7. Grudnia
Święty Ambroży z Medyolanu, nauczyciel Kościoła
(340-397.)
Św. Ambroży, jeden z
najdzielniejszych synów Kościoła Chrystusowego i mężny obrońca wiary świętej,
urodził się w Galii, prawdopodobnie w Trewirze r. 340. Ojciec jego, również
Ambroży, piastował wysoki urząd namiestnika Galii, ale umarł już r. 354.
Matka przeniosła się wtedy do Rzymu, by oddać się całkiem wychowaniu dzieci.
Ambroży otrzymał tu nader staranne wykształcenie razem ze starszym bratem
Satyrem; o dziesięć lat starsza siostra Marcelina poświęciła się służbie
Bożej. Już jako uczeń błyszczał Ambroży zdolnościami, zwłaszcza wymową; nie
zaniedbywał wszakże ukształcenia serca i woli. Anicyusz Probus starosta
używał go przez pewien czas jako rzecznika w rzymskich sądach, a widząc
niezwykłą jego bystrość i energię, powierzył mu z polecenia cesarza
Walentynyana I. około roku 370 zarząd Włoch północnych ze stolicą Medyolanem.
Przy pożegnaniu powiedział Ambrożemu: Jedź, a sprawuj swe obowiązki nie jako
sędzia, ale jako biskup. Zacny starosta chciał temi słowami włożyć mu na
serce, by wobec poddanych nie kierował się surowością prawa, lecz dobrocią i
wyrozumiałością chrześcijańską. Przybywszy do Medyolanu dzierżył Ambroży
dostojny swój urząd z taką łagodnością, nie pozbawioną atoli męskiej energii,
że wszystek lud szczerze go pokochał.
Kiedy po dwóch latach rządów Ambrożego umarł biskup aryański Auksencyusz,
pragnęli katolicy medyolańscy obrać katolika jako następcę, aryanie zaś swego
zwolennika. Powstały skutkiem tego przykre waśnie między ludem i
duchowieństwem i zanosiło się już na krwawe rozruchy. Jako urzędnik cesarski
chciał Ambroży zapobiedz dalszym zatargom i niesnaskom, pobiegł tedy do
kościoła na zebranie i począł poważnemi słowami łagodzić rozcietrzewione
umysły. Ledwie mowę swą zakończył, gdy rozległ się ni stąd ni z owad głos
dziecięcy: Ambroży biskup! Zdumienie ogarnęło zgromadzonych, znikła nagle
wszelka niezgoda i jednogłośnie zawołali wszyscy, aryanie i katolicy: Ambroży
ma być biskupem naszym! Ta nagła jednomyślność była widocznie dziełem Bożem,
tem bardziej, że Ambroży był człowiekiem świeckim, dotąd nawet nie
ochrzconym; podówczas bowiem zwlekali niektórzy z chrztem aż do wieku
późniejszego. Ambroży zaklinał się, że tak dostojnego urzędu nie przyjmie,
ale lud i duchowieństwo wołali tem głośniej: Ambroży jest naszym biskupem.
Chwyta się więc Ambroży różnych wybiegów i sposobów, by zrazić sobie
wyborców. Zasiadł tego dnia w sądzie i ukarał nader surowo dwóch obwinionych.
Lud znał wszakże jego łagodność, wołał więc: Niech grzech twój spadnie na
nas. Sprowadził Ambroży do pałacu swego nierządnice, aby go lud uważał za
rozpustnika. Zbyt dobrze atoli znali wszyscy cnotliwe życie jego, by go
posądzać o nieczystość, trwali zatem przy swojem żądaniu. Nie widząc innej
rady, postanowił uciec. O zmroku opuścił bramy miasta i biegł ku Padwie.
Biegł całą noc, a ze świtem stanął nie w Padwie, lecz przed bramą -
Medyolanu. Bóg Wszechmocny, który Ambrożego upatrzył sobie na filar Kościoła
Swego, tak pokierował jego krokami, że przeszkodził ucieczce. Lud wprowadził
go teraz z tryumfem do pałacu i strzegł pilnie, by im nie uszedł; tymczasem
zaś wysłano do cesarza Walentynyana poselstwo z prośbą o zatwierdzenie
wyboru. Cesarz uradowany, że lud urzędników jego takiem darzy zaufaniem, bo
powierza im losy duszy, wybór potwierdził. Ambroży nie sprzeciwiał się już
dłużej wyraźnej woli Bożej; przyjął chrzest św., potem kolejno święcenia, a
dnia 7. grudnia 374. r. wyniesiony został ku wielkiej radości ludu sakrą
biskupią na stolicę Medyolanu.
Skoro objął rządy biskupie, rozdzielił św. Ambroży złoto i srebro pomiędzy
ubogich, majątki ziemskie zapisał kościołowi, zastrzegając jedynie dla
siostry skromne dożywocie; dozór nad sprawami domowemi zlecił bratu swemu
Satyrowi, a sam zajął się całą duszą sprawami Kościoła. Naprawę obyczajów
zaczął jak każdy prawdziwy Święty od siebie. Każdego rana trawił dużo czasu
na modlitwie i wzywał do tego także innych: Czyż nie wiesz, mówił, że
pierwociny twego serca i ust twoich należą się Bogu? Powinieneś je codziennie
Panu Bogu ofiarować. Pościł tak surowo, że z wyjątkiem soboty i niedzieli i
wielkich uroczystości nie przyjmował nigdy lepszego pożywienia. Kiedy
przedstawiano mu, iż skraca sobie takim postem życie, odpowiadał: Wielu
znalazło już śmierć przez żarłoctwo, ale przez post nikt jeszcze nie zginął.
Nienawidził chciwości, zwłaszcza u wysokich dostojników Kościoła; obracał
przeto wszystkie swe dochody już dla samego przykładu na wsparcia dla
ubogich. Niestrudzony był w zajęciach swych, pracował za kilku. Zaraz na
początku urzędowania postanowił sobie przestrzegać sumiennie trzech rzeczy, a
mianowicie: Odprawić codziennie Mszą św., w niedzielę wygłosić kazanie dla
ludu, a nie zaniechać niczego, coby wpłynęło na poprawę obyczajów i
wzmocnienie wiary św. W kazaniach swoich, pełnych ognistej wymowy i świętego
namaszczenia, sławił z szczególnem zamiłowaniem cnotę panieństwa; stąd wiele
dziewic ślubowało dozgonną czystość; matki zaś, przejęte duchem świata
zabraniały córkom swoim słuchania nauk biskupich, by nie straciły ochoty do
małżeństwa. Mąż święty porywał wymową swoją nietylko pobożnych, ale kruszył
także zatwardziałych grzeszników, przekonywał innowierców, zaciekawiał nawet
niewiernych pogan. On to naprowadził późniejszego wielkiego doktora Kościoła,
św. Augustyna, z drogi występku i herezyi na drogę cnoty i wiary prawdziwej.
Głęboką znajomość tajemnic Bożych czerpał św. Ambroży z rozważań i
natchnienia Boskiego. Przedstawiają go przeto na obrazach z gołębicą nad
głową, która mu niejako szepce do ucha, co ma mówić i pisać.
Najwybitniejszą cnotą św. Ambrożego była odwaga w obronie czci Bożej.
Cesarzowa Justyna, nienawidziła św. biskupa jako zapalona zwolenniczka
heretyckiej sekty aryanów i nie szczędziła pieniędzy, kłamstwa i podstępów,
by go obalić. Wymogła wreszcie na cesarzu, że kazał roku 385 Ambrożemu
odstąpić wielki kościół medyolański aryanom. Św. Ambroży jednakże
odpowiedział: Co sam posiadam, to wydam na rozkaz cesarski, gotów jestem i
zdrowie narazić, ale co Bożego, tego dać nie mogę i cesarz tego nie otrzyma.
Rozkazał nieletni władzca Walentynyan zabrać kościół przemocą; na wieść o
zamierzonym gwałcie skupił się wierny lud około swego biskupa i przez trzy
dni bronił kościoła przeciwko żołnierzom cesarskim, aż wreszcie Walentynyan,
obawiając się powstania, zaniechał swego zamiaru. Jeszcze więcej odwagi i
stanowczości okazał mąż św. wobec cesarza Teodozyusza Wielkiego. W r. 390
zamordował w Tesalonice lud zbuntowany starostę cesarskiego. Teodozyusz
zapłonął takim gniewem, że kazał wyciąć wszystkich mieszkańców bez względu na
winę. Ambroży św. napisał wtedy list poważny, w którym przedstawia srogość
takiego postępku i wzywa cesarza do publicznej pokuty. Gdy Teodozyusz mimo to
z całym swym dworem wejść chciał do kościoła, wyszedł mu św. Ambroży w
szatach biskupich naprzeciw, zastąpił mu w bramie kościelnej i rzekł z
uroczystą powagą: Zdaje się, że zapomniałeś już o swej zbrodni okrutnej;
zaślepia ciebie wysokie twoje stanowisko, ale pomnij, że pod świetną purpurą
cesarską kryje się nędzne ciało grzesznika. Czyż miałbyś się odważyć przyjąć
Ciało Pańskie ustami, które wydały straszny wyrok śmierci na niewinnych?
Cesarz przedkładał, że i Dawid król zgrzeszył a jednak znalazł łaskę u Boga,
ale biskup św. odpowiedział: Naśladowałeś Dawida w grzechu, naśladujże go
teraz w pokucie. Teodozyusz zamilkł, wrócił do swego pałacu i rozpoczął zaraz
przed bramą kościoła surową pokutę wedle ówczesnych praw kościelnych. Dopiero
po ośmiu miesiącach udzielił mu św. Ambroży rozgrzeszenia, dozwolił wstępu do
kościoła i przypuścił do przyjęcia Sakramentów św. Tenże Teodozyusz zajął
podczas nabożeństwa w Medyolanie miejsce w chórze wśród duchowieństwa, jak to
zwykł był czynić w Konstantynopolu. Ambroży wskazał mu jednak miejsce pośród
ludu temi słowami: Purpura czyni cesarzów, ale nie kapłanów. Cesarz przyjął
pokornie upomnienia św. biskupa i odtąd siadał także w Konstantynopolu między
ludem; o św. Ambrożym zaś powiedział: Nie rychło poznałem różnicę między
biskupem a cesarzem, późno spotkałem mistrza prawdy; jednego tylko znam,
który zasługuje na miano biskupa, to Ambroży. Czcił Ambrożego cesarz aż do
śmierci jako męża świątobliwego; z jego rąk przyjął ostatnie Sakramenta i
skonał oparty na jego ramieniu.
Strudzony tylu pracami, Ambroży przeczuwał bliski swój koniec. Na wieść o
chorobie biskupa zawołał słynny hetman wojsk cesarskich Stylichon: "Jeśli ten
mąż wielki umrze, zginie ziemia włoska. Lud błagał Najwyższego o zdrowie i
życie dla św. biskupa, a kilku przedniejszych obywateli poszło do pałacu
biskupa z prośbą, by sam sobie starał się wybłagać u Pana Boga przedłużenie
życia. Ambroży wszakże taką dał odpowiedź: Żyłem tak między wami, że nie
wstydzę się dłużej z wami pozostać, śmierci wszelako także się nie lękam, bo
dobrego mamy Pana. Ostatnie dni spędził na ciągłej modlitwie; św. Bazyan,
biskup z Lodi, widział, jak Pan Jezus pocieszał chorego, a św. Honorat,
biskup z Vercelli, który czuwał przy św. Ambrożym, usłyszał, gdy się trochę
zdrzemnął, nagle głos: "Wstań, spiesz się, bo teraz skona." Szybko dał
Świętemu jeszcze raz ostatni Ciało Pańskie; św. Ambroży skończył zaraz potem
życie ziemskie. Było to w sam dzień Wielkiejnocy, dnia 4. kwietnia 397. r.
Relikwie św. biskupa, słynne wielu cudami, spoczywają w katedrze
medyolańskiej. Pobożne zaś pienia tego wielkiego nauczyciela Kościoła
odmawiają do dziś dnia kapłani w pacierzach swoich; do niego bowiem i do św.
Augustyna odnoszą słynny hymn: Ciebie, Boże, chwalimy. Św. Ambroży liczne
pozostawił dzieła najrozmaitszej treści.
Nauka
Św. Ambroży przestrzegał podobnie jak tylu innych Świętych z szczególnem zamiłowaniem mierności w jedzeniu i piciu, mówiąc, że obżarstwo przyprawiło o śmierć bardzo wielu, post zaś nikogo o śmierć nie przyprawił. Zapisz to sobie w sercu, bo pod tym względem różne panują przesądy. Wielu mniema, że post kościelny szkodzi zdrowiu i skraca życie. Tymczasem uczy doświadczenie i wiedza lekarska coś zupełnie przeciwnego. Doświadczenie uczy, że wielu Świętych, którzy wiedli żywot bardzo skromny i umartwiony, doczekało się wieku późnego, nauka zaś lekarska stwierdza, iż ciało ludzkie tyle tylko znosi jadła i napoju, ile potrzeba dla zaspokojenia głodu i pragnienia. Wszystko, co nadto, jest nietylko niepotrzebne, ale owszem szkodliwe. Sam Bóg powiada w Piśmie św., że kto mierny jest, przyczyni sobie żywota, a Jezus Chrystus daje nam tak z Siebie jak i w postępowaniu z zgłodniałemi rzeszami najlepszy przykład mierności. Mógł im na puszczy wyborniejsze stworzyć potrawy; ucząc ich mierności, karmił ich tylko chlebem i rybami; toż i sam Chrystus Pan skromnego musiał używać i zwyczajnego pokarmu, bo do apostołów rzekł: Co przed wami położą, pożywajcie. Więc porzuć obżarstwo i opilstwo, bo tem podsycasz tylko chuci cielesne, osłabiasz rozum i potępienie sobie gotujesz; umiłuj mierność, która jest najpewniejsza tarczą przeciwko wszelkim pokusom i sidłom złego ducha.
Inni święci z dnia 7. grudnia:
Św. Agaton, męczennik. - Św. Agrykola, wyznawca. - Św. Eutropiusz, opat. - Św. Fara, ksieni. - Św. Gerald, biskup z Velletri. - Św. Marcin, opat. - Św. Neofit, męczennik. - ŚŚw. Polykarp i Teodor, męczennicy. - Św. Rygald, męczennik. - Św. Serena, męczennica. - Św. Servus, męczennik. - św. Urban, biskup z Tiano.