Na podstawie kalendarza kościelnego z uwzględnieniem dzieła ks. Piotra Skargi T.J. oraz innych opracowań i źródeł
na wszystkie dni całego roku ułożył
Ks. Władysław Hozakowski



ŻYWOTY  ŚWIĘTYCH   PAŃSKICH  -   6. G R U D N I A

6. Grudnia


Święty Mikołaj z Myra, biskup

(+ r. 352.)

Św. Mikołaj z Myra

   Św. Mikołaj, biskup myreński, to jeden z najwięcej znanych w Kościele Świętych Pańskich. Tysiące kościołów czci go jako swego patrona, krocie ołtarzów zdobi jego obraz, chwała jego rozbrzmiewa cały świat katolicki. Miasto Patara w Lycyi w Azyi Mniejszej jest gniazdem rodzinnem tego sławnego biskupa. Przyszedł na świat jako jedyne, długiemi modlitwami, postami i jałmużnami u Boga uproszone dziecię rodziców bardzo zacnych i pobożnych. Był jeszcze niemowlęciem, a Pan Bóg już dał poznać rodzicom, że ich jedynaka upatrzył sobie do rzeczy wielkich. Co środę bowiem i piątek nie ssało dziecię pokarmu jak dopiero na wieczór. Skoro Mikołaj podrósł, oddali go rodzice do szkoły, a chłopiec uczył się bardzo pilnie, jeszcze pilniej wszakże strzegł cnoty i dobrych obyczajów. Unikał hucznych biesiad i towarzystwa rozwiozłych młodzieńców, zapobiegał pokusom cielesnym, umartwiając młode ciało postami, czuwaniem i paskiem pokutnym. W ten sposób zachował w wszystkich niebezpieczeństwach wieku młodzieńczego czystość nieskalaną. Św. Mikołaj miał stryja tego samego co on imienia, biskupa myreńskiego. Stryj, widząc w bratanku wybitną skłonność do rzeczy Bożych, radził, aby się poświęcił stanowi duchownemu. Rodzice chętnie na to zezwolili. Przyjął tedy Mikołaj z rąk stryja święcenia kapłańskie.
   Zostawszy kapłanem, podwoił św. Mikołaj świątobliwość żywota; ujmował sobie jeszcze więcej snu; trzymał się zdaleka od uciech i przyjemności, a pomnażał posty i modlitwy. Był skromny i cichy, hojny w jalmużnach i dobrych uczynkach, skąpy w mowie, a czystością był jakoby aniołem. Ducha ofiarnego miłości kaplańskiej dowiódł, gdy około r. 300 wybuchła straszna zaraza; pocieszał strapionych i niósł ulgę, gdzie tylko mógł. Zaraza zabrała mu także rodziców; wielki majątek, który mu zostawili, obracał nie na potrzeby lub wygody własne, ale jedynie na niesienie pomocy ubogim i cierpiącym. Jaką przytem kierował się oględnością i roztropnością, tego dowodzi następujące zdarzenie. W Patara żył zubożały szlachcic z trzema już dorosłemi córkami. Kiedy nędza i niedostatek bardzo dokuczać mu poczęły, wpadł na nieszczęsny pomysł, aby córki nierządem na chleb sobie zarabiały. Płakały dziewczęta i zanosiły modły do nieba, a Pan Wszechmocny wejrzał na łzy niewinnych panienek. Wieść o nędzy dziewcząt i okrutnym zamiarze ojca doszła do uszu Mikołaja. Następnej nocy rzucił tajemnie do sypialni szlachcica tyle złota, ile potrzeba było na utrzymanie domu i wydanie za mąż jednej z córek. Po pewnym czasie powtórzył to samo, by wyposażyć córkę drugą i trzecią, ocalając tym sposobem ową rodzinę od nędzy materyalnej i moralnej. W tym czasie polecił mu stryj kierownictwo pewnego wielkiego klasztoru, a Mikołaj sprawował swój urząd przykładnie i świątobliwie.
   Gorąca miłość ku Jezusowi skłoniła młodego kapłana do pielgrzymki Ziemi Świętej. Pragnął oglądać miejsca, po których nasz Zbawiciel chodził, a potem iść na puszczę, by w odłączeniu od ludzi żyć samemu Bogu i cieszyć się pokojem życia samotnego. Zaledwie wstąpił na okręt, oznajmił żeglarzom, że czeka ich burza. Istotnie uderzyła niebawem na okręt straszna nawałnica; zdawało się, że statek lada chwilę utonie. Żeglarze proszą tedy Świętego w strachu najwyższym, by westchnął za nimi do Boga. Św. Mikołaj wzniósł oczy swe ku niebu - a żywioły uspokoiły się natychmiast. Podobne cuda czynił święty Mikołaj więcej razy; stąd poszło, iż żeglarze czczą go jako swego patrona. Zwiedziwszy w Ziemi Świętej z głębokiem nabożeństwem miejsca pamiętne, umyślił schronić się do klasztoru samotnego. Usłyszał wszakże w duszy swej głos Boży: Mikołaju, wracaj do swoich owieczek, które opuściłeś. Rozumiejąc, że Pan Bóg wzywa go do powrotu do poruczonego mu przez stryja klasztoru, wrócił do Patara i zamyślał dokonać tam życia swego. Niedługo wszakże tu pozostał. Podczas modlitwy objawił mu znowu Pan Bóg, by opuścił klasztor, a szedł między ludzi świeckich do Myra, stolicy Lycyi. Zmarł tam był właśnie dotychczasowy biskup; okoliczni biskupi zebrali się więc na obór nowego pasterza. Gdy po długich obradach na żadnego zgodzić się nie mogli, udali się z ludem do kościoła na modlitwę i prosili Boga o wskazanie im sposobu, jakimby najwierniejszego sługę Bożego wybrać mogli. Pan Bóg objawił pewnemu sędziwemu a pobożnemu biskupowi, by obrali tego, który nazajutrz najpierwszy wejdzie do kościoła. Nie wiedząc o niczem, przyszedł owej nocy do Myra św. Mikołaj i zwyczajem swoim pospieszył najpierw pokłonić się Panu Jezusowi w Najśw. Sakramencie. Ów sędziwy biskup ujął go natychmiast za rękę, spytał o imię i zaprowadził do zgromadzonych biskupów. Tu oznajmiono mu wolę Bożą i mimo próśb i łez obrano biskupem.
   Odtąd wiódł św. Mikołaj życie jeszcze surowsze. Tak sobie bowiem mawiał: Mikołaju, stanowisko twoje wymaga teraz innych obyczajów, żyjesz teraz już nie sobie samemu, ale innym; słowa twoje wtedy tylko owoc przyniosą, gdy owieczkom przyświecać będziesz jako wzór wszelkiej cnoty. Jadał tylko raz dziennie, a zawsze bardzo miernie; mięsa nie używał wcale. Przy stole, do którego zwykł był siadać z kilku poważnymi kapłanami, kazał sobie czytać nauki pobożne; przerywał często wieczerzę, by zaopatrzyć ubogich żebraków. Miłosierdzie jego nie znało granic; wszystkie swe dochody obracał na jałmużny, a gdy mu nie starczyły własne pieniądze, prosił bogaczów o jałmużny. Sam nie miał niczego prócz odzienia; sprzętów domowych i ksiąg potrzebnych pożyczał sobie u innych; tak bardzo kochał dobrowolne ubóstwo. Z początku trwożył się na myśl, że będzie musiał zdać sprawę Panu Bogu z tylu dusz sobie powierzonych; prosił Boga, by mógł złożyć urząd biskupi. Jednakże mówił mu znowu głos wewnętrzny: Mikołaju, nie lękaj się; nie opuszczę ja tego, który spraw Moich wiernie pilnuje. To upomnienie Pańskie natchnęło go wielką ufnością w pomoc Bożą; mimo to nie szczędził przy żadnej ważnej sprawie trudów i zabiegów, wiedząc, że Pan Bóg nie opuszcza tych, którzy się sami zaniedbaniem nie opuszczają. W wszystkich sprawach kościelnych szukał porady mężów światłych, odprawiał zgromadzenia duchowne, wykorzeniał, co widział niedobrego wśród kapłanów, dowiadywał się pilnie, jaki duch i jakie obyczaje panują wśród dyecezyan. Kiedy cesarz Dyoklecyan wszczął srogie prześladowanie chrześcijan, a urzędnicy jego ścigali karą śmierci każdego, co nie chciał składać ofiary bogom pogańskim, obchodził św. biskup Mikołaj wszystkie sioła i zachęcał wiernych do wytrwałości we wierze, nie bacząc na to, że grozi mu kara śmierci. Tak wielka była jednak już wtenczas sława tego męża Bożego, że urzędnicy cesarscy lękali się na śmierć go skazać; wygnali go z Myra, zamknęli w więzieniu i przetrzymywali tam długie lata, aż nareszcie zesłał Pan Bóg pierwszego cesarza chrześcijanina, t. j. Konstantyna Wielkiego, który dał Kościołowi wolność wyznania, pozwolił obalać posągi i świątynie pogańskie, kazał wypuścić uwięzionych dla Chrystusa chrześcijan i wszystkie dobra im wrócić. Wówczas uzyskał też Mikołaj św. swobodę i wrócił do Myra. Natychmiast zabrał się do rozwalania świątyń pogańskich, przykładał sam rękę i nie spoczął, aż wszystkie świątynie pogańskie w dyecezyi runęły. Że poganie, których jeszcze była liczba wielka, nic przeciwko temu mówić ani czynić się nie odważyli, uważać należy poniekąd za prawdziwy cud Boży. Niedługo potem miał św. biskup sposobność, walczyć przeciwko herezyi Aryusza; był podobno także na soborze powszechnym w Nicei 325. roku i miał tam błędy heretyckie przeciw bóstwu Pana Jezusa potępić razem z innymi biskupami. Powiadają, że w drodze na ten sobór wskrzesił trzech młodzieńców, których tajemnie przeciwnicy zabili.
   Starosta myreński, człowiek chciwy złota, skazał na śmierć trzech niewinnych obywateli z sąsiedztwa, by zagarnąć dla siebie ich majątki. Skoro św. Mikołaj o tem posłyszał, pobiegł na plac wykonania wyroku; zastał niewinnych skazańców już ze zawiązanemi oczyma, czekających ciosu śmiertelnego. Bez wahania wyrwał katowi topór z ręki, skarcił surowo niesprawiedliwego starostę i ocalił niewinnych obywateli od śmierci. Nieco później zaszedł wypadek jeszcze dziwniejszy. Cesarz Konstantyn skazał na śmierć trzech wodzów, których był posłał do Azyi na stłumienie rozruchów; zazdrośni nieprzyjaciele oskarżyli ich o zdradę stanu. Skazańcy słyszeli wiele o świętości Mikołaja, dlatego poczęli w największej trwodze prosić Boga, by ich wybawił za przyczyną św. biskupa. W nocy przed wykonaniem wyroku ujrzał cesarz we śnie św. Mikołaja, który mu przykazał uwolnić niewinne ofiary złości ludzkiej, bo inaczej ściągnie na siebie karę Boską. To samo widzenie miał przewrotny starosta Ablawiusz, główny sprawca zbrodniczego zasądzenia. Przestraszyli się obaj niezmiernie, przesłuchali jeszcze raz uwięzionych wodzów, uznali ich niewinność, przywrócili im dawniejsze dostojeństwa i odesłali z drogimi upominkami do św. Mikołaja, by mu podziękowali za pomoc cudowną. Jeszcze innymi cudami wsławił się tak św. Mikołaj, że wszyscy uważali go za niechybnego obrońcę w każdej potrzebie. Żeglarze na morzu wśród burzy przez pamięć na tyle cudów św. biskupa z Myra wołali, by wstawił się za nimi u Boga i ocalił od srogiej śmierci. I rzecz dziwna: nagle stanął w pośród nich i rzekł: Otom ja, któregoście wzywali, ufajcie Bogu, który mnie do was przysłał. Zaczem uchwycił ster, przeprowadził okręt szczęśliwie aż do brzegu i zniknął.
   Umarł św. Mikołaj na lekką chorobę dnia 6. grudnia 352. r. w Myra. Przedtem przyjął był nabożnie Sakramenta św., przed samem skonaniem widział aniołów niebieskich, a ostatnie jego słowa były; "W ręce Twoje, Panie, polecam ducha swego." Był to mąż wejrzenia wdzięcznego, z którego przebijała świątobliwość duszy; łagodnością wielu był grzeszników skruszył, a wielu pobudził do cnoty. Zaraz po śmierci doznawał też powszechnie czci jako Święty, a Pan Bóg potwierdził słuszność chwały bardzo licznymi cudami przy grobie św. Mikołaja. Później, bo r. 1687 przewieziono św. zwłoki do Bari we Włoszech.


     Nauka


   Świętemu Mikołajowi objawił Pan Bóg godzinę śmierci. Tej samej łaski doznało wielu innych Świętych Pańskich. Ty nie masz tego objawienia i prawdopodobnie nigdy mieć go nie będziesz. Ale wiesz napewno, że umrzesz; to wystarcza. Wiesz, że kiedyś opuścić ci wypadnie wszystko, coś pokochał i do czego na ziemi się przywiązałeś; że pójdziesz do Tego, który cię posłał, bo, jak powiada apostoł narodów, nie mamy tu miasta trwałego, ale przyszłego szukamy (Hebr. 13; 14). Kiedy umrzesz? czy jeszcze w tym roku lub za lat kilkanaście? gdzie umrzesz? czy w własnej chacie lub gdzieś zdala od swoich? jak umrzesz? czy cicho i spokojnie czy też nagle i niespodzianie? oto pytania, których rozwiązać nie zdołasz. Bóg zasłonił je tajemnicą, a zasłonił dlatego, żebyś zawsze był gotów na śmierć. "Niewiadomy nam dzień ostatni, powiada św. Augustyn, abyśmy wszystkie dni dobrze spędzali." "Czuwajcie tedy, mówi sam Pan Jezus, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie, czy wieczorem czy o północy" (Mark. 13, 35). Szczęśliwy, kogo śmierć zastanie gotowego. Zbawiciel powiedział bowiem: "Błogosławiony on sługa, którego Pan przyszedłszy znajdzie tak czyniącego. Prawdziwie mówię wam, nad wszystkiem co ma postanowi go" (Łuk. 12, 43). Dlatego przypominaj sobie często, że śmierć wciąż około ciebie krąży, że każdej chwili zaskoczyć cię może. Myśl o tem codziennie, a myśl ta utrzyma cię w ciągłej gotowości. "Skoro śmierć wszędzie nas oczekuje, powiada Bernard św., powinniśmy także wszędzie jej oczekiwać." Czuwaj bezustannie pomny na słowa Zbawiciela: "Nie wiecie ani dnia ani godziny."


     Inni święci z dnia 6. grudnia:


   Św. Apolinary, subdyakon. - Św. Azela, dziewica. - Św. Gertruda, ksieni. - Błog. Gotfryd, przeor. - Św. Majoryk, męczennik. - Św. Polychronyusz, kapłan i męczennik. - Św. Wiktor, biskup z Piacenzy.