7. Lutego
Święty Romuald, założyciel zakonu Kamedułów
(956-1027.)
Potomkiem książęcej rodziny nazwiskiem Honesti był św.Romuald.
Urodził się r. 956 w Rawenie we Włoszech z ojca Sergiusza. Burzliwą miał
młodość i grzeszną. Myśl pokuty nasumęła mu się na odludnej polanie leśnej
podczas polowania. Zamiar uczciwej poprawy bezreligijnego dotąd życia dojrzał
zupełnie, kiedy, lubo niechętnie, świadkiem być musiał ojcu w pojedynku z
bliskim krewnym; widok zabitego powinowatego tak przeraził duszę młodzieńca
dwudziestoletniego, że udał się do klasztoru Klasse, cztery mile od Raweny,
aby ostrą pokutą zmazać winę zabójstwa, którego był świadkiem. Przykład braci
zakonnych, modlitwy, umartwienia taką słodyczą go przejmowały, że po
dwukrotnym, jak powiadają, ukazaniu się mu św. Apolinarego, patrona Raweny,
postanowił na zawsze pożegnać się z światem i życia dokończyć w zaciszu
klasztornym, chociażby przeciw woli ojca.
Przyjąwszy habit zakonny Benedyktynów w Klasse pozostał na miejscu swego
powołania przez siedm jeszcze lat. Wzorowym życiem, a także napomnieniami tak
zobie zraził niektórych mniej sumiennych zakonników, że uznał za potrzebne
już dla bezpieczeństwa życia klasztor opuścić z pozwoleniem opata. Udał się w
kraje Wenecyi, do pustelnika, imieniem Marynus, aby zupełnie oddać się pod
jego przewodnictwem cnotom doskonałości prawdziwej.
Niebawem wszakże miał Romuald opuścić miejsce nowego pobytu. W Wenecyi
bowiem przywłaszczoną sobie władzę dzierzył doża Piotr Ursolo, usunąwszy
poprzednio skrytobójstwem, jak twierdzą, poprzednika swego nazwiskiem
Kandyano. Niespokojny w sumieniu, zapytał św. Gwaryna z Katalonii, w jaki
sposób naprawić krzywdę a zabezpieczyć zbawienie duszy nieśmiertelnej. Tak
Gwaryn jak Romuald i Marynus wskazywali mu na życie klasztorne, jako
najniezawodniejszy środek. Posłuchał doża rady udzielonej, pod pozorem
podróży opuścił rodzinę, udał się z mistrzami swemi duchownemi oraz z
towarzyszami Janem Gradenigo i Janem Morosini do klasztoru św. Michała w
Kusan, tej części Katalonii, która wówczas należała do Francyi. Marynus i
Romuald żyli w pustelni, a pociągając innych do siebie, stworzyli nowe
zgromadzenie zakonne, którego głową został Romuald. Zajęciem zgromadzenia
były praca, umartwienia, modlitwy. Członkami zgromadzenia zostali także
Ursolo, Morosini, a nadto Oliwer, możny hrabia stron tamtejszych.
Z zajęcia zakonnego i z pięcioletniej, nieustannej walki z pokusami złego
ducha, którego nakoniec zupełnie zwyciężył, wyrwała św. Romualda wiadomość,
że ojciec jego Sergiusz, który wzorem syna do celi zamknął się klasztornej,
zamyśla porzucić sposób życia swego pokutniczego. Pospieszył więc syn do
Raweny, a wpływem swoim nakłonił ojca do pozostania w klasztorze św. Sewera;
Sergiusz umarł w wielkiej świątobliwości życia.
Było to r. 994. kiedy Romuald Rawennę opuścił i przeniósł się jako
pustelnik w okolice bagniste klasztoru Klasse. Uczynił to dlatego, że jego
dawniejsi towarzysze z Katalonii powoli się rozchodzili. Marynus udał się do
Apulii, gdzie śmierć poniósł; Gwaryn udał się do Jerozolimy; pozostał Oliwer
i Jan Gradeniko. W upatrzonej pustelni Romuald znowu nie mało cierpieć musiał
od natarczywości złego ducha. Ranę nawet wskutek tego odniósł na czole,
cudownie wkrótce uleczoną. Zwycięstwo wszakże Romualda nad złym duchem było
tak doskonałe, że odtąd wprost wzywał go do walki, pewny nowych tryumfów.
Po rozmaitych wędrówkach celem założenia nowych klasztorów, został Romuald
wybrany na opata przez zakonników klasztoru Klasse, w którym przebywał
wtenczas cesarz Oton. Dopiero nakaz biskupów zebranych w Rawenie zmusił
pustelnika do przyjęcia godności nowej. Niestety ścisłość reguły
przestrzegana przez niego tak rozjątrzyła do swobody wzdychających mnichów,
że Romuald złożył piastowaną godność opata pomimo oporu cesarza w ręce
arcybiskupa Raweny, Gerberta, późniejszego papieża Sylwestra II. Z
sposobności podróży do Otona, oblegającego miasto Tiwoli, które rokosz
podniosło, uratował Romuald prośbami swemi życie przywódzcom i wspólnikom
powstania. Pomimo przysięgi kazał jednak cesarz zamordować głowę ruchu,
senatora Krescencyusza, a żonę jego wziął do siebie. Pod wpływem Romualda
cesarz gotował się do życia klasztornego za dopełnioną zbrodnię; śmierć
niespodziewana przerwała pokutę, jaką Oton sobie sam nakładał. Natomiast
został mnichem wspólnik w zbrodni Otona, ulubieniec cesarski nazwiskiem Tamm.
Powiadają, że uczniem Romualda był także wówczas syn Mieszka polskiego z Ody,
może późniejszy biskup Lambert krakowski; podania mówią przynajmniej o
księciu słowiańskim Bolesławie czy też Bolesławiczu.
Nie zadowolił się św. Romuald działalnością w ścisłym obrębie zakonnego
uświątobliwienia; myśli jego dalej sięgały, bo uwagę pustelnika skupiały
plany misyi pomiędzy niewiernymi. W tym celu ruszył jeden z uczniów, św.
Bonifacy, w ruskie krainy, gdzie śmierć poniósł męczeńską; inni uczniowie w
inne poszli słowiańskie strony. Wtenczas też mieli przybyć do Polski
uczniowie św.Romualda, Benedykt i Jan. Sam Romuald zamieszkiwał w te właśnie
czasy przez kilka lat pustelnią pod Pawenzo, a Bóg udzielił mu w nagrodę za
cnoty tak obfitych łez łaskę, że przy zwykłych modlitwach w łzach tonął nad
niewymowną dobrocią wszechmocnego Stwórcy. Miała ta łaska może wyrównać inną
łaskę, jakiej pragnął przez osobistą czynność misyjną. Zamierzał się bowiem
udać do Węgier, ale kilkrotnie powtarzająca się choroba pouczyła go o innej
woli Bożej; ograniczył się więc na wysłanie kilku uczniów do kraju króla
Stefana.
Przebywał Romuald w Niemczech, gdzie kilka założył klasztorów, przebywał
znowu we Włoszech, gdzie karcił z niewymownym skutkiem grzechy nieczystości i
świętokupstwa, a taki wpływ swoją obecnością na wszystkich wywierał
grzeszników, że wielu zupełnej oddawało się pokucie. Musiał też niejedno
przejść niebezpieczeństwo wskutek zasadzek i zemsty przeciwników nawet
zakonnych, na niejedno się narazić oszczerstwo, ale Bóg pozwolił mu ze
wszystkich tych udręczeń zwycięską wyjść ręką. Spotkał go też zaszczyt, że
sam papież wezwał go do Rzymu, gdzie cudami stwierdził świętość swoją, nowemi
zaś klasztorami szerzył życie zakonne: przez siedm lat zamieszkał nawet pod
Rzymem na wzgórze Sitria. Od cesarza Henryka, który go przyjmował z
największą czcią, wyprosił sobie klasztor Amiata pod Florencyą.
W nadzwyczajny wogóle sposób życie św. Romualda odznaczało się
szczególniejszą łaską i opeką Bożą. Sam w podziw wszystkich wprowadzał
cnotliwością prawie niedoścignioną swego życia, niepojętym wpływem na sprawy
duszy mianowicie grzeszników; uzacniały to życie cuda uzdrowień nietylko
osobistym wstawiennictwem Romualda ale i uczniów jego; uzacnione było darem
łez, darem proroctwa, darem zupełnego zwycięstwa nad pokusami do złego. Nadto
wszakże św. Romuald nieskończone położył zasługi dla uporządkowania zawiłych
nieraz spraw w życiu kościoła, położył zasługi przez prace misyjne dla
rozwoju Królestwa Bożego na ziemi, a dla udoskonalenia przez popierane tak
gorliwie życie zakonne. Wśród klasztorów przez niego założonych największe
znaczenie posiadł klasztor Kamaldoli w Toskanii, 30 mil od Florencyi
położony. Rok założenia obliczają na r. 1012; nazwisko wywodzą od
dawniejszego właściciela Maldoli i od włoskiego wyrazu campo = ziemia, pole.
Jest to klasztor matczynny zakonu Kamedułów, w którym św. Romuald przepisał
obostrzoną regułę św. Benedykta; charakterystyczną w niej dla Kamedułów
rzeczą przestrzeganie sumienne milczenie oraz mieszkanie w osobnych domkach
pustelniczych.
Umarł św. Romuald w klasztorze Val de Castro pod Ankoną dnia 19. czerwca
r. 1027. Przez 20 lat przygotowywał się na śmierć, a ciągle powtarzał: Czem
więcej myślę o śmierci, tem mniej czuję się godnym, stanąć przed obliczem
Boga. Po śmierci Bóg nowymi cudami stwierdził świętość swego wybrańca, a
dodać należy, że jeszcze 400 lat później ciało świętego było całe, bez
żadnych śladów zgnilizny.
Nauka
Wzorem św. Romualda każdy uczeń Chrystusowy winien żyć
umartwieniem, aby uczciwie pokutować za jakiekolwiek winy. Krępować należy
pożądliwości ciała i swobodę wyobraźni, unikać wszelkich rozproszeń,
odrywających nas od celu wiecznego. Środkiem do tego ciągle skupienie ducha,
które pozwoli zapanować nad wolą, pociągającą nas do złego.
Żył św. Romuald wedle swej nauki: Chrześcijanin powinien obumierać światu,
być gotowym na nieszczęścia i cierpienia, nawet na śmierć z miłości do
Jezusa. Dobrowolnym umartwieniem sposobić się musi do znoszenia wszelkich
przykrości. Unikać należy nadmiaru w jedzeniu i piciu, aby nie dogadzać ciału
i nie prowadzić je na niebezpieczeństwo grzechu. Trzymać należy język na
uwięzi, serce mieć na uwadze, aby nie przeszkadzać dobrym natchnieniom.
Nikogo nie powinna wzruszać troska o dobra doczesne, bo staranie o ziemskie
korzyści przeciwieństwem do skupienia duszy w Bogu.
Środkiem dalszym doskonałości chrześcijańskiej nietylko szczera modlitwa,
bo lepiej, uczy św. Romuald, zmówić jeden psalm pobożnie, uważnie, w skrusze
serca niż sto w rozproszeniu; nadto dobra intencya musi być we wszystkiem,
cokolwiek czynimy. Wszystko bowiem odnosić należy do chwały Bożej. A
wzbudziwszy raz dobrą intencyą, niczego nie potrzebujemy się obawiać,
chociażby inne nam się nasuwały myśli.
Widział pewnego razu we śnie św. Romuald drabinę sięgającą z ziemi do
niebios, a po niej wstępujących zakonników w białych szatach. Pamiętaj o
drodze do niebios przez łaskę; staraj się nigdy nie utracić szaty
niewinności, jaką posiadasz przez łaskę; a jeśli ją straciłeś, uzyskaj ją
znowu serdecznym żalem w sakramencie pokuty św., bo inaczej nieba nie
osięgniesz.
Tego samego dnia
Święty Teodor, hetman, męczennik
(319.)
Za czasów cesarza Licynyusza, zięcia cesarza Konstantyna Wielkiego
był w wojsku rzymskim wodzem Teodor, wielce urodziwy, mężny i bogaty, z domu
zacnego, uczony, wymowny, a nadewszystko bogobojny sługa Boży. Zasłynął
męstwem i odwagą wtedy, kiedy ufając w pomoc Boga zabił olbrzymiego zwierza w
swej ojczyźnie Euchais, który był postrachem dla całej okolicy. Pomimo
odradzania i grożącego niebezpieczeństwa podjął Teodor walkę i szczęśliwe
odniósł zwycięstwo nie bez wyraźnej opieki Boga.
Przeniósł się później Teodor do Heraklei; wpływem jego wielu przyjmowało
wiarę Chrystusa. Stąd też Licynyusz postanowił go usunąć, aby nie napotkać
przeszkody w rozpoczętym na nowo prześladowaniu chrześcijan. Wezwał więc
Teodora do siebie, - on zaś, przewidując podstępność w zamiarach cesarskich,
prosił przez posłów, aby na miejscu swego pobytu mógł wysłuchać i spełnić
wolę i rozkazy monarchy.
Bądź to z ciekawości, poznać osobiście Teodora, o którym wszyscy z
uwielbieniem mówili, bądź to z innych powodów cesarz sam postanowił przybyć
do Heraklei i zażądać od wodza wojsk swoich spełnienia swych rozkazów. Bóg
przestrzegł i umocnił Teodora we śnie, bo widzenie go pouczyło, że grożą mu
męki, a nawet śmierć za stałość w wierze Chrystusowej. Nie uląkł się mężny
wyznawca Jezusa; słysząc o zbliżaniu się cesarza do miasta, przybrał siebie w
najbogatsze szaty, aby godnie powitać swego ziemskiego pana.
Czego się Teodor obawiał, to miało się wkrótce urzeczywistnić. Wezwał go
bowiem Licynyusz, aby złożył ofiary bogom pogańskim. W odpowiedzi niejasnej
prosił Teodor cesarza, aby na publiczne ofiary mógł się przygotować czcią w
domu przedtem bożkom oddaną. Kiedy więc z zezwoleniem cesarskim przyniesiono
bożyszcza do Teodora, sam je porozbijał, a kruszce rozdał ubogim. Szczątki
bożyszców w rękach mieszkańców zdradziły postępek Teodora. Oskarżył go o
pohańbienie bogów Makrencyusz; wtedy już nie wahał się Teodor otwarcie
wystąpić pomimo gniewu cesarskiego. Bogiem moim, zawołał, jest Jezus; z Niego
czerpię moc i siłę; jakąż moc dają mi bogowie wasi, jeśli nie obronili się
przed ręką ludzką? Gniewasz się, cesarzu, na moje słowa, ale wiedz, że ja o
Bogu mówię, z którym ty walczysz; ty Bogu bluźnisz, a ja Go chwalę; ty
umarłym służysz - a ja służę Bogu żywemu.
Głosem gniewu pełnym rozkazał Licynyusz wziąść Teodora na męki, pięć dni
głodzić, ponownie go męczyć, bo na krzyż przybić, oczy mu wyłupić, ciało
rózgami pobić. W boleściach niezmiernych wołał wódz do Boga o zmiłowanie, aby
go zechciał zabrać z tego świata i męki mu tym sposobem skrócić. Kiedy
umilknął i zawisł jak martwy, oprawcy byli przekonani, że życie
zakończył.
Podanie niesie jednak, że Bóg cudownie znowu przywrócił siłę Teodorowi, a
kiedy Licynyusz kazał zatopić ciało jego w morzu, ze zdumieniem ujrzeli wodza
rzymskiego przy życiu i siłach. Niepojętą tę zmianę żołnierze słusznie
przypisywali wszechmocy Bogu chrześcijańskiego; stąd też wielu z nich się
nawróciło, pomiędzy nimi dziesiętnicy Antyoch i Patrycyusz. Tak dalece nawet
zapał wśród zwolenników Teodora się wzmógł, że gotowi byli bronią wodza
oswobodzić, a siepaczy na miejscu ubić. Jedynie chrześcijańskie uczucie
Teodora uspokoiło wszystkich, gdy przypominał, że Bóg nie chce zemsty
człowieka, bo sam najlepiej i najsłuszniej sprawiedliwość wymierza.
Licynyusz, nie ustępując w zaciętości swej, rozkazał ściąć Teodora, aby jego
osoba nie przyczyniła się już więcej do niepokojów i do szerzenia prawdy
Chrystusowej. Poddał się wódz rzymski srogiemu spokojnie wyrokowi; w
modlitwach i napomnieniach pobożnych poniósł upragnioną śmierć męczeńską pod
mieczem kata r. 319.
Inni święci z dnia 7. lutego:
Św. Idzi od św. Józefa, braciszek zakonny. - Św. Anatol, męczennik. - Św. Juliana, wdowa. - Św. Madan, biskup. - Św. Mojżesz, biskup. - Św. Nirward, biskup. - Św. Ryszard, król.