonników z wielką czcią i radością. Biskup Iwon oddał
nowemu zakonowi piękny kościół św. Trójcy, a z hojnych ofiar mieszczan stanął
wkrótce obszerny klasztor. Obrany przeorem, Jacek św. na wzór wielkiego
mistrza swego Dominika, acz z niestrudzoną gorliwością głosił słowo Boże,
główny wszakże nacisk kładł na dobry przykład. Był też istotnie żywym wzorem
najszczytniejszych cnót chrześcijańskich: pokory, czystości, miłości
bliźniego. Cały dzień spędzał na pracy niezmordowanej; zawsze albo się uczył
albo modlił albo kazania głosił albo spowiedzi słuchał lub chorych nawiedzał.
Brzydził się bezczynnością, bo wiedział, że jest początkiem wszystkiego
złego. Każdej nocy aż do krwi się biczował, a nieraz całą noc strawił na
modlitwie i rozpamiętywaniach. Snu sobie odmawiał; gdzie pracą znużony upadł,
tam się pokrzepił krótkim odpoczynkiem. Postu przestrzegał bardzo ściśle, a w
piątki oraz w przededniu świąt uroczystych jadał tylko chleb i pijał wodę.
Troskliwy opiekun ubogich gotów był dla nich wszystko uczynić; jeśli dopomódz
im nie mógł jałmużną, modlił się do Boga, płacząc często nad niedolą
ludzką.
Niezwykłe nabożeństwo miał mąż Boży do przeczystej Matki Zbawiciela. Gdy
raz w wigilią Wniebowzięcia Najśw. Panny Maryi modlił się w kościele,
zajaśniała świątynia światłością niebieską; ukazała mu się Matka Boska i
zapewniła go, że wszystko, o cokolwiek prosić będzie, uzyska u Boskiego jej
Syna. Od tego czasu wsławił Bóg Jacka licznymi cudami. Wymieniają liczne
uzdrowienia chorych, wypadki niezwykłych nawróceń grzeszników zatwardziałych,
troskę skuteczną o uwolnienie więźniów, przywracanie wzroku ślepotą
dotkniętym; wymieniają z późniejszych czasów i wskrzeszenia zmarłych.
Nie poprzestał św. Jacek na samym Krakowie; utwierdziwszy wiarę i obyczaje
dobre w swej ojczyźnie, pragnął ducha Bożego krzewić także i w innych
krajach. Brat jego Czesław działał w Pradze; sam więc ruszył na wschód i
północ. Powiadają, że wezbrana Wisła stanęła mu w wędrówce na przeszkodzie;
nikt się nie odważył przeprawić Jacka i towarzyszy jego łodzią przez
wzburzone nurty. Znakiem krzyża św. umocnieni przeszli wszyscy przez rzekę
suchą nogą jakoby po bitym gościńcu ku zdumieniu licznie nad brzegami
zebranego ludu.
Trudno opisać dokładnie, ile mąż święty w swej gorliwości niewyczerpanej,
wprost apostolskiej zwiedził krajów, ile założył szkół i klasztorów. Zwiedził
Prusy, Pomorze, dotarł nad brzegi Bałtyku, założył klasztory dominikańskie w
Gdańsku, Elblągu, Królewcu. Przeprawił się potem przez morze do Danii,
Szwecyi i Norwegii. Wybrał się nawet na Ruś, jednał schyzmatyków t. j.
chrześcijan greckiego obrządku, nie uznających nad sobą władzy papieża, z
Kościołem rzymskim; zakładał domy zakonne w Lwowie i Haliczu. W Kijowie nad
Dnieprem pracował pięć lat bez wytchnienia i dopiero dzicy Tatarzy
spowodowali go do powrotu do Krakowa r. 1251. Uchodząc z miasta, pożarem
objętego, niósł św. Jacek kielich z Najśw. Sakramentem oraz ciężką figurę
Matki Boskiej, której nikt dotąd udźwignąć nie zdołał. Przeszedł przez
Dniepr, rozkładając na wodach płaszcz swój zakonny.
Zaledwie trochę odpoczął wśród braci w klasztorze, aliści wyruszył znów na
dalszą pracę misyonarską. Niestrudzony ten apostoł dotarł do księstwa
moskiewskiego, zaszedł aż nad morze Czarne; wiekiem i bezustanną pracą już
zgięty zwiedził Azyę aż do Chin, zawsze pieszo, bez grosza, bez przewodnika,
z różańcem w ręku i Panem Bogiem w sercu. Czterdzieści lat przebiegał rożne
kraje; co wycierpiał, co zdziałał, wie tylko sam Bóg w niebie. Złamany na
siłach i osłabiony wrócił nareszcie starzec siedmdziesięcioletni do Krakowa.
W wigilią Wniebowzięcia Najśw. Maryi Panny zwołał brać klasztorną, pożegnał
wszystkich, a nazajutrz przyjąwszy Sakramenta święte przeniósł się dnia 15.
sierpnia 1274 do krainy niebieskiej. Pochowany w Krakowie w kościele OO.
Dominikanów zasłynął wielu cudami. Klemens VIII. zaliczył go r. 1524 w poczet
Świętych Pańskich i wyznaczył dzień 16. sierpnia na jego uroczystość. Dla
Kościoła polskiego przypada uroczystość św. Jacka na niedzielę po
Wniebowzięciu Matki Boskiej.
Nauka
Święty Jacek strawił całe swe życie na znojnej pracy około zbawienia dusz ludzkich. W tej pracy apostolskiej nad zbawieniem dusz my wszyscy nietylko możemy, ale powinniśmy czynny brać udział. Naszym najświętszym bowiem obowiązkiem jest poza miłością Boga miłość bliźniego. A czyż można bliźniemu większą wyświadczyć przysługę nad sprowadzenie go z drogi występku na prawą drogę cnoty? Jak więc mamy pracować nad nawróceniem błądzących współbraci swych? Otóż przez braterskie napomnienie. Życie ludzkie jest drogą, po której zajść można albo do nieba albo do piekła. Droga wiodąca do piekła, to szeroki, przestronny gościniec; droga do nieba, to wąska ścieżka, na której pełno kamieni i cierni. Mówi tedy niejeden, może nie słowami, ale uczynkami niecnymi: "Pocóż mam się co krok kaleczyć i uderzać o przeszkody, kiedy na tamtej szerokiej drodze pójdę sobie wygodnie? Mówią to i nasi krewni, znajomi, sąsiedzi. Czyż nie powinniśmy natenczas przystanąć, ostrzedz bliźniego, że wszedł na bezdroża, wskazać mu prostą drogę i zawołać nań głosem braterskim: dokądże idziesz? Nie potrzeba tu długich nauk; owszem króciutkie, jędrne a serdeczne upomnienie najwięcej owoców przyniesie. Nie zrażaj się tem, że upomnienie twoje niechętnie przyjmą; prędzej czy później uznają poczciwe twe zamiary i dziękować ci będą. Nie bądź wszakże natrętny: nie upominaj każdego, który ci się nasunie; główną zwracaj uwagę na dzieci, sługi i przyjaciół. Oni to mają przedewszystkiem prawo do opieki twojej. Ale i wobec nich nie bądź szorstki, ażeby to nie wyniosłe i szkodliwe, ale braterskie i skuteczne było upomnienie.
Tego samego dnia
Święty Roch, wyznawca
(1295 - 1327.)
Święty Roch przyszedł na świat r. 1295 w mieście Montpellier w Francyi jako jedyne dziecię dostojnych i bardzo majętnych rodziców. Po śmierci ojca i matki, Roch, mając zaledwie lat dwadzieścia, został dziedzicem ogromnego majątku. Nie lgnął wszakże do dóbr doczesnych, bo uważał je tylko za przeszkodę w drodze do doskonałości i nieba; rozdzielił więc pieniądze i ruchomości pomiędzy ubogich, zarząd majątków ziemskich oddał stryjowi, a sam przedsięwziął pielgrzymkę do Rzymu. W kraju, toskańskim posłyszał, że panuje tam niebezpieczna zaraza. Natychmiast zgłosił się do pewnego szpitala celem obsługi chorych; podjął się niebezpiecznych obowiązków, pełen gorącego pragnienia, życie swe złożyć Bogu w ofierze. Przyjął Pan Bóg poświęcenie szlachetnego młodzieńca, bo jakoby w nagrodę zaraza niebawem ustała. Gdy ludzie zaczęli go chwalić i uwielbiać, pokorny sługa Boży uciekł do Ceseny; służył tutaj znowu zarażonym; dotarł wreszcie do Rzymu. I w Rzymie grasowała straszna zaraza. Nasz święty jako prawdziwy anioł zbawienia wyjednał rychło nieustanną modlitwą swoją odwrócenie klęski. Trzy lata spędził w Rzymie na modlitwie, odwiedzaniu kościołów i obsłudze chorych. Zwiedzał potem różne inne miasta, a wszędzie pełnił z niesłychanem poświęceniem uciążliwe obowiązki około cierpiących; wreszcie sam uległ zarazie w Piacenza. Aby nikomu nie być ciężarem, mąż święty mimo gwałtownego bólu zawlókł się za bramy miasta i w pobliskim lesie padł na ziemię, by odczekać śmierci; cieszył się, że podobnie jak Zbawiciela wszyscy go haniebnie opuścili, którym dobrze świadczył. Ale Bóg zachował sługę swego, by jeszcze więcej wsławił miłosierdzie niebios. Niedaleko mieszkał zamożny szlachcic; pies zamkowy unosił codziennie z stołu kawałek chleba, aby żywić chorego odludka. Wróciwszy do zdrowia, Roch z natchnienia Bożego wybrał się z powrotem do Francyi, do domu rodzinnego. Ubogiego i nędznego wędrowca poczytano za szpiega i wrzucono do więzienia. Pięć lat znosił cierpliwie kaźń więzienną, nie poznany nawet przez stryja. Nareszcie bliski śmierci poprosił o kapłana. Kapłan przeświadczony o niewinności więźnia, podał wniosek o uwolnienie Świętego. Mnóstwo ludu zbiegło się do więzienia aby ujrzeć dobrowolnego skazańca. Światłość nadziemska w kaźni świadczyła o świętości uwięzionego; Roch przecież już nie żył. Umarł dnia 16. sierpnia r. 1327. Karteczka, leżąca obok zwłok wyjaśniła obecnym, kim był ten, co życie zakończył. Pochowano go z czcią największą; do dziś dnia uważają świętego Rocha za szczególnego patrona przeciw zarazie.
Inni święci z dnia 16. sierpnia:
Św. Ambroży, pułkownik i męczennik. - Św. Aregyusz, biskup z Newers. - Św. Balsemyusz, męczennik. - Św. Diomedes, lekarz i męczennik. - Św. Eleuteryusz, biskup z Auxerre. - Św. Florus, opat. - Św. Serena, małżonka cesarza Dyoklecyana. - Św. Symplicyan, biskup Medyolanu. - Św. Teodul, biskup z Sitten. - Św. Tytus, dyakon i męczennik.