26. Grudnia
Święty Szczepan, pierwszy męczennik
(+ około r. 34.)
Dziwnie Pan Wszechmocny
pokierował początkami Kościoła Swego: z tych samych żydów, którzy Syna Bożego
za życia żadną miarą uznać nie chcieli i okrutnie go ukrzyżowali, wielu
uwierzyło w Jezusa po śmierci; wprawdzie ogół trwał w ślepej nienawiści do
Chrystusa; pomimo to nawróciło się zaraz po pierwszem kazaniu św. Piotra w
Jerozolimie trzy tysiące ludzi. Po drugiem kazaniu nawróciło się znowu pięć
tysięcy i odtąd przybywało z dnia na dzień coraz więcej wyznawców Chrystusa w
samejże ziemi żydowskiej. Pragnąc żyć w ubóstwie Chrystusowem, oddawali oni
całe swe mienie w ręce apostołów na własność wspólną, sami porzucili troskę o
dobra doczesne, poświęcili się całkiem służbie Bożej. Dla rozporządzania
majątkiem wspólnym wedle potrzeb poszczególnych chrześcijan i dla
przestrzegania porządku w tem pożyciu braterskiem, które zresztą wobec
niedoskonałości ludzkiej długo ostać się nie mogło, wybrali apostołowie
siedmiu mężów; ich to przez modlitwę i wkładanie rąk wyświęcili na urząd
kościelny, nazywany dyakonatem; otóż pierwszym z tych, których apostołowie
wybrali na dyakonów, był Szczepan, młodzieniec pełen żywej wiary, potężnej
wymowy i gorącej miłości ku Jezusowi. Gdzie się Szczepan urodził i jakich
miał rodziców, niewiadome. Tyle rzeczą pewną, że był z urodzenia żydem; miał
być też uczniem słynnego i w Piśmie uczonego Gamaliela. Już w pierwszym roku
po Zesłaniu Ducha świętego wsławił się Szczepan zapałem w sprawach wiary. Po
wyświęceniu na dyakona zajmował się głównie, jak mu urząd nakazywał,
jałmużnami wiernych, ale równocześnie pomagał apostołom w nauczaniu
ewangelii, a dzięki osobliwym łaskom i darom Bożym dokonywał tak licznych
nawróceń, iż żydzi obawiali się zupełnego upadku zakonu swego. Pismo św.
wylicza zalety świętego dyakona. Najpierw świadczy, że miał dobre mniemanie u
ludzi, że wszyscy widzieli światłość jego dobrych uczynków; dalej, że był
pełen Ducha św. i łaski Bożej t. j. że dobre jego uczynki nie były obłudą,
lecz pochodziły z szczerego serca, z prawdziwej miłości Boga i bliźniego.
Nadto miał dwie cnoty, niezbędne u każdego sługi Bożego: mądrość i męstwo.
Był mądry, bo sprawował urząd swój pożytecznie, złych rad nie słuchał, a
kłamstwem oszukać się nie pozwolił; był mężny, bo nie dał się odstraszyć
żadnej mocy świeckiej tam, gdzie chodziło o chwałę Bożą i zbawienie bliźnich.
Wreszcie obdarzył go Pan Bóg szczególną łaską czynienia wielkich cudów.
Poświadcza to wyraźnie Pismo św. temi słowami: "Szczepan pełen łaski i mocy
czynił cuda i znaki wielkie między ludem."
Żydzi wiedzieli dobrze, że Szczepan zna prawo Mojżeszowe; widząc tedy, że
mimo to głosi śmiało naukę Chrystusową, a lud zapalony potęgą jego słów i
cudów gromadnie przechodzi do szeregów chrześcijan, umyślili wezwać młodego
dyakona na ustną rozprawę, wykazać mu przebiegłem rozumowaniem błąd jaki lub
omyłkę i tak zawstydzić jego i wszystkich wyznawców Jezusa Nazareńskiego.
Istniały podówczas słynne synagogi czy szkoły, w których żydzi kształcili się
w znajomości zakonu Mojżeszowego i gdzie pielęgnowali głęboką cześć dla
tradycyi praojców. Z tych tedy szkół zebrali się najsławniejsi nauczyciele
zakonu i rabini najuczeńsi do wspólnej szermierki przeciwko św. Szczepanowi.
Zaczęli wywody swe bardzo przebiegle, rozprawiali zaciekle, lecz wobec
mądrości Ducha św., który mówił z św. dyakona, musieli niebawem zamilknąć i
dysputę uznać za przegraną. Łatwiej wszakże przekonać rozum niedowiarków
aniżeli wolę nagiąć do uznania prawdy i przyjęcia wiary; rozum łacno
przełamiesz, ale nie przełamiesz uporu; nie zdołają zaprzeczyć, ale nie będą
chcieli wierzyć; przeto zaczną potwarzać. Tej zwyczajnej u zwyciężonych
przeciwników nieszlachetnej broni podstępu i oszczerstwa chwycili się uczeni
w Piśmie doktorowie żydowscy. Przekupili fałszywych świadków, którzy orzekli,
jakoby słyszeli Szczepana, bluźniącego Mojżeszowi i samemu Panu Bogu.
Powstało stąd ogromne oburzenie wśród ludu i kapłanów. Tłum porwał Szczepana
i zawlókł przed Najwyższą Radę, złożoną z kapłanów i faryzeuszów z
arcykapłanem Kajfaszem na czele, by się wytłomaczył z czynionych mu zarzutów.
Fałszywi świadkowie powtórzyli tu swe zeznanie: "Ten człowiek, mówili, nie
przestaje mówić słów przeciwko miejscu świętemu i zakonowi. Słyszeliśmy go
bowiem mówiącego, iż Jezus Nazareński zburzy to miejsce i odmieni podania,
które nam podał Mojżesz" (Dz. Ap. 6, 14. 15). Wszyscy obecni patrzeli
badawczo na oskarżonego, azali nie zdradzi na twarzy lęku i trwogi. Lecz
wbrew wszelkiemu oczekiwaniu przybrało oblicze św. dyakona wyraz tak
przedziwnej jasności i niewinności, że wszyscy patrzeli nań jako na Anioła
Bożego. Istotnie był to poniekąd anioł w ciele ludzkiem, a wyraz anielskiej
czystości, który teraz z zrządzenia Bożego na obliczu jego wystąpił, był
tylko odzwierciedleniem niewinności wewnętrznej. Ale na upór niema lekarstwa;
żydzi trwali niezachwianie przy swojem oskarżeniu. Arcykapłan zapytał
Szczepana, iżali tak jest, jak zeznali świadkowie. Szczepan św. odpowiedział
mu długą mowa obronną, zawartą w siódmym rozdziale Dziejów Apostolskich.
Zbija w niej z dziwną bystrością umysłu i znajomością Pisma św. wszystkie
uczynione mu zarzuty. Na dowód, że nie bluźnił ani Bogu ani Mojżeszowi ani
zakonowi jego, sławi wielkość i miłosierdzie Boże dla ludu wybranego, mówi z
zapałem o Mojżeszu jako o wybawcy narodu z niewoli egipskiej i proroku Bożym;
wykazuje w krótkim przeglądzie dziejów żydowskich, że Stary Zakon wypełnił
się w Jezusie Chrystusie. Mowę swą zakończył oskarżeniem przeciwników:
"Twardego karku i nie obrzezanych serc i uszu, wy się zawsze sprzeciwiacie
Duchowi św.; jako ojcowie wasi, także i wy. Którego z proroków nie
prześladowali ojcowie wasi? Zabili tych, którzy opowiadali o przyjściu
Sprawiedliwego, a wyście Jego samego teraz zdradzili i zabili. Wzięliście
zakon przez rozrządzenie Boże, a nie strzegliście go."
Tak surowego zgromienia nie mogli żydzi ścierpieć. "A słuchając tego,
krajały się ich serca i zgrzytali nań zębami." Szczepan czuł dobrze, że
padnie ofiarą ich nienawiści. Wzniósł przeto oczy swe ku niebu, by uprosić
sobie pomoc Boską do bliskiej walki. W tej chwili ujrzał chwałę Bożą i Jezusa
stojącego na prawicy Boga Ojca, jakoby mu dawał znać, że nie opuści sługi
Swego. Zawołał więc radośnie: "Oto widzę niebiosa otwarte i Syna
człowieczego, stojącego po prawicy Bożej." Na to powstał zgiełk nieopisany.
Żydzi poczęli przeklinać i złorzeczyć i zatykali sobie ze zgrozą uszy, bo
wydawało im się niesłychanem blużnierstwem, że Jezus Nazareński równy jest
Bogu wiecznemu. Jednomyślnie rzucili się na Szczepana jak wilki drapieżne na
jagnię, porwali go i bez dalszych przesłuchów wywlekli za miasto, by go jako
bluźniercę ukamienować. Fałszywi świadkowie, którzy wedle prawa musieli
rzucić pierwsze kamienie, zdjęli szaty swoje, aby tem swobodniej wykonać
okrutne dzieło; oddali je młodzieńcowi, imieniem Szaweł. Był to ten sam
Szaweł, który dzięki modlitwie św. Szczepana stał się później sławnym
apostołem narodów, św. Pawłem. Święty Szczepan stał zrazu nieruchomie wśród
gradu kamieni i wzywał Jezusa, za którego ginął śmiercią męczeńską; "Panie
Jezu, przyjm ducha mego." Poczem przyklęknął i zawołał głosem potężnym:
"Panie, nie poczytaj im tego grzechu." Ledwie to wypowiedział, gdy wyzionął
ducha; było to około r. 34. Kilku mężów bogobojnych pogrzebało zwłoki św.
pierwszego męczennika. Wedle starodawnego podania pochował ciało św.
Szczepana słynny jego mistrz Gamaliel na jednym ze swych majątków niedaleko
Jerozolimy. Dziś spoczywają św. relikwie w kościele świętego Wawrzyńca w
Rzymie. Głowę św. Szczepana zachowują w Padwie.
Nauka
"Panie, nie poczytaj im tego grzechu!" oto były ostatnie słowa św.
Szczepana. W tych słowach leży coś, co do głębi porusza nasze serca, bo
blaskiem przedziwnym opromienia postać tego świętego: wielkie bohatyrstwo
ducha, które za nienawiść każe płacić miłością. Cała nasza natura nieraz się
wzdryga na samą myśl o takiem zaparciu się siebie. Jeżeli nas kto ukrzywdzi i
znieważy, to budzi się w duszy naszej natychmiast pragnienie zemsty, chęć
odwetu; czujemy, że zaspokojenie tego pragnienia sprawiłoby nam zadowolenie.
Jest to na pozór rzecz zupełnie naturalna, a jednak jest tylko złudzeniem.
Uczucie nienawiści, pragnienie zemsty nęci nas wprawdzie, ale skoro wpuścimy
je do serc swych, ogromne tam sprawia spustoszenie: ogarnia i pochłania całą
naszą duszę, odbiera nam chęć do pracy i modlitwy, zabija w nas uczucia
piękne i szlachetne, a niekiedy nawet, gdy człowiek zawczasu się nie
opamięta, prowadzi do rozpaczy. Jakżeż wdzięczni powinniśmy tedy być
Zbawicielowi swemu, że cnotę darowania krzywd i uraz, cnotę miłości bliźniego
i nieprzyjaciół postawił jako pierwszy warunek i najistotniejsze znamię
prawego chrześcijanina. Prawda, jest to trudna cnota i wymaga nieraz ciężkiej
walki ze samym sobą, ale natomiast niesłychanie nas uszlachetnia, podnosi
nasz umysł, hartuje wolę. Z tej też cnoty płynie to, co człowiekowi
najmilsze: pokój i szczęście prawdziwe, wewnętrzne i zewnętrzne.
Bracie drogi! może w sercu twojem płonie ogień nienawiści, może w duszy
żywisz pragnienie zemsty? Jeśli pragniesz zachować serce czyste i szczęśliwe,
to wyrzuć bez namysłu one nieszczęsne uczucia! A potem uklęknij za przykładem
św. Szczepana i pomódl się do Pana Boga, ale tym razem już nie obłudnie jak
dotychczas, lecz szczerze i serdecznie: odpuść nam nasze winy, jako i my
odpuszczamy naszym winowajcom. Wtedy wróci z pewnością do serca twego to, co
utraciłeś: pokój i zadowolenie.
Inni święci z dnia 26. grudnia:
Bł. Adelhard, Benedyktyn. - Św. Archelausz, biskup z Mezopotamii. - Bł. Bonifacy V., papież. - Św. Dyonyzy, papież. - Św. Hierlacy, biskup irlandzki. - ŚŚw. Julian i Marcyan, męczennicy. - Św. Menander, biskup z Antyochyi. - Św. Teodor, zakrystyanin. - Św. Tyagryn, biskup z Halberstadt. - Św. Zenon, biskup z Palestyny. - Św. Zozym, papież.