Na podstawie kalendarza kościelnego z uwzględnieniem dzieła ks. Piotra Skargi T.J. oraz innych opracowań i źródeł
na wszystkie dni całego roku ułożył
Ks. Władysław Hozakowski



ŻYWOTY  ŚWIĘTYCH   PAŃSKICH  -   16. P A Ź D Z I E R N I K A

16. Października


Święty Gerard Majella

(1726 - 1755)

   Urodził się św. Gerard w Muro pod Neapolem z ojca Dominika Majella i matki Benedykty Gabella r. 1726 jako ostatni z pięcioro rodzeństwa. Skromne zasoby rodziców - ojciec był krawcem - nie pozwalały na głębsze wykształcenie dzieci; natomiast bogobojność wzruszająca, jako panowała w domu, udziałem została obfitym wszystkich mieszkańców, mianowicie Gerarda. Cnota zastępowała wiedzę. Gerard jako chłopiec dziwnych doznawał łask Bożych. Przejęty nabożeństwem, biegał często przed figurę Matki Boskiej; miał sześć lat, kiedy podobnie, jak dzieje opowiadają o bł. Hermanie Józefie, Dzieciątko Boże zstąpiło z rąk Swej Matki, aby bawić się z chłopczykiem. Od tego to ukochanego Jezusinka otrzymywał Gerard dość długo chleb bielutki, który przynosił do domu, mówiąc, że go dostał od synka pewnej pięknej pani. Rodzeństwo stwierdziło, że chleb pochodził z daru Pana Jezusa. Chleb ten niejako wyobrażał Chleb niebiański w Najświętszym Sakramencie, który św. Gerard czcił i uwielbiał z całej duszy.
   Przyswoiwszy sobie główne zasady czytania i pisania jako chłopczyk ośmioletni najchętniej przebywał w kościele. Za wzorem innych przystąpił razu pewnego do Komunii św.; kapłan ominął go, bo zbyt małem był jeszcze dzieckiem. Gerard się rozpłakał nad tym zawodem; Bóg się nad nim ulitował, bo przez Michała archanioła miał mu zesłać Komunię św. podczas snu w nocy. Największe szczęście przyniósł Gerardowi dzień, w którym mógł w dziesiątym roku życia przyjąć Utajonego Zbawiciela z rąk kapłańskich przy pierwszej Komunii św. Jaśniał wtedy już taką cnotą, że otrzymał pozwolenie, przystępować kilka razy w tygodniu do Stołu Pańskiego; czynił to z największą radością, a za każdą rażą nie omieszkał przystąpić przedtem do spowiedzi.
   Po śmierci ojca, Gerard dwunastoletni poszedł z woli matki w naukę krawiectwa. Ciężkie to były czasy dla chłopca, bo niejedne znosić musiał udręczenia od starszego czeladnika; pociechą dlań była łagodność samego majstra, Marcina Pannino, który przedewszystkiem pozwolił mu oddawać się nabożnym praktykom bez żadnych trudności. Bóg odznaczał Gerarda darem cudów; opowiadają, że znakiem Krzyża św. zagasił w jednej chwili powstający ogień, że nieraz zapobiegał cudownie rozmaitym szkodom, jakie się nastręczały w zawodzie krawieckim.
   Głos wewnętrzny powołania nakłonił Gerarda, że porzucił swe zajęcie, aby się zgłosić do klasztoru Kapucynów w San Menno. Dla braku wieku, sił i wiedzy nie został przyjęty. Znając biskupa Klaudyusza Albini, który mu był dawniej udzielił bierzmowania św., zgłosił się młodzieniec do niego jako służący. Pragnął przebywać przynajmniej w domu duchownym, kiedy chwilowo droga do klasztoru była zamknięta. Przy porywczości swego chlebodawcy Gerard miał sposobność do pokory i niezwykłej cierpliwości. Pozostał przy biskupie trzy lata, bo dopiero po śmierci Klaudyusza Albini r. 1744 wrócił do matki w Muro, aby ponowić starania o przyjęcie do klasztoru. Znowu napotkał na trudności. Aby nie marnować czasu, chwycił się krawiectwa. Żar miłości wszakże do Boga zbyt był w nim silny, aby spokojnie jedynie myśleć o rzemiośle. Nakładał sobie najcięższe umartwienia, kazał się do krwi biczować, aż wkońcu zaczął udawać szaleńca, aby jak największej wśród ludzi doznawać pogardy. Przytem gorzał wprost nabożeństwem do Tajemnicy Ołtarza oraz do Matki Bożej; na jej cześć odnowił ślub czystości, który był już złożył w dwunastym roku życia.
   Poznawszy przypadkowo członków istniejącego wówczas 15 lat zgromadzenia zakonnego pod wezwaniem Zbawiciela, jakie założył św. Alfons Liguori, Gerard odczuwał, że Bóg go powołuje do tej kongregacyi. Powołanie powoli dojrzewało w świątobliwym młodzieńcu. Roku 1749 postanowił się przyłączyć do Liguoryanów czyli Redemptorystów. Zamknięty przez matkę w domu, wyszedł okienkiem, aby pójść za kapłanami św. Liguorego, którzy co tylko byli odprawili misyę w Muro. Opuszczając strzechę rodzinną, Gerard wyprosił u Boga łaskę, że ani matka ani siostry nie odczuwały żadnego braku w środkach na utrzymanie, że też nikt z najbliższej rodziny nie odczuwał dotkliwszej biedy.
   Na gorące prośby Gerard przyjęty został do Redemptorystów w klasztorze Deliceto. Pokorą, cierpliwością, umartwieniem, modlitwą przybysz odrazu został przykładem dla wszystkich. Szczególniejszy stosunek wywiązał się pomiędzy Gerardem a rektorem klasztoru, Cafaro, którego kierownictwu duchowemu młodzieniec bezwzględnie się poddawał. Gorliwością o chwałę Bożą i zbawienie ludzi były te dusze sobie pokrewne. Obłóczyny Gerarda nastąpiły pod koniec roku 1749. W nowicyacie łączył Gerard pracę rąk z gorącem nabożeństwem; za dnia natężał swe siły w robotach klasztornych, a w nocy korzył się przed Najśw. Sakramentem. Biczował się nieraz do krwi, nosił żelazne łańcuszki około bioder, odmawiał sobie pożywienia; wyprosił sobie u Boga łaskę utraty smaku; stąd to też nieraz potrawy przyprawiał sobie piołunem lub popiołem. W całem swem zachowaniu wskazywał na to, że niezwykłą obdarzony jest świętością. Widział, że świat jest niczem, a wszystko, co jest, widział w Bogu. Boga miłował, w istotę Boga się zatapiał.
   Nadzwyczaj chętnie przyjął Gerard urząd zakrystyana klasztornego, ponieważ miał sposobność starać się o potrzeby i czystość domu Bożego, a nadto swobodnie oddawać się uwielbieniu Najśw. Sakramentu. Uważał sobie za ścisły obowiązek, jak najwięcej sprowadzać wiernych do kościoła, aby Boga należytą i wspólną uczcić chwałą. Uzyskał od Stwórcy łaskę, że na wzór św. Katarzyny z Siena i świętego Frańciszka z Asyżu odczuwał w każdy piątek bóle Ukrzyżowanego Zbawiciela. Nie mniej nagradzała Gerarda Najśw. Marya Panna, której uroczystości z osobliwszem obchodził weselem. Liczne objawienia miały być uznaniem dla niepozornego zakrystyana.
   Jeśli wobec siebie Gerard bezwzględną kierował się surowością, to wobec innych był łagodny i wyrozumiały. Mianowicie otaczał ubogich nadzwyczajną pieczołowitością. Cudami licznymi wspierał ich, zaspakajał ich potrzeby. Miłował serdecznie i tych, co mu krzywdę wyrządzili, bo w każdym widział jedynie obraz Boga. A już dziwów dopełniał Gerard wobec grzeszników. Miał dar przenikania dusz; rozpoznawał grzechy zatajone, zapomniane. Łowił po prostu świętokradzców, lubieżników, sprowadzał ich do kapłanów, napominał do poprawy, groził karą Bożą w razie ponownych upadków. Niezliczone tłumy wydarł Gerard w ten sposób z pod przemocy szatana; stąd też uchodzi za patrona dobrej spowiedzi.
   Utwierdzony w cnocie posłuszeństwa, ubóstwa i czystości, jaśniejący zaletami i przymiotami duszy, złożył Gerard roku 1752 śluby zakonne. Jakiem uczuciem był wtenczas zakonnik przejęty, świadczą jego własne słowa: Duch Boży sprawił, że pojąłem najlepiej zasadę następującą; żyć będę, jak gdybym był zmarł przed dziesięciu laty; niczego nie będę pragnął; do niczego nie będę podnosił żadnych uroszczeń; pracować będę na tym świecie, jak gdybyśmy byli sami, ja i Pan Bóg.
   W myśl tej zasady całe życie św. Gerarda było pasmem poświęceń dla klasztoru i dla bliźnich; we wszystkiem zaś dążył do coraz większej chwały Bożej. Dla ubóstwa klasztoru podjął się zbierać jałmużny, a przy tej sposobności odwiedził rodzinne Muro, witany jako wybraniec Boży. Łagodził swary, gniewy; usunął długoletnie uczucia zemsty wśród kilku rodzin. Samemi cudami przeplatana była pielgrzymka Gerarda i kleryków klasztornych do Monte Gargano na cześć św. Michała. Pomimo niedostatecznych zaspbów Gerard cudownie postarał się o środki, wystarczające na utrzymanie wszystkich pątników.
   Znaczenie Gerarda wzmagało się z dnia na dzień. Najświątobliwsi kapłani, biskupi, ciche zakonnice dopraszały się o poznanie skromnego zakonnika. W najzawilszych sprawach chętnie służył radą i najlepsze dawał wskazówki. Zajmował się więc duchowem kierownictwem Karmelitanek w Ripacandida; był niejako opiekunem duchowym zakonnic rozmaitych klasztorów. Nieraz w wątpliwościach rozstrzygał o powołaniu dziewic; radził i nakazywał wprost wstąpić do klasztoru, inne znowu powstrzymywał od tego kroku.
   Złość ludzka nikogo nie oszczędza; ofiarą jej został i święty Gerard. Rozsiewano potwarze o nim; znosił je w cichości; upokorzył się, kiedy przełożeni kary mu wymierzali przez ścisły nadzór oraz przez ograniczenie Komunii świętych i przez rożne umartwiania. Nie skarżył się nigdy na niedolę swą; ufał w Bogu, że prawda sama powoli go uwolni od podejrzeń niesłusznych. Gdy niesłuszność potwarzy się wyjaśniła, zapytał go św. Alfons: Synu, czemuś ani słówka nie powiedział na swe uniewinnienie? Ojcze, odpowiedział Gerard, reguła zakazuje się uniewinniać, a nakazuje cierpieć w milczeniu, skoro umartwienia i udręczenia pochodzą od przełożonej władzy.
   Głośny cudami najrozmaitszymi, wśród których wymienić się godzić przebywanie na dwóch miejscach równocześnie, wyczerpany na siłach umartwieniami i poświęceniem dla innych, Gerard w stosunkowo młodym wieku zapadł r. 1755 w Caposele na śmiertelną chorobę; posłuszeństwem wobec swego dawniejszego kierownika duchowego, O. Fiocchi, przedłużył Gerard swe życie o coś dni 30. Umarł w nocy z dnia 15. na 16. października. Liczne cuda świętego Gerarda za życia i po śmierci wyniosły go w poczet błogosławionych; odnośny dekret ogłosił Leon XIII. r. 1893. Pius X. r. 1904 ogłosił Gerarda Świętym przez Kościół uznanym.


     Nauka


   Chciałbym tak pracować na tym świecie, głosił św. Gerard, jak gdybyśmy byli sami, ja i Bóg. Wielu mi powiada, że oszukuję świat. Ach Boże, cóżby było dziwnego, gdybym świat oszukiwał? Byłoby dziwnem, gdybym oszukał Boga.
   Boga bardzo miłować - oto postanowienie św. Gerarda - wciąż być z Bogiem zjednoczony; wszystko dla Boge czynić; zawsze się z wolą Boską jednoczyć; wiele dla Boga cierpieć.
   Raz jedyny danem mi jest, zostać świętym; jeśli nie skorzystam z tej sposobności, na zawsze będzie dla mnie straconą. Mając zaś tą sposobność, dla czegożbym nie miał siebie uświęcić? Wszystkie okoliczności nie sprzyjają. Od tej chwili - tak sam siebie napomina - bądź rozsądnym i rozważ, że zostaniesz świętym tylko przez modlitwę i rozważanie. Najlepszą modlitwą jest, być takim, jakim Bóg nakazuje, być szczerym wobec woli Boga, być ciągle zajętym dla Boga. Tego Bóg od ciebie żąda. Nie krępuj się względami ani na siebie ani na świat. Dość ci, mieć Boga obecnego w tych zajęciach i przebywać zawsze w Bogu. Ile się czyni i czyni jedynie dla Boga, tyle zaprawdę jest modlitwy. Niektórzy zajmują się tem i owem; mojem zajęciem jedynem jest wykonanie woli Bożej. Żaden trud przykrym nie jest, skoro się pracuje uczciwie dla Boga.
   Nieprzebranem jest cierpieniem, uczył św. Gerard, nie cierpieć niczego dla Boga. Cierpieć wszystko i cierpieć zarazem dla Boga - żadnem nie jest cierpieniem. - Jeśli pójdę na zatracenie, stracę Boga, a cóż mi pozostanie do stracenia, jeśli Boga samego postradam. Panie, spraw, aby szczególniejszą troską serca mego była żywa i gorąca wiara w tajemnicę Najśw. Sakramentu!


     Inni święci z dnia 16. października:


   Św. Ambroży, biskup z Cahors. - Św. Balderyk, opat. - Św. Bertrand, pustelnik. - Św. Bolonia, dziewica i męczenniczka. - Św. Koloman, biskup irlandzki. - Św. Gallus, opat. - Św. Lullus, arcybiskup Moguncyi. - ŚŚw. bracia Martynyan i Saturnyan, męczennicy. Św. Witalis, pustelnik. - Św. Ewodyusz biskup z Uzala, męczennik. - Św. Maksyma, dziewica. - Św. Sylwan, męczennik.