Na podstawie kalendarza kościelnego z uwzględnieniem dzieła ks. Piotra Skargi T.J. oraz innych opracowań i źródeł
na wszystkie dni całego roku ułożył
Ks. Władysław Hozakowski



ŻYWOTY  ŚWIĘTYCH   PAŃSKICH  -   16. L U T E G O

16. Lutego


Święta Juliana, dziewica i męczenniczka

(Około r. 290.)

   Za czasów cesarza Maksymiana z pogańskich rodziców uradziła się w Nikomedyi Juliana. Bóg sprawił, że dziewczę już w najmłodszych swych latach poznało wiarę Chrystusową i ją uznało; stało się to bez żadnej przyczyny a nawet bez wiedzy bałwochwalczych dotąd jeszcze rodziców. Trudności niemałe dla Juliany powstały, kiedy za mąż wychodzić miała, a przytem wiary swej zdradzić ani zupełnej czystości postradać nie chciała. Oświadczyła więc, by uzyskać jakąś zwłokę, że nie wyjdzie za przeznaczonego jej młodzieńca, Ewilazyusza, póki stosownie do jej rodu przynajmniej nie osiągnie urzędu starosty. Przeciw wszelkim przypuszczeniom wkrótce młodzieniec godność tę uzyskał, a domagał się od Juliany dopełnienia danego warunkowo przyrzeczenia. Widząc wszelkie drogi wyjścia zamknięte, dziewica oświadczyła, że wyjdzie za mąż tylko za takiego, który tej samej co ona jest wiary, a więc wiary Chrystusowej, a nie bogów pogańskich.
   Nie spodziewał się ojciec, imieniem Eleuzys, po córce swej Julianie takiej stanowczości, a zarazem i tak otwartego przeniewierstwa wobec pogaństwa. Groził więc jej batożeniem, lecz Juliana śmiało o krzywdzie swej mówiła, gdyby ślubując mężowi posłuszeństwo, ani sercem, ani myślą z nim zupełnie łączyć się nie mogła; gdyby dalej przyjaźń i miłość stwierdzać miała dla tego, który nie wiedziałby, co to miłość jej Boga i Pana odwiecznego; w końcu dodała, że nie pojmuje, jak ojciec jej może się kłaniać głuchym i niemym bogom. Rozgniewany Eleuzys zamknął Julię w ciemnicy, kazał ją nawet oćwiczyć batami, a nie mogąc sobie dać rady z upartą, jak myślał, córką, oddał ją w ręce starosty, przeznaczonego na męża. Ten gotów był przebaczyć Julianie dotychczasowy opór, przebaczyć jej nawet bluźnierstwa przeciw bogom, gdyby zechciała zostać jego małżonką. Uroda Juliany, jej duszy przymioty tak bowiem wielkie na staroście robiły wrażenie, że w związku z nią widział swe najwyższe na ziemi szczęście. Warunkiem małżeństwa, mówiła znowu Juliana, jest przyjęcie wiary Chrystusowej, chociażby z niełaską i gniewem cesarza, bo mniejszą powinna być obawa przed panem ziemskim, który umiera, niż przed Panem niebieskim, który jest wieczny.
   Skłonność starosty do Juliany wobec takich wedle niego niemożliwych warunków zamieniła się w szał wściekłości; wydał rozkaz katowania przez silne a długie bicie rózgami i powrozami; wydał rozkaz nowych mąk przez targanie włosów i powieszenie Juliany za włosy na kilka godzin; ciężarem ciała skóra twarzy tak się wyprężyła, że zasłoniła oczy bohatyrce chrześcijańskiej. Nadaremnie wzywał ją starosta, aby uczciła ofiarami boginie Dyanę, nadaremnie odwoływał się do swej miłości, gotowej wszystko przebaczyć a krzywdy i cierpienia wynagrodzić stokrotnie. Niewzruszoną była Juliana. Nawet przypalanie ciała ogniem z ust jej wydobywało tylko serdecznej modlitwy słowa dziękujące Bogu za udzielone łaski. Wreszcie kazał starosta ją poranioną wrzucić do kaźni, zapowiadając nowe i gorsze jeszcze męki.
   W więzieniu modliła się Juliana do Boga, bo od Niego jedynie chociażby cudownej spodziewała się pomocy, kiedy wszyscy, a nawet i rodzice, ją opuścili. Stan ten zbolałej duszy chciał wyzyskać zły duch, kiedy w postaci świetlanego anioła pojawił się przed Julianą, mówiąc, że Bóg dla przetrzymanych już cierpień i dla niemocy ciała karać jej nie będzie, gdyby miała nawet wrócić do pogaństwa. Zatrwożyła się Juliana taką radą - zwróciła się w gorących błaganiach do Boga, aby oświecił jej umysł i wskazał jasno drogą, jaką ma nadal kroczyć. Bóg wysłuchał jej prośb, bo głos wewnętrzny ją pouczył, że owym tajemniczym doradzcą nie jest aniół z niebios posłany, ale szatan z czeluści piekielnych. Uczuła nadto w sobie siłę, aby powrozami i więzami, któremi sama była skrępowana, związać tego, który dawał jej takie rady, sprzeciwiające się prawdziwej miłości Boga. Cudownie więc z niej opadłemi więzami skrępowała podobno szatana, przymusiła go do wyznania niecnych zamiarów, jakiemi chciał Julianę doprowadzić do upadku w wierze; wymierzyła mu też podobno karę, którą wśród jęków poniósł, wołając, że przez niezwyciężone dziewictwo i przez najskuteczniejszą modlitwę męczenników sam popadł w niespodziewaną matnię.
   Więcej jeszcze Bóg zdziałał, kiedy bowiem na rozkaz starosty wyprowadzono Julianę z więzienia, przedstawiła się w takiej urodzie i w takiem zdrowiu, jakoby nigdy nic nie cierpiała. Zdumienie starosty było tym większe, że władzę miała nad nieznaną osobą, którą mieniła być postacią czarta. A jednak nie ustąpił w swej zaciekłości, bo z jego rozkazu wrzucono Julianę w wielki ogień, który męczennica łzami swemi miała wedle podania zagasić, a cudem tym zjednać dla Jezusa kilkuset przypatrujących się pogan. Nie spaliła jej też smoła wrząca, aż nakoniec starosta widząc wszelkie zabiegi zniweczone, wydał na Julianę wyrok śmierci przez ścięcie. Jak przedtem z weselem ponosiła katusze, tak teraz z niebiańską radością oddała głowę pod miecz kata w 18. roku swego czystego i niepokalanego życia około r. 290.


     Nauka


   Przykład Juliany przestrzega przed zawieraniem małżeństw mięszanych. Wolała święta męki i cierpienia znosić niż popełnić coś, co Bogu się nie podoba, wolała oprzeć się małżeństwu, niż w mężu przy wspólnem a nierozdzielnem pożyciu widzieć stale nieprzyjaciela swego Boga i swej wiary prawdziwej.
   Kościół też nie chce takich małżeństw dla niebezpieczeństwa, na jakie się naraża dusza dziecka Jezusowego. Ciągłe pożycie bowiem z osobą innej wiary wpłynąć może ujemnie na zasady prawdziwego katolika. Namowy, pochlebstwa, uległość, groźby, niesnaski, wszystko to może spowodować, jeśli nie odrazu, to powoli skażenie i utratę katolickiego przekonania. W ciągłej być obawie i niepewności przed tym, któryby truciznę przed tobą stawiał, chociażbyś o niej wiedział; podobną trucizną dla duszy jest ciągłe obcowanie z człowiekiem innej wiary, jego wpływ i wspólne z nim pożycie; stąd też obowiązkiem naszym unikanie takiego niebezpieczeństwa, które odwodzić nas może łatwo od zbawienia, a przyprawić nas może o wieczne potępienie.
   Małżeństwa mięszane i dlatego są mniej pochwały godne, że potomstwo w takich związkach życia zrodzone ledwie dobrze może być wychowane. Bogobojność bowiem jest pierwszą podstawą dobrego wychowania dzieci; o prawdziwej bogobojności trudno zaś mówić, jeśli rodzice różnią się pomiędzy sobą w przekonaniach swej wiary.
   Kto więc bez dobrego namysłu i bez bardzo ważnych powodów zawiera małżeństwo mięszane, nie pytając się ani o zasady Kościoła katolickiego, ten grzeszy; grzeszy tem cięższym występkiem, kiedy ślub zawiera nie przed kapłanem katolickim, lecz na urzędzie tylko świeckim lub przed duchownymi niekatolickiemi. Na takie postępowanie Kościół szczególniejsze wyznaczył kary.
   Kto zaś z ważnych powodów ma zawrzeć małżeństwo mięszane, musi uczynić to przed kapłanem katolickim, przyrzec, że dzieci będą wychowane po katolicku, że też starać się będzie, aby żonę lub męża dla katolickiego pozyskać Kościoła.


Tego samego dnia

Święty Onezym, uczeń św. Pawła, biskup Efezu, męczennik

(Około r.100.)

   Niewolnikiem Filemona, mieszkańca miasta Koloseńczyków, był Onezym, poganin. Jak Filemona podczas działalności swej w Małej Azyi zjednał św. Paweł dla Jezusa, tak miał później zjednać Onezyma. Niewolnik ten bowiem dawał swemu panu nieraz powód do niezadowolenia; pragnął swobody, uciekł w końcu z domu Filemona, a zabierając podobno nawet niektóre rzeczy nie swoje, przybył do Rzymu prawdopodobnie po to, aby się starać o uwolnienie.
   Bóg pokierował pobyt Onezyma w Rzymie w ten sposób, że poznał św. Pawła, który właśnie wtenczas w stolicy państwa był przez dwa lata więziony. Wynurzył się zbiegły niewolnik ze swemi troskami przed apostołem, a owocem szczerego wyznania i napomnień oraz nauk św. Pawła był krok, który rozstrzygać miał w dalszych losach Onezyma. Przedewszystkiem uwierzył w boską naukę Jezusa, a wiarę swą stwierdził przyjęciem chrztu św.. Przejęty zasadami chrześcijańskimi nie opierał się wrócić z listem polecającym do dawnego pana swego. Jest to list do Filemona, jaki znajduje się w zbiorze ksiąg Nowego Testamentu, uznanych przez Kościół katolicki jako od Boga natchnione. W liście tym tak przejmująco mówi apostół do dawniejszego ucznia o nowym swym uczniu, tak wstawia się za Onezymem, a nawet winy jego każe sobie samemu przypisać, że niewątpliwie serdeczny stosunek musiał się był wywiązać pomiędzy niewolnikiem z miasta Koloseńczyków a świętym apostołem narodów. Używał go widocznie św. Paweł do pracy apostolskiej, a wiemy, że Onezym razem z Tychykiem byli wysłańcami apostoła z listem do całej gminy chrześcijańskiej Koloseńczyków.
   Niema powodu do przeczenia dalszych wiadomości, że chrześcijańskie poczucie Filemona oraz przyczyna św. Pawła wyjednały Onezymowi nietylko przebaczenie winy, ale nadto oswobodzenie upragnione ze stanu niewolniczego. Są też dość wiarogodne wieści, że Filemon odesłał z powrotem Onezyma do Rzymu, aby był pomocą dalszą św. Pawłowi w pracy apostolskiej, mianowicie w czasach więzienia, które swobodę działalności z istoty rzeczy musiało krępować.
   Mówią też źródła wiarogodne, że Onezym wyświęcony został na dyakona, a później nawet na biskupa. Zdaje się, że na ów czas przypada działalność Onezyma w Hiszpanii. Wiadomo, że św. Paweł miał przebywać w Hiszpanii; może praca apostoła w ścisłym zostaje związku z pracą ucznia. W szczególe opowiadają, że do podróży Onezyma w tak dalekie stosunkowo strony przyczynić się miała pobożna Polyksena. Uwieziona z Hiszpanii do Włoszech, poznała św. Pawła i przyjęła pod wpływem jego nauki sakrament chrztu św.. Żyjąc pragnieniem jak największej chwały Bożej na ziemi, postanowiła otworzyć krynicę żywej wiary i swym współziomkom. Z wiedzą oczywiście św. Pawła ruszył w obce strony także Onezym, a celem ich podróży był dom Ksantypy, żony Probusa, siostry samej Polykseny. Towarzyszyła im jeszcze chrześcijanka imieniem Rebeka. Podróż morska najeżona była niebezpieczeństwami wskutek gwałtownych burz. Tem słodsze było żniwo, jakie nieustraszeni wyznawcy Chrystusowi zbierali w krajach Hiszpanii.
   Po powrocie do Rzymu, wysłał św. Paweł Onezyma jako biskupa do Małej Azyi, zlecając mu troskę o miasto Efezus. Tutaj był biskupem przez św.Pawła ustanowionym św. Tymoteusz. Rządy swe zakończył Tymoteusz męczeńską śmiercią poniesioną za czasów cesarza Nerwy, prawdopodobnie r. 97. Przebywał zaś w Efezie wtenczas św. Jan Ewangelista, umiłowany uczeń Jezusa. Ten też po śmierci Tymoteusza objął stolicę biskupią, a właśnie Onezym służył mu pomocą swoją, jak przedtem był pomocą św.Tymoteuszowi.
   Po śmierci św. Jana, ostatniego z apostołów, rządy biskupie w Efezus przeszły na Onezyma. Dowodem na to list do Efezeńczyków św. Ignacego z Antyochii, który z biskupstwa swego ruszyć musiał wyrokiem sądu do Rzymu, aby tam w męczeństwie życia chwalebnie dokończyć. Temu to przyszłemu męczennikowi zabiegali drogę z Antyochii do Rzymu najwybitniejsi chrześcijanie; zabiegł mu drogę w Smyrnie i Onezym biskup Efezu. Pisząc do mieszkańców Efezu wyraźnie św. Ignacy wymienia ich biskupa Onezyma, dając zbawienne nauki o dopełnianiu obowiązków chrześcijańskich.
   Nieznane są bliżej dalsze losy Onezyma; wiemy tylko, że to same prześladowanie, które św. Ignacemu zdobyło wieniec chwały męczeńskiej i dla Onezyma miało być kresem pielgrzymki doczesnej. Przewieziony bowiem z rozkazu władz rzymskich do stolicy państwa, został za wiarę Chrystusową ukamienowany tam, gdzie kiedyś odebrał godność następcy apostołów. W każdym razie rozróżniać trzeba Onezyma z Efezu od innego Onezyma, który z rozkazu prefekta Tertulla w Puteoli został umęczony. Ten to drugi Onezym był nauczycielem i mistrzem św. Alfiusza, Filadelfa i Cyryna braci męczenników, zmarłych w prześladowaniu Decyusza cesarza.


     Inni święci z dnia 16. lutego:


   Św. Aganus, opat. - Św. Faustyn, biskup. - Św. Grzegorz X., papież. - Św. Honestus, kapłan-męczennik. - Czcigodny Ludwig de Ponte, Jezuita. - Św. Filipina Mareri, zakonnica. - Św. Flawyan, pustelnik. - Św. Porfyry, męczennik. - Św. Tygrydyusz, archidyakon.