3. Kwietnia
Święty Nicet, opat
(+ r. 824.)
Święty Nicet urodził się w Bytynii; matka jego przyjście na świat
przypłaciła życiem. Ojciec Filaret kazał jedynaka swego wychowywać w
klasztorach, aby od dziecięctwa przywykł do pobożności i umartwienia. Stąd to
modlitwa, rozpamiętywanie, czytanie Pisma św. były jego codziennym zajęciem;
posty i czuwania tak osłabiły jego ciało, że prawie do cienia był podobny
ludzkiego. Pokutniczem życiem zahartował przecież swą duszę i utrwalił ją w
cnocie.
W dojrzalszym wieku wstąpił Nicet w Medycyon do klasztoru św.Sergiusza,
który r. 770 założył św. Nicefor; chciał tutaj rozwinąć to, co zyskał za
młodu na służbie Bożej. To też słusznie można do niego zastosować słowa św.
Pawła, że światu został ukrzyżowany, a świat jemu, że nie żył sobie, ale
Chrystusowi, stosując się we wszystkiem do woli przełożonych. Czystość
zachował anielską; nigdy nie uniósł się gniewem, strzegł się próżnego
gadania, ćwiczył się w pokorze, daleki od wszelkiej pychy próżności,
podchlebstwa. To też za cnoty duchowego życia odebrał nagrodę duchową, kiedy
r. 790 wyświęcił go Tarazyusz z Konstantynopola na kapłana; wtedy to
podzielił z nim i dotychczasowy opat w Medycyon, św. Nicefor, rządy
klasztoru, a nawet naznaczył go na swego następcę.
Kiedy św. Nicefor umarł około r. 800, nikt z zakonników nie sprzeciwił
się, aby św.Nicet sam kierował klasztorem; wszyscy czuli i wiedzieli, że nie
mogą posiadać więcej wzorowego przełożonego nad Niceta. Pomagał mu wszakże w
sprawach klasztornych Atanazy, syn bogatych i dostojnych rodziców, którego
ojciec gwałtem chciał wydobyć z klasztoru, aż w końcu uległ prośbie i
postanowieniu pobożnego syna. Miłując się wzajemnie, Nicet i Atanazy wspólnie
sobie pomagali w sprawowaniu odpowiedzialności za cnoty swych zakonnych
współbraci. Jeden był łagodniejszy, drugi surowszy; jeden gromił niedbałych i
występnych, drugi pocieszał bojaźliwych i stroskanych. Właśnie św.Nicet
szczególniejszym był lekarzem dusz, bo umiał poradzić i zaradzić w każdej
pokusie zakonników, w każdym roztargnieniu, zwątpieniu, w uczuciach tęsknoty
za światem lub ociężałości duchowej. Nieraz z twarzy wyczytywał smutek w
duszy współzakonnika z powodu jakiego przewinienia; niezwłocznie odpowiednie
dawał nauki i wskazówki, podnosił i koił umysł i serce.
Jaśniał też Nicet cudami niezwykłymi: znakiem krzyża św. przywrócił mowę
nieszczęsnemu kalece; namaszczeniem oleju św. przywrócił pierwotną świadomość
rozumu obłąkanemu; modlitwą odpędził czarta, który pobożnego młodzieńca
chciał powstrzymać od wstąpienia do klasztoru.
Wśród spokojnego życia klasztornego na chwałę Bożą i zbawienie dusz
odezwały się rozdzwięki spowodowane przez fałszywą naukę obrazoburców.
Usuwali oni wszelkie wizerunki jako środki rzekomego zabobonu, zapominając,
że cześć nie oddaje się obrazom samym, jeno tym, którym obrazy są poświęcone.
Cesarz Leon Izauryk podjął tę walkę przeciw obrazom czconym od samych
początków chrześcijaństwa. Gorsze jeszcze nastały czasy dla wiernych
Chrystusa za Konstantyna Kopronyma, o którym już German z Konstantynopola
miał prorokować, że chrzest swój święty splugawi, a Kościół pohańbi.
Występował rzeczywiście nietylko przeciw czci obrazów, ale nawet przeciw czci
świętych, bo nie chciał pamiętać na to, że święci przez pełnienie woli Bożej
byli prawdziwymi a wybranymi sługami Stwórcy, przez obfite zaś łaski
przyjaciółmi Bożymi; nie chciał też uznawać możnej przyczyny świętych u Boga
ani ich pośrednictwa. Występował i przeciw czci winnej Najśw. Maryi Pannie,
mówiąc, że Matka Boża z chwilą porodzenia Zbawiciela niczem już się nie
różniła od innych niewiast; nie pomniał na to, że matce zawsze należy się
cześć synowska, a chwała syna zawsze spływa i na matkę.
Nastały wprawdzie jeszcze czasy, w których burze te wzniecane w Kościele
się uspokoiły, bo ani Leon IV. ani Irena wraz z Konstantynem VI. nie żywili
nieprzyjaznego do nauk katolickich uczucia. Za ich to zgodą zwołano siódmy
sobór powszechny w Nicei r. 787, który zaznaczył wyraźnie godziwość i
słuszność czci obrazów wedle pojmowania Kościoła. Ale walkę rozniecił Leon V.
Ormiańczyk, który niejednego nawet pomiędzy duchowieństwem umiał sobie
zjednać jak Jana oraz zakonników Leoncyusza i Zozyma. Ten to cesarz wygnał
patryarchę Nicefora, a na stolicy biskupiej w Konstantynopolu osadził dworaka
Teodozyusza, człowieka bez cnoty i bez zdolności. Musiał ustąpić Nicefor dla
mężnego swego wystąpienia wobec cesarza, że sprawa czci obrazów ubitą została
ostatecznie na soborze w Nicei, że więc w dalsze i nowe wywody nie wolno już
się zapuszczać. Zaznaczyli też inni biskupi jak Teofylakt z Nikomedyi i
Eutymiusz z Sardes, że władza cesarska nie odnosi się do nauk Kościoła, że
przeciwnie cesarzowi należy się poddać pokornie naukom przez Kościół
głoszonym.
W walkę przeciw obrazom wciągnął cesarz i klasztory i zakonników; bez
miłosierdzia wypędzał tych, co na jego zapatrywania nie chcieli się pisać;
wszystkich opornych wtrącał do więzienia, pomiędzy nimi i Niceta. Święty opat
był nieugięty nawet wtedy, kiedy inni zakonnicy zgodę zawarli z Teodozyuszem.
Ciągłe wszakże namowy, rzucenie klątwy przez Teodozyusza na tych, którzyby
nie chcieli czcić wizerunku Zbawiciela, wpajały w opata przeświadczenie, że
patryarcha wyrzekł się swych błędów i znowu został prawowiernym synem
Kościoła katolickiego. Publicznie więc zgodził się z Teodozyuszem, przyjął na
znak zgody Komunią św. z rąk jego, ale wróciwszy do klasztoru nabrał
wątpliwości co do postępku swego. Wskutek tego oświadczył publicznie, że trwa
jedynie przy nauce dawnej Kościoła, a Teodozyusza nie uznaje patryarchą. Udał
się do Konstantynopola, aby naukę swą o słusznej czci obrazów jawnie głosić.
Nadaremnie starali się go zwolennicy cesarza powstrzymać; publiczny błąd
chciał publicznie naprawić. Aby Niceta usunąć i wpływy jego zmniejszyć,
skazał go cesarz Leon na wygnanie; musiał się udać na wyspę Glyceria, gdzie
go rzezaniec Antymiusz wtrącił do więzienia. Sześć lat spędził tutaj na
niekrwawem męczeństwie, bo narażony na rozmaitego rodzaju krzywdy i
cierpienia. Nikogo nie widywał, a pożywienie odbierał niezbędne przez małe
okienko.
Bóg przecież zmiłował się nad sługą swoim; nastały czasy burzliwe w
cesarstwie, a cesarz sam został zamordowany r. 820 przez zbuntowane
żołdactwo. Następcą został Michał, który powstrzymał prześladowanie, uwolnił
więźniów, odwołał wygnanych. Wolność uzyskał i św. Nicet, ale z pokory nie
chciał wrócić ani do swego klasztoru ani do Konstantynopola; usunął się do
nieznacznej pustelni pod Konstantynopolem, gdzie r. 824 zakończył świątobliwy
swój żywot.
Nauka
Jak w codziennem i społecznem życiu czcimy tych, co niezwykłemi
odznaczali się zasługami i czynami; jak czcimy i szanujemy jednak też
wszystko, co się do nich odnosi, bądź to pamiątki bądź to wizerunki, tak i na
polu życia religijnego czcimy tych, co wobec Boga niespożytemi ponad poziom
przeciętny doskonałości wybili się cnotami i dziełami; są to święci, których
Kościół wielbi i na wzór nam przedstawia. Wszakże z tą samą słusznością
czcimy i to wszystko, co do nich się odnosi lub co po nich pozostało t. j.
ich obrazy i relikwie.
Fałszywem byłoby mniemanie, że obrazy świętych same z siebie na osobną
zasługują cześć; mamy je w poszanowaniu przez cześć dla świętej osoby, która
na nich wyobrażona; cześć ta tem większa, czem osoba wyobrażona ważniejsze ma
dla nas znaczenie. Słusznie więc rozróżniać możemy pomiędzy czcią obrazów
zwykłych świętych, Najśw. Maryi Panny, obrazów samego Zbawiciela lub
wyobrażeń rozmaitych tajemnic wiary naszej jak Najśw. Sakramentu, Trójcy
Przenajświętszej.
Cześć oddawana w istocie rzeczy jest czcią samego Boga - bo do Niego całe
życie nadprzyrodzone się odnosi jako dawcy wszelakich łask. Bóg też nigdzie
tej czci nie zakazał, kiedy ona do Niego wiedzie; zakazał jedynie wyobrażeń
Swych w Starym Zakonie dla skłonności Izraelitów do bałwochwalstwa; ale zakaz
ten był czasowy, ustał zupełnie z wypełnieniem czasów przy przyjściu
Zbawiciela. Zresztą cały wszechświat, niebo i ziemia są niejako obrazem
Stwórcy, w którym poznajemy i byt i istotę i przymioty i doskonałości
Przedwiecznego Pana. Zakazane są wyraźnie te wyobrażenia, które człowiek
chciałby i miałby czcić jako bogów i do nich w potrzebach się uciekać; ktoby
taką cześć dziełom rąk ludzkich chciał oddawać, popełniłby grzech
bałwochwalstwa.
Stąd też miej w poszanowaniu obrazy święte w myśl nauki Kościoła; one ci
snadniej przypominają wzory, do których masz się stosować; łatwiej pobudzą
ciebie do pobożnej, a z serca płynącej modlitwy; łatwiej też modlitwa ta
będzie skuteczną. Nie myśl przecież, że upadając na kolana czcisz sam obraz;
czcisz bowiem to, co przedstawia. Strzeż się więc wszelkiej zewnętrzności
przy nabożeństwie szczególnem przed jakim obrazem, ani nie przypuszczaj, że
sam obraz lub wizerunek ciebie wspomoże. Staraj się ducha swego wewnętrznymi
uczuciami podnieść, aby nabożeństwo twe nie było martwym znakiem, ale
prawdziwą modlitwą, która niczem innem nie jest, jak wzniesieniem duszy, woli
i umysłu do Boga.
Tego samego dnia
Święty Ryszard, biskup z Chichester w Anglii
(1197-1253.)
Z ubogich rodziców urodził się św. Ryszard r. 1197 w Anglii. Od
dzięcięctwa umiłował cnoty; stronił od zabaw i niepotrzebnych rozproszeń,
Chętnie też oddawał się nauce. Dorastając poświęcił się dla zubożałego
zupełnie brata, bo zaniechał nauk, aby tylko pracą swoją go wspomagać.
Spełniwszy obowiązek miłości braterskiej i przyczyniwszy się do nowego
dobrobytu brata udał sie na dalsze nauki do Oksfordu, a potem do Paryża;
tutaj zaznał dotkliwej biedy wraz z dwoma towarzyszmi; pomimo to nie upadł na
duchu, a z konieczności wzbił się do cnoty umartwienia zupełnego. Dalsze
nauki zaprowadziły go do Włoch, do Bolonii, gdzie się tak odznaczył, że objął
katedrę prawa kanonicznego.
Po powrocie do Anglii powołał go św.Edmund, arcybiskup z Canterbury, do
swego boku, bo mianował go kanclerzem dyecezyi swej. Na stanowisku tem
zachował Ryszard i prostotę życia i zupełną bezinteresowność w sprawowaniu
podjętych obowiązków, bo nietylko był daleki od okazywania jakich względów,
ale nadto nieczuły na wszelkie podarki i pochlebstwa. Wierny Edmundowi
towarzyszył mu na wygnaniu do Francyi, na które skazał go zatarg z królem o
dobra i prawa kościelne. W Orleanie przyjął święcenia kapłańskie, a po
śmierci Edmunda następca jego Bonifacy oddał mu znowu dawniej piastowany
urząd kanclerski.
Kiedy umarł biskup z Chichester r. 1244, król Henryk III. oddał stolicę
swemu ulubieńcowi, pomimo że żadnych nie posiadał zalet i przymiotów, któreby
godnym czyniły takiego zaszczytu. Stąd to też poszło, że biskupi i
duchowieństwo oparli się woli królewskiej, a na biskupa wybrali Ryszarda r.
1245. Narażony na gniew królewski niejedne musiał nowy biskup znosić
cierpienia i prześladowania; atoli sprawiedliwość musiała z czasem zwyciężyć.
Odebrał więc nietylko zabrane majątki kościelne, ale nadto uzyskał
potwierdzenie swego wyboru na biskupstwo w Chichester od Inocentego IV.
Pojmował Ryszard dobrze odpowiedzialność biskupiego swego urzędu. By
sprostać obowiązkom, jednał sobie łaskę Bożą i modlitwami i umartwieniami;
jednał ją sobie obfitemi jałmużnami, troską o ubogich i chorych. Pozbywał się
wszystkich na te cele dochodów, a nawet odmawiał sobie pozorów jakiego
zbytku. Kazał posprzedawać to, co miał kosztowniejszego w urządzeniu
biskupiego pałacu, aby tylko zaspokoić potrzeby biedniejszych. Kiedy pożar
spalił gumna i spichrze, nie biadał z drugimi, bo widział wyrok Boży za
zanadto wielkie może przywiązanie do dóbr tego świata.
Czynności kapłańskie i biskupie spełniał z wylaniem i namaszczeniem.
Kazania jego odznaczały się powagą niezwykłą i zapałem chwały Bożej. Rządy
prowadził surowe i sprawiedliwe; karał za przewinienia, łagodny był wobec
pokutujących i gotowych do poprawy; przy nadawaniu stanowisk unikał
uwzględnienia krewnych lub przyjaciół.
Pod koniec życia odebrał od papieża polecenie, aby kazaniami wzywał do
świętej walki przeciw Turkom; zupełnemu wykonaniu zlecenia przeszkodziła
nagła choroba, która miała Ryszarda przyprawić o śmierć. Rozchorował się
niespodzianie podczas nabożeństwa niedzielnego. Przed śmiercią wzywał,
całując krzyż, dobroci i litości Stwórcy oraz pomocy Matki miłosierdzia.
Umarł r. 1253 w 56. roku życia. Urban IV. policzył go w r. 1262 w poczet
świętych.
Inni święci z dnia 3. kwietnia:
ŚŚw. siostry Agape i Chionia, męczenniczki. - Św. Atalus, opat. - Św. Burgundofora, dziewica i zakonnica. - Św. Donat, męczennik. - Św. Pankracy, biskup i męczennik z Taormina. - Św. Tiento, opat. - Św. Urbyk, biskup z Clermont. - Św. Wulpian, męczennik.