17. Grudnia
Święty Łazarz, biskup z Marseille
(+ około r. 70.)
Święty Łazarz żył za czasów Pana
Jezusa. Pochodził z Betanii w okolicy Jerozolimy, gdzie posiadał podobno
obszerny majątek. Dla swej zamożności jak nie mniej dla znakomitego rodu
cieszyl się Łazarz wielkiem poważaniem u żydów. Ponieważ był człowiekiem
bogobojnym i przestrzegał sumiennie przepisów prawa Mojżeszowego, dlatego
miał serce otwarte dla nauk Zbawiciela. Skoro tedy posłyszał o cudach i
cudownem działaniu Jezusa Chrystusa, uwierzył weń jako w Mesyasza i Syna
Bożego i przyłączył się do grona uczniów Jego. Z Pisma św. dowiadujemy się,
że Łazarz był nietylko uczniem Jezusa, ale nadto Jego przyjacielem. Tak go
bowiem sam Pan Jezus nazywa, kiedy mówi do apostołów: "Łazarz, nasz
przyjaciel, śpi". A kiedy siostry Łazarza, Marta i Marya Magdalena, oznajmują
Zbawicielowi, że brat ich zachorował, czynią to słowy: "Panie, ten, którego
miłujesz, jest chory". Ojcowie święci, tłomacząc przyczynę tej szczególnej
przyjaźni Syna Bożego powiadają, że Zbawiciel kochał i cenił Łazarza dla jego
anielskiej niewinności podobnie jak św. Jana apostoła. W domu Łazarza i Marty
bywał Jezus częstym gościem, a znów stwierdzają Ojcowie Kościoła, że ich
modlitwie należy przypisać nawrócenie Maryi Magdaleny, która - jak wiadomo -
wiodła była żywot rozwiozły i gorszący.
Dla przyjaciela Swego, św. Łazarza, zdziałał Zbawiciel wielki cud, kiedy
wskrzesił go z umarłych, chociaż już kilka dni spoczywał w grobie. Cud ten
opisuje Jan św. w jedynastym rozdziale swej ewangelii. Gdy Łazarz zapadł w
ciężką niemoc, dały obie siostry natychmiast znać Jezusowi, że przyjaciel
Jego chory. Pan Jezus, który wtedy przebywał z tamtej strony Jordanu, nie
wyruszył zaraz do ziemi żydowskiej do domu Łazarza; zaczekał jeszcze dwa dni;
przyszedł dopiero wtedy do Betanii, gdy Łazarz już nie żył i w grobie był
pochowany. Skoro Marta usłyszała, że Jezus nadchodzi, wybiegła Mu naprzeciw i
rzekła: "Panie, gdybyś tu był, nie byłby umarł mój brat. Lecz i teraz wiem,
że o cokolwiek będziesz prosił Boga, da ci Bóg". Poczem uwiadomiła Maryę, by
powitała Mistrza. Marya Magdalena powiedziała Zbawicielowi na powitanie te
same pełne uwielbienia i ducha wiary słowa, któremi Marta go pozdrowiła.
Jezus widząc smutek żydów, których się zebrała znaczna liczba, i łzy sióstr,
sam się rozczulił i począł płakać. A żydzi patrząc na płacz Jezusa mówili:
"Oto, jak go miłował". Ze łzami w oczach przybliżył się nasz Zbawiciel do
grobu przyjaciela, kazał odsunąć kamień, którym zamknięto wejście do grobu. A
podniósłszy oczy ku niebu, rzekł; "Ojcze, dziękuję Ci, żeś mnie wysłuchał. A
jam ci wiedział, że mnie zawsze wysłuchujesz, alem rzekł dla ludu, który stoi
dokoła, aby wierzyli, iżeś Ty mnie posłał". I zawołał głosem wielkim:
"Łazarzu, wyjdź z grobu!". Zaledwie Zbawiciel te słowa wypowiedział, wyszedł
nieboszczyk z grobu swego. Ręce i nogi miał jeszcze związane, a na twarzy
chustę śmiertelną. Obecnych ogarnęło zdumienie; Chrystus dokonał cudu
niebywałego. W pierwszej chwili nie wiedzieli, co o tem myśleć i mówić, lecz
wnet uznało wielu w Jezusie Mesyasza Bożego i rozniosło daleko i szeroko
sławę Jego. Niektórzy żydzi donieśli o cudzie tym faryzeuszom. Natychmiast
zebrali się faryzeusze i kapłani żydowscy na naradę, coby z Jezusem począć.
Wiedzieli, że nowy ten cud zyska Chrystusowi jeszcze liczniejszych
zwolenników; lękali się przeto, że powaga ich się zachwieje. Kajfasz
arcykapłan podał wniosek, żeby Jezusa bezwzględnie usunąć, inaczej zginie
cały naród; przyjdą Rzymianie i odbiorą im resztki swobody narodowej.
"Pożyteczniej jest, mówił, że jeden człowiek umrze za lud, aniżeliby cały
naród miał zginąć". Zgromadzeni zgodzili się na wniosek Kajfasza i uchwalili
jednomyślnie śmierć Jezusa. Równocześnie powzięli zamiar zgładzenia Łazarza.
Ale nie wiedzieli, jakby się do czynu niecnego zabrać. Nie śmieli publicznie
na śmierć go skazać, bo Łazarz wielki miał mir wśród ludu; przytem trudno
było wykazać występek, któryby mu można było zarzucić. Jakiś czas zostawili
więc wedle tradycyi Łazarza w spokoju. Dopiero gdy ukrzyżowali Jezusa i
ukamieniowali świętego Szczepana, wszczęli jawne prześladowanie wszystkich
wyznawców Chrystusa. Łazarz schronił się wtenczas razem ze siostrami do
miasteczka nadmorskiego Joppe. Skoro faryzeusze ich wyśledzili, posłali tam
kilku siepaczy, którzy wsadzili ich na stary, spróchniały okręt bez masztu,
żagli i steru; wyprowadzili statek na wysokie morze i opuścili go tam w
mniemaniu, że Łazarz i inni uwięzieni chrześcijanie niebawem w nurtach
zatoną. Pan Wszechmocny ocalił jednakże cudownie statek i zawiódł go
szczęśliwie aż na wybrzeże francuskie koło Marsylii.
Marsylia słynęła już wtenczas jako bogate miasto. Mieszkańcy byli
wprawdzie poganami, ale ludźmi dobrodusznymi. Widząc nadpływający bez żagla i
steru statek, zdziwili się niezmiernie; poznawszy rozbitków, uznali w ich
zachowaniu życia dzieło Boga Wszechmocnego. Chętnie słuchali nauk Łazarza o
Jezusie Chrystusie i przyjmowali tłumnie chrzest święty. Łazarz, wyświęcony
poprzednio przez apostołów na biskupa, nie poprzestał na nauczaniu Marsylian;
głosił ewangelię również w całej okolicy. Pan Bóg dopomagał mu licznymi
cudami; w krótkim czasie stanęło kilka kościołów, a wspaniałą świątynię Dyany
poświęcił Łazarz na przybytek prawdziwej służby Bożej. Trzydzieści lat
sprawował Łazarz św. swój urząd apostolski, a z roku na rok rosła liczba
uczniów i wyznawców Chrystusowych. Chwalebny swój żywot zakończył wreszcie w
73. roku życia śmiercią męczeńską około roku 70. Starosta rzymski usiłował go
długiemi katuszami odwieść od wiary św., trzymał go przez pewien czas w
ciemnym lochu i skazał wreszcie na ścięcie. Ciemne ono więzienie pokazują
jeszcze dzisiaj w Marsylii; tam czczą także głowę św. Łazarza.
Nauka
Łazarz święty miłował Zbawiciela, bo wypełniał wiernie Jego nauki, i zaskarbił sobie przez to szczególną miłość Syna Bożego. Po wskrzeszeniu swojem miłował Jezusa jeszcze serdeczniej z wdzięczności. Dar pokuty, wskrzeszenie ze śmierci grzechu, dzieło odkupienia, oto łaski, które nas obowiązują do dozgonnej, wdzięcznej miłości Jezusa. Ale nie mniej i codzienne zachowywanie nas przy życiu obowiązuje nas do tego. Postanów sobie mocno, że odtąd czasu życia swego do niczego innego używać nie będziesz jak do służby Tego, który ci życie dał i dotąd zachował; przecież codzienne zachowanie życia jest niejako codziennem nowem użyczaniem życia. "Każdej godziny i chwili, powiada św. Augustyn, używam dóbr Twego miłosierdzia. Ginąłbym co godzinę, gdybyś mnie nie strzegł. Codziennie bym umierał, gdybyś życia mego nie zachowywał". Powiedz szczerze: "Jezu, Tobie żyję, Jezu, Tobie umieram". Kto może szczerze powiedzieć: "Jezu, Tobie żyję", t. zn. życia swego używam tylko na Twoją służbę, ten może też śmiało rzec: "Jezu, Tobie umieram" t. j. umieram w Twojej łasce, pod Twoją opieką, z miłości ku Tobie. Kto zaś powiedzieć musi: Jezu, Tobie nie żyję; żyję światu, ciału, żądzom, mamonie, jakiż będzie jego koniec? Nic nie umiera w człowieku, co w człowieku nie żyło. Jeśli Bóg nie żył w sercu twojem, to też z Bogiem umierać nie będziesz. A kto nie umiera w Bogu, idzie na potępienie. Bracie, proś Jezusa, by żył w tobie i kiedyś wskrzesił cię na żywot wieczny.
Inni święci z dnia 17. grudnia:
Św. Begga, ksieni. - Św. Bryach, opat - Św. Klemencyana, męczennica. - Św. Floryan, męczennik. - Bł. Wilhelm, książę. - Bł. Jolanda, dziewica. - Św. Sturmiusz, opat - Św. Tobiasz, biskup jerozolimski. - Św. Wiwina, ksieni.