12. Grudnia
Święty Epimach i towarzysze, męczennicy
(+ r. 250.)
Ojczysty Egipt, słynny z życia zakonnego, rychło natchnął św.
Epimacha pragnieniem życia pustelniczego. Pochodząc z bogobojnych rodziców,
zaprawiał się od młodości w cnotach doskonałości chrześcijańskiej.
Obrzydziwszy sobie świat, ruszył w pustynię, aby Bogu jedynie służyć w
zaciszu odludnem. Nie napotkał żadnego mistrza życia duchowego; to też
samotnie spędzał czas na modlitwie, umartwieniu, dziełach pokuty. Bóg
natchnieniami kierował duszę jego, a posłuszny wewnętrznym głosom, pustelnik
z chlubą dobywał się szczytów doskonałości.
Wieści głuche o nowem prześladowaniu przerwały cichy jego żywot. Słyszał,
że cesarz Decyusz surowe wydał rozkazy przeciw zwolennikom nauki
Chrystusowej, że siepacze rzymscy krwawych dokonują gwałtów w Aleksandryi, że
chrześcijanie giną w męczeńskich katuszach, słabsi zaś w ucieczce szukają
zachowania życia doczesnego. Wieści te sprawiedliwym napełniły św. Epimacha
gniewem. Jako oskarżyciel postanowił ruszyć do miasta, aby wzywaniem do
wymiaru sprawiedliwości poruszyć sumienie prześladowców, ostatecznie zaś
padnąć ofiarą zaciekłości rzymskiej.
Stanął w Aleksandryi wycieńczony postem pustelnik; zdawałoby się, że
żadnej już siły nie posiada, że lada chwilę runie omdlały na ulicach miasta.
Groza prześladowań, oburzenie święte na otaczające go świątynie pogańskie,
znaki bałwochwalstwa, podnieciły jego siły; ruszył przed posągi bożków, aby
rozbijać kruszce, kamienie i drzewo, które odbierały cześć najwyższą, lubo
ręką ludzką były tylko ociosane i rzeźbione. Zaślepienie pogan napełniało
Epimacha świętym szałem. To też ledwie schwytany za swe rzekomo bluźniercze
czyny i ledwie stawiony przed sąd rzymski, kiedy rzucił się na starostę
obecnego, aby niejako pomścić swych współwyznawców, którzy z rozkazu właśnie
tego najwyższego urzędnika miasta na śmierć szli krwawą. Zdumiał starosta, że
jakiś nieznany, obdarty, wynędzniały przybysz czy przybłęda mógł się targnąć
na jego osobę i godności nie uszanować. Przekonany, że ma przed sobą
człowieka chorego, może i niepoczytelnego, kazał go wrzucić do więzienia aż
do dalszych rozporządzeń.
Zetknął się św. Epimach w więzieniu z chrześcijanami; korzystał ze
sposobności, aby swych współbraci w Chrystusie utwierdzać w wierze i
wytrwałości; naukami swemi taki rozpalał w ich sercach ogień miłości Bożej,
że wszyscy postanowili, zachować wierność Jezusowi, krew przelać za swego
Zbawiciela, a życie doczesne zamienić na chwalebne życie w wieczności.
Tradycya wyszczególnia z imienia kilka niewiast, które wówczas śmierć
poniosły męczeńską. Opowiada, że pierwszą ofiarą była dziewica Amonarium; ją
przedewszystkiem chciał katuszami spowodować sędzia do odstępstwa od wiary,
aby tem łatwiej pozyskać dla bałwochwalstwa jej towarzyszki. Cierpiała
przecież dziewica zadawane męki z niezwykłą cichością; ani jęku nie wydala,
aby nie osłabiać męstwa następnych ofiar. Nie przestawała powtarzać, że nic
ją nie zdoła nakłonić do sprzeniewierzenia się Zbawicielowi. Widział sędzia,
że żadne męki nie zniszczą wytrwałości w słabej dziewicy; kazał ją więc życia
natychmiast pozbawić przez ścięcie. Drugą ofiarą krwiożerczego pogaństwa była
podeszła wiekiem zacna matrona, imieniem Merkurya; wielkiego zażywała
znaczenia wśród chrześcijan dla swych cnót wybitnych; uwieńczyła je koroną
męczeńskiej śmierci pod mieczem kata. Zbliżyli się siepacze do Dyonyzyi,
matki kilkorga dzieci. Kochała je wzniosłą miłością macierzyńską; w nich
widziała najdroższe skarby na ziemi; mogłaby była dla nich żyć dalej - ale
zwyciężyła miłość Boga. Grzechem, zaparciem się wiary prawdziwej okupić kilka
lat marnego życia - grzechem żyć dla świata a ginąć dla szczęścia wiecznego,
tego Dyonyzya zrozumieć nie mogła i nie chciała. Poleciła więc swe dziatki
niewinne opiece Boga, schyliła spokojnie głowę, aby odebrać śmiertelny cios z
rąk kata. Przecież w wieczności miała opiekę roztaczać nad sierotami swemi na
ziemi. Czwartą z rzędu ofiarą była niewiasta, która także się zwała
Amonarium; i ona śmiercią pod mieczem kata przeniosła się do chwały
wiekuistej.
Kolej przyszła i na św. Epimacha. Wynędzniały pustelnik nie taił
bynajmniej swej wiary na przesłuchach sądu. Przeciwnie zarzucał śmiało
poganom niecne bałwochwalstwo, które w nich zaciera i niszczy wszelkie
poczucie sprawiedliwości. Skazany na męki, znosił mężnie bóle biczowania, nie
zachwiał się w wierze, kiedy zapalczywość siepaczy nowe obmyśliła katusze;
żelaznemi grzebieniskami szarpano ciało wyznawcy Chrystusowego, który cieszył
się, że przynajmniej do pewnego stopnia może dorównać w męce samemu
Zbawicielowi umiłowanemu. Jeśli Jezus był ukrzyżowany, wołał, jeśli włócznią
był przebity i ocet pił z żółcią, czemuż i ja nie mam być uczestnikiem Jego
męki? Pragnę jeszcze więcej cierpieć, pragnę jeszcze większych od dotąd mnie
przez was zadawanych bólów! Co Pan mój podjął, to i ja chcę ponosić.
Towarzyszem niedoli i mąk św. Epimacha był przyjaciel jego św. Aleksander; i
on trwał w wierze silnej i pełnej miłości; niezachwiany dorównywał męstwem
św. Epimachowi. Powiadają, że wśród mąk krew tryskała z ciała Epimacha na
wszystkie strony, że kropla tej krwi męczeńskiej padła na oślepłe oko
niewinnej dziewicy, która patrząc na katusze z żalu nad chrześcijanami
serdeczne łzy roniła. Bóg nagrodził okazane współczucie, bo ową kroplą krwi
przywrócił jej częściowo już utracony wzrok.
Nakoniec przyjaciele wspólną ponieśli śmierć męczeńską; wrzucono śśw.
Epimacha i Aleksandra do dołu z niegaszonym wapnem, gdzie żywcem się spalili.
Uroczystość św. Epimacha i towarzyszy przypada na 12. grudnia; Kościół
wspomina go także dnia 10. maja razem z św. Gordyanem, męczennikiem z Rzymu,
dlatego, że szczątki św. Epimacha przeniesione zostały później do Rzymu i
złożone obok zwłok św. Gordyana.
Nauka
Święty gniew Epimacha tłomaczy się ogniem serdecznej miłości
Bożej, jaki gorzał w jego sercu. Rozpalony niepowstrzymaną dążnością o coraz
większą chwałę Bożą, targnął się na bożyszcza pogańskie z narażeniem własnego
życia. Wolał śmierć ponieść niż patrzeć na zaślepienie bałwochwalców; wolał
dla Boga się poświęcić niźli przynajmniej wysiłkiem nie przeszkodzić bezecnym
ofiarom pogaństwa.
Miłość Boga właśnie wyjaśnia nam niewymowną odwagę świętych męczenników.
Mówił razu pewnego św. Gerard Majella, że Bóg szalał z miłości ku
człowiekowi, kiedy tak wielkie dzieła podejmował, aby skruszyć niegodziwość
ludzką. Męczennicy przedewszystkiem szaleli z miłości do Boga. Dlatego to
śmiało narażali się na grożące katusze, na cierpienia i bóle, aby zaspokoić
swe pragnienia, które kazały im życie ziemskie oddawać dla Boga.
Pozatem dalszą pobudką męczeństwa była pokora. Uważali męczennicy siebie
za najniegodniejszych z ludzi, za grzeszników, dla których cierpienia i
katusze pożądaną miały być pokutą. Dopiero wtenczas pokuta wydawała im się
wystarczającą, skoro mogli życie oddawać, a więc to, co nas mianowicie
przykuwa do świata.
Takiemi to i innemi jeszcze pobudkami różni się męczeństwo chrześcijańskie
od pozornych ofiar męczeńskich wśród pogan albo poza Kościołem katolickim.
Miejsce pokory zajmuje nieraz duma i pycha; zamiast miłości Boga napotykamy
zbytnią miłość własną, pragnienie sławy, wogóle pobudki czysto ziemskie i
niedoskonałe.
Inni święci z dnia 12. grudnia:
Bł. Konrad z Ofida, Frańciszkanin. - Św. Kolumbus, opat z Irlandyi. - Bł. Elżbieta, Dominikanka. - Św. Florency, biskup z Bourges. - ŚŚw. męczennicy Hermogenes i Donat. - Św. Synezyusz, męczennik. - Św. Finyan, biskup z Clonard. - Św. Geroncyusz, męczennik. - Bł. Szymon Hoa, męczennik w Chinach. - Św. Diogenyan, biskup z Albi.