7. Kwietnia
Błog.Herman Józef z zakonu Premonstratenzów
(+ r. 1236.)
Z ubogich, ale bogobojnych
rodziców urodził się bł. Herman w Kolonii nad Renem. Drugie imię Józefa
nadali mu później współbracia w zakonie dla czystości umiłowanej gorąco i dla
serdecznej miłości ku Najśw. Maryi Pannie. Niewinność, jaką odebrał na
chrzcie św., zachowywał z szczególniejszą lękliwością i troską; brzydził się
wszelką nieczystością; unikał zabawy z chłopcami rozpuszczonymi. Zamiast z
niemi przestawać, udawał się do kościoła przed obraz Najśw. Matki
Niepokalanie Poczętej, do której już od 6. roku życia osobliwsze miał
nabożeństwo. Zwykł był Najśw. Pannę nazywać matką swoją, bo w licznych
potrzebach w cudowny sposób doznawał jej opieki i przyczyny. Powiadają, że
kiedyś w dziecięcej szczodrobliwości podał Matce Bożej jabłuszko zachowane -
otóż Matka Boża wyciągnęła rękę, przyjęła skromny, ale chętny dar.
Gdy miał lat dwanaście wstąpił do klasztoru Premonstratenzów w Steinfeld,
usługiwał przez pewien czas kapłanom zakonnym, aż nakoniec sam został
przyjęty do klasztoru. Po odbytych naukach polecono mu pieczę o spiżarnią i
jadalnią klasztorną oraz troskę o kilka innych zajęć. Ponieważ przy
spełnianiu tych swoich czynności mało miał czasu na modlitwę, a w każdym
razie mniej niż tego pragnął, dlatego posmutniał bardzo, a nawet stał się
trochę niecierpliwym. Pomimo to i podczas pracy serce jego myślą łączyło się
z Jezusem i Maryą, skoro tylko zajęcia nie wymagały skupienia całej uwagi. W
tej rozterce duchowej nadprzyrodzone widzenie doprowadziło go do koniecznego
spokoju. Objawiła mu się bowiem Matka Boża i go pouczyła: Hermanie, pamiętaj,
że Synowi Mojemu większej nie sprawisz radości jak przez to, że obowiązki
swoje spełniać będziesz w posłuszeństwie a braciom zakonnikom służyć będziesz
w miłości. Od tego czasu Herman pocieszony i zachęcony spełniał z wesołem
usposobieniem wszystkie swoje prace.
Kiedy później oddano mu ku wielkiemu zadowoleniu urząd zakrystyanina,
zyskał więcej czasu na modlitwy; korzystał więc jak najczęściej z danej
sposobności, aby w pobożnych modłach czcić Matkę Bożą. Przy tych to
sposobnościach miewał Herman rozmaite widzenia i objawienia, które mu
przypadały w udziale właśnie z łaski i przyczyny Najśw. Maryi Panny. Niema
może nawet świętego, któremuby Najśw. Marya Panna się częściej objawiła jak
bł. Hermanowi; niema świętego, któryby więcej łaskawości Matki Bożej doznał
niż bł. Herman; ale też nie łatwo znajdziemy świętego, któryby większe miał
nabożeństwo do Przeczystej Dziewicy niż błog. Herman. Sam widok obrazu Maryi
rozbudzał tak potężną w nim miłość duchową, że wpadał w uniesienie; co tylko
mógł uczynić dla Jej czci, to spełniał sumiennie.
Z czasem okoliczności się tak złożyły, jakoby Herman Józef opuszczał się w
dowodach miłości ku Maryi, mianowicie w nabożeństwach, jakie sam sobie dla
Jej chwały był nałożył. Przyczyna tego pozornego opuszczenia była troska o
zlecony jego pieczy dom Boży; obawiał się, aby przez swoje nabożeństwa nie
naraził świątynię na zbeszczeszczenie przez kradzież i rabunek; były to
bowiem czasy, że nawet świątynie nie były bezpieczne przed sromotnymi
napadami świętokradzców. Wtedy znowu objawiła mu się Matka Boża, ale bez
chwały nadprzyrodzonej piękności i rzekła do niego: Objawiam się taką, jaką
jestem teraz w sercu twoim. Nabożeństwo twoje ku mnie nie jest takiem, jakie
było dawniej. Nie oddajesz mi już wszystkich dawniejszych dowodów czci, bo
troszczysz się za nadto o bezpieczeństwo skarbca kościelnego. Czyż opieką
swoją nie zdołam go lepiej ochronić niż ty swoją obawą i troską? Na te słowa
rumieniec wstydu oblał lica Hermana, błagał gorąco o przebaczenie, przyrzekał
naprawę i ponowienie wszelkich dawniejszych nabożeństw na chwałę Maryi.
Większą wszakże niż miłość Maryi była w sercu bł. Hermana miłość Jezusa
utajonego w Najśw. Sakramencie. Ilekroć czas mu pozwalał, biegł przed ołtarz,
aby uczcić Jezusa, czy to we dnie czy to w nocy. Prawie nigdy nie odprawił
Mszy św., aby nie zalewać się gorącemi łzami nad nieskończoną miłością Boga i
jej dowodami w tajemnicach wiary. Często pod wpływem gorącej miłości wpadał w
uniesienie; godzinami całemi trwał przed ołtarzem, jaśniejąc niebiańską
światłością. A Jezus w nagrodę za takie oddanie nieraz w widoczny objawiał mu
się sposób.
Nabożeństwa te do Maryi i Jezusa nie uwolniły Hermana od rozmaitych
dolegliwości ciała. Były dla niego probierzem cnoty i sposobnością do tem
gorliwszego pełnienia woli Bożej. Nawiedzały go groźne pokusy wewnętrzne,
nawiedzały go nieznośne bóle i choroby; najdziwniejszym ich objawem było to,
że się zwiększały z zbliżaniem jakiego święta, a w dzień świąteczny znowy
przycichały i ustawały. Pomimo wielkich cierpień duchowych i cielesnych
Herman nigdy nie tracił otuchy, nigdy z ust jego nie wydobył się najmniejszy
jęk jakiegoś sarkania.
Jeśli już te dolegliwości były sposobnością do pokory i umartwienia, to
bł. Herman szukał wprost poniżenia i upokorzenia. Prosił raz kogoś, aby go
uderzył w twarz; na pytanie, dlaczego żąda takiej dziwnej przysługi,
odpowiedział, że chce siebie sam karać, bo nigdy i nigdzie nie jest tak
upokorzony, jak dla swoich grzechów zasługuje. Często się cieszył, gdy go
spotkało niezasłużone poniżenie, bo mówił, że na nic lepszego sobie nie
zasłużył.
Zbliżył się nakoniec czas śmierci. Krótko przed tem Cysterki zakonne z
Howe niedaleko klasztoru w Steinfeld prosiły o pomoc duchową Hermana;
pragnęły w czasie wielkiego postu skorzystać z jego nauk i z jego przykładu
doskonałości chrześcijańskiej. Opat jako przełożony Hermana początkowo nie
chciał uwzględnić wyrażonego życzenia; skoro jednak sam Herman prośbę poparł,
mówiąc, że wola Boża woła go do Howe, opat nie chciał się opierać. Udał się
więc Herman do Howe; ledwie przybył do klasztoru, gdy na cmentarzu oznaczył
kijem wędrownym miejsce, na którym miał być niedługo pochowany. Skutek
pokazał, że Herman wiedział tak o czasie jak i miejscu swej śmierci. Kiedy
bowiem spełnił swe posługi duchowne, a zbliżył się wtorek Wielkiego Tygodnia,
uległ nagle śmiertelnej chorobie, która przeciągnęła się aż do piątku po
Wielkanocy. Przyjął Sakramenta św., a jeszcze przed śmiercią miał widzenie
długie, pełne pociechy. Podczas tego widzenia wzniósł oczy ku niebu i oddał
duszę swoją świętą Bogu r. 1236.
Nad grobem Hermana różne działy się cuda. W wielu miejscowościach czczą go
jako świętego, król Ferdynand V. wzniósł wprawdzie o umieszczenie Hermana w
liczbie świętych Kościoła na podstawie cudów, ale sprawa ta nie została
załatwioną; znajduje się jednak jego imię w martyrologium kanoników
św.Augustyna, które potwierdził papież Benedykt XIV.
Nauka
Smucił się bł. Herman, jeśli dla nałożonej pracy nie mógł tyle
czsu poświęcać na modlitwę, ile pragnął. Matka Boża pouczyła go przecież, że
dla Niej i dla Jej Syna nic nie może być przyjemniejszego jak praca
posłusznie spełniana. Napomnienie to jest wielką pociechą dla służących,
rzemieślników i innych, na których z istoty stanu spoczywa obowiązek
natężonej i przewlekłej pracy. Niejeden z nich pragnie poza modlitwą poranną
i wieczorną Bogu i w czasie dnia niejedne poświęcić chwile, albo i Mszy św.
wysłuchać w dzień codzienny; zajęcia stoją mu jednak na przeszkodzie.
Nikt takiemi przeszkodami nabożeństwa nie powinien się niecierpliwić ani
nad niemi sarkać, bo może być pewny, że przez pracę uczciwie i w stosownej
pełnioną intencyi nie mniejsze, a nawet większe u Boga zyskuje zasługi jak
przez dłuższe w przeciągu dnia modlitwy. Przyzwyczaić się powinien, wzbudzać
przed pracą dobrą intencyę n. p. słowami: Boże, z miłości ku Tobie poświęcam
pracę swoją na Twoją większą chwałę.
Podczas pracy, mianowicie dłuższej i cięższej, należy często serce do Boga
wznosić, intencyę pierwotną odnawiać, aby w ten sposób siebie zachęcać. Po
skończonej pracy należy jeszcze raz Bogu ją ofiarować. Taka praca, to
prawdziwa modlitwa, bo św. Piotr Damiani wyraźnie uczy: Czynić to, co czynić
potrzeba - pracować wedle zadania swego stanu - cóż jest innego jak
prawdziwie modlić się?
Nabożeństwo i dziecięca ufność bł. Hermana do Najśw. Maryi Panny była
bardzo wielka. Stąd też doznawał szczególniejszej łaskawości Matki Bożej.
Taki wzór i taka nagroda powinna być i dla ciebie bodźcem i pobudką. Nie
opuszczaj ani jednego dnia, w którymbyś nie okazał Najśw. Maryi Pannie
szczególniejszej swej czci. Rozbudzaj w sobie ustawicznie ufność do Niej
prawdziwie dziecięcą. Będzie za to prawdziwie matką twoją, bo słowa, które
wyrzekł kiedyś Zbawiciel do św. Jana: Synu, oto matka twoja, słusznie
przenoszą się i na każdego wiernego.
Czcij więc i wzywaj Matki Bożej w każdej swej potrzebie. Wołaj z Kościołem
do Maryi, aby zechciała opiekę swoją pokazać, że prawdziwą dla wszystkich
jest matką; bądź zarazem przekonany, że Marya i ciebie wzywa, abyś był
posłusznem i powolnem dzieckiem. Staraj się, mówi św. Bonawentura, naśladować
we wszystkiem Matkę Bożą jako najposłuszniejsze dziecko, będzie dla ciebie
prawdziwą matką, pomoże ci jako swemu dziecięciu, wyprosi ci wszystko, o co
za Jej przyczyną Boga będziesz błagał, doprowadzi ciebie w końcu do wiecznej
szczęśliwości. Kocha nas przecież więcej niż matka nasza własna.
Inni święci z dnia 7. kwietnia:
Św. Adelin, biskup z Winchester. - Św. Albert, pustelnik. - Św. Antuza, księżniczka i zakonnica. - Św. Afraates, pustelnik. - Św. Keliopiusz, męczennik i jego matka Teoklia. - Św. Lotar z zakonu Cystersów. - Św. Cyryak, męczennik. - Św. Epifaniusz, biskup. - ŚŚw. Donat, Rufin, Modest, męczennicy. - Św. Jerzy, biskup z Mytylene. - Św. Hegezyp z Jerozolimy. - Św. Jan Baptysta de la Salle, założyciel zgromadzenia braci szkolnych. - Św. Petruzyusz, kapłan i męczennik. - Św. Saturnin, biskup z Werony. - Św. Urszulina, dziewica z Parma.