23. Kwietnia
Święty Wojciech, biskup pragski, męczennik
(956 - 997.)
Z hrabiowskiej rodziny Sławników, potężnego w Czechach znaczenia,
urodził się r. 956 św.Wojciech jako ostatnie dziecię z siedmiorga rodzeństwa.
Może dlatego, że ojciec zamierzał ostatniego syna wychować na rycarza,
dziecię otrzymało na chrzcie św. imię Wojciecha t. j. wojska pociecha. Bóg
zamiary ojcowskie pokrzyżował, bo synek niespodzianą, a ciężką dotknięty
chorobą, nie zdawał się rokować dłuższego życia. Wtedy to pobożna matka
Strzeżysława nakłoniła męża, aby ofiarować dziecko Najśw. Maryi Pannie w tej
myśli, że poświęci się na wyłączną służbę Bożą, jeśli odzyska zagrożone
zdrowie. Prośba gorąca bogobojnych rodziców została wysłuchana; Wojciech mały
wyzdrowiał.
Odtąd w sumiennem wykonaniu ślubu złożonego wychowanie chłopca w
szczególnej pobożności poruszało się granicach; zaprawiony do cnoty i nauki
pod okiem matki, udał się Wojciech z woli ojca r. 972 do Magdeburga, aby w
tamtejszej szkole katedralnej nabyć wiedzy pod kierunkiem słynnego Otryka, a
pod okiem arcybiskupa Adalberta zaprawić się w cnotach do stanu duchownego.
Tutaj przyjął imię Adalberta przez cześć dla swego dostojnego opiekuna,
przejętego dlań uczuciem prawdziwie ojcowskiem; stało to się może z
sposobności bierzmowania. Już w Magdeburgu jaśniał św.Wojciech gorącą
modlitwą, miłosierdziem dla ubogich i chorych, nie mniej przecież i rzetelną
nauką. To też dostatecznie był przygotowany, aby wracając po śmierci
Adalberta magdeburskiego r. 781 do Czech przyjąć święcenia kapłańskie z rąk
Dytmara, ówczesnego biskupa Pragi.
Otoczenie więcej rozluźnione wpłynęło niekorzystnie na młodego kapłana;
przestrogą wszakże przerażającą była śmierć pełna rozpaczy, jaką zeszedł z
tego świata biskup Dytmar, który w obawie przed wiecznem potępieniem oskarżał
głośno sam siebie, że za mało troszczył się o nałożone obowiązki, a za wiele
dbał o względy świata, o zaszczyty, bogactwa, o zaspokojenie swych
skłonności. Śmierć ta straszna niemałą wywołała zmianę w św.Wojciechu; usunął
się od swych towarzyszy, w głębokiej skrusze opłakiwał na samotności swe
zapomnienia. Osobiste przymioty, rozwinięta na nowo gorliwość, dostojność
rodu spowodowały zarazem wyniesienie św.Wojciecha przez jednogłośną wolę
duchowieństwa i ludu na osieroconą stolicę biskupią Pragi. Sakrę odebrał w
Weronie dnia 29. czerwca r. 983 z rąk Wiligisa, arcybiskupa mogunckiego.
Powiadają, że wybór św.Wojciecha na biskupstwo przeraził złych duchów, że
przez opętanych klęskę swoją wyjawiali przyszłą.
Niezaprzeczoną prawdą, że od chwili wyboru na ustach Wojciecha nigdy nie
pokazał się uśmiech; czuł wielką swą odpowiedzialność przed Bogiem, aby
oddawać się, chociażby na chwilę, jakiejkolwiek ziemskiej radości. Ingres do
swej katedry odprawił w obecności księcia Bolesława czeskiego jak pielgrzym
ubogi, boso, pełen pokutniczej powagi. Rządy biskupie rozpoczął dziełami
niezwykłej gorliwości. Z dochodów swych przeznaczył jedną część na
podtrzymanie kościołów i nabożeństw, drugą na wspieranie duchownych, trzecią
na ubogich i więźniów, czwatrą nakoniec dopiero na swoje własne potrzeby.
Podobnie rozłożył sobie swój czas na załatwianie obowiązków, wyznaczył sobie
godziny modlitwy, publicznego nabożeństwa, spraw biskupich, snu i potrzeb
osobistych życia. Sypiał na prostej rogoży albo na gołej ziemi; umartwiał
ciało włosiennicą, postami, czuwaniami; miłosierdziem wiedziony żywił
codziennie przy swym stole 12 ubogich, odwiedzał ich w chatach, pocieszał
więźniów i jeńców, których dolę odczuwał litościwem swem sercem.
Całą siłę wszakże swego zapału biskupiego wytężył św.Wojciech, aby
przywrócić znaczenie i wpływ wiary Chrystusowej w swej dyecezyi, w której
pogaństwo zaczęło znowu brać górę. Wkradło się ogólne zepsucie obyczajów,
wielożeństwo, handel niewolnikami, kwitnęły zabobony, a niestety i
duchowieństwo nie świeciło koniecznym przykładem ludowi. Walka, jaką biskup
podjął z temi naleciałościami, zdawała się bezowocną. Z obawy przed
odpowiedzialnością na sądzie Bożym, opuścił r. 989 swoją stolicę, aby z
zezwoleniem papieża Jana XV. po odwiedzeniu zakonników w Monte Kasyno razem z
bratem Gaudentym czyli Radzimem wstąpić r. 993 do klasztoru rzymskiego
Benedyktynów pod wezwaniem św. Bonifacego i św. Aleksego; wybrał właśnie ten
klasztor z natchnienia św. Nila, opata bazyliańskiego pod Bari; tym sposobem
upadła też myśl pielgrzymki do Ziemi św., z jaką św. Wojciech się nosił, aż
mu jej odradził opat Menso z Monte Kasyno.
Kilka lat przeżył były biskup w klasztornym zaciszu na modlitwach,
ćwiczeniach pokutnych, najniższych posługach, aż na prośby Czechów, gotowych
do poprawy, i na wezwanie metropolity mogunckiego z woli papieża, udał się z
powrotem do Pragi ku wielkiej radości swych owieczek. Nowy dowód zdziczałych
obyczajów spowodował go do ponownego opuszczenia stolicy biskupiej; w pościgu
bowiem za cudzołożnicą nie uszanowano świętości kościoła i praw nietykalności
dla wszystkich, którzy w świątyniach Pańskich szukają przed karą schronienia.
Z Pragi udał się do Węgier, gdzie w Ostrzyhoniu ochrzcił króla Gejzę i jego
rodzinę, a prawdopodobnie i św. Stefana, późniejszego króla. Celem wszakże
ostatecznym dobrowolnej tułaczki był Rzym; wrócił do dawniejszego klasztoru,
a z woli opata Leona zajął stanowisko przeora. Z czasów tego powtórnego
pobytu w Rzymie opowiadają o cudach i dziełach wzniosłego miłosierdzia,
jakiemi jaśniał św. Wojciech. Pewnej kobiecie oddał własną swą szatę, kiedy
go o jałmużnę prosiła, bo nie chciał odwlekać wsparcia do niepewnego jutra.
Naczynie wina, upuszczone przez Wojciecha na ziemię, pozostało niestłuczone;
chorej na oczy dzieweczce dotknięciem ręki przywrócił zdrowie; w cudowny
sposób ułagodził z woli Bożej popędliwego swego towarzysza Ascheryka.
Dostąpił też łaski widzenia, w którem ujrzał chwałę niebieską męczenników i
wyznawców.
Z zacisza klasztornego wywołała św. Wojciecha wola papieża, który na
prośby cesarza Otona III. wezwał go do powrotu na biskupstwo pragskie.
Usłuchał zakonnik Grzegorza V. tem chętniej, że na przypadek ponownych,
dalszych w ojczyźnie swej trudności odebrał pełnomocnictwo podjęcia misyi w
krajach pogańskich.
Nie wracał św. Wojciech wprost do Czech; drogę swą obrał na Niemcy, aby w
Moguncyi się spotkać z cesarzem Otonem i z nim się co do przyszłości
porozumieć. Było to r. 996. Pobyt św. Wojciecha w Moguncyi zapełniały pobożne
rozmowy, modlitwy, uczynki miłosierdzia. Miał i tutaj widzenie, które
zapowiadało przyszłe jego męczeństwo. Nim ostatecznie wybrał się z powrotem
do Czech, nie omieszkał wezwać przyczyny świętych o łaskę i pomoc na przyszłe
znoje biskupich rządów. W tym celu jako pielgrzym zwiedził groby św. Marcina
w Tours, św. Dyonizego w Paryżu, św.Benedykta w Floryaku, św. Maura pod
Moguncyą.
Powstrzymała św. Wojciecha w podróży straszliwa wiadomość: oto doszły go
pewne wieści, że Czesi oburzają się na przyszły powrót swego biskupa, że
wichrzenia domowe doprowadziły do zaciętych bójek, zbójstwa i grabieży; że
mianowicie ród Sławników, z którego pochodził św. Wojciech, padł wycięty na
swym zamku ofiarą możnych Wrszowców. Dokąd się zwrócić? W Czechach wobec
takich stosunków praca wszelka była bezskuteczna. Myśl biskupa skierowała się
na polskie krainy, gdzie podobno już w roku 965 przebywał najstarszy brat
jego Poraj, pradziad możnego rodu późniejszego Porajów. Przez Szląsk więc,
gdzie w Opolu uzdrowił konającą już córkę pobożnej Złotki i licznych dokonał
nawróceń, na Kraków przybywa nakoniec na dwór Bolesława Chrobrego, który
nosił się z dotąd nie urzeczywistnioną myślą, aby w Gnieźnie stworzyć
środowisko Kościoła polskiego, niezależne od obcych, mianowicie niemieckich
wpływów; tam miało być też ognisko usiłowań w przyszłości podejmowanych nad
pozyskaniem sąsiednich szczepów dla wiary Chrystusowej. Ulegając jednak
życzeniom św. Wojciecha, wezwał jeszcze raz Czechów, czy zechcą przyjąć i
uznać prawowitego swego biskupa. Odpowiedź brzmiała wobec panujących tam
stosunków odmownie. Zwolniony więc pomimo swej dobrej woli z obowiązków swych
wobec Czechów, postanowił Wojciech pójść w myśl papieża w pogańskie kraje,
aby głosić wiarę Jezusa.
Do pobytu św. Wojciecha w Polsce odnoszą zaprowadzenie pierwotnego 9
tygodniowego postu wielkiego, jaki dopiero r. 1248 na synodzie w Wrocławiu
został złagodzony. Cały szereg legend najróżnorodniejszych opromienia też
ówczesną działalność świętego biskupa. z nią się wiążą istnienie źródła koło
Trzemeszna, kamienie z dziwnymi śladami woza i stopy około Strzelna i tyle
innych pobożnych wspomnień.
Jako cel przyszłej swej misyi obrał sobie św. Wojciech na życzenie
Bolesława przedewszystkiem kraj pogańskich Prusaków, zamieszkujących skraje
ziemi nad Bałtykiem. Zabierając z sobą brata Radzyma i kapłana Bogusza
(Benedykta), ruszył św. Wojciech Wisłą na północ, aż stanął pod Gdańskiem na
Pomorzu; stąd morzem dotarł do Fischhausen niedaleko Królewca dzisiejszego.
Rzeką Pregel puścili się misyonarze w głąb kraju pogańskiego. Koło
dzisiejszego Brandenburga pierwszej zniewagi doznał św. biskup od pruskich
krajowców; uderzony wiosłem omdlał. Niezrażony taką zapłatą za swe
poświęcenie, ruszył dalej aż do gaju świętego Prusaków, zwanym Romowe,
niedaleko Fischhausen. Tutaj po odprawieniu Mszy św. ujrzał się otoczony
zgrajami krwiożerczych pogan. Ofiarnik Sygon pierwszy włócznią przebił św.
Wojciecha, wołając szyderczo, że spełnia życzenia obcego przybysza, który
niczego wedle swych słow tak bardzo nie pragnął, jak życie położyć za swoje
nauki i za swego Boga. Przykład Sygona rozbudził innych. Siedmiu ranami
ubezwładniony padł misyonarz i wyzionął ducha swego dnia 23. kwietnia 997.
roku. W zapalczywości swej nie przebaczyli nawet zwłokom, bo głowę odcięli
zabójcy od tułowia.
Od Radzyma i Bogusza dowiedział się Bolesław Chrobry o śmierci męczeńskiej
św. Wojciecha. Za zgodą Prusaków ofiarował na wykup tyle srebra, ileby ważyło
ciało biskupa. Powiadają, że cudownym sposobem tak lekkie okazały się zwłoki,
że okup bardzo małe przyniósł zyski chciwym poganom. Przeniesiono je do
Trzemeszna, później do Gniezna, gdzie dotąd spoczywają, ukryte swego czasu
przed grabieżą czeską z roku 1040. Za wzorem Otona III., cesarza
niemieckiego, który r. 1000 odprawił pielgrzymkę do grobu św. męczennika,
władzcy polscy starali się o podniesienie miejsca, przeznaczonego na wieczny
spoczynek świętego biskupa; lud zaś dotąd czci je nabożeństwami i
pielgrzymkami. Dotąd rozbrzmiewa przed konfesyą św.Wojciecha w Gnieźnie w
każdą niedzielę pieśń Boga Rodzica, przypisywana, lubo nisłusznie, wielkiemu
apostołowi Prus i Polski, który w osobie swego brata Radzyma pierwszego dał
arcybiskupa na stolicy gnieźnieńskiej.
Nauka
Jaśnieje św. Wojciech męczeńską śmiercią, jaśnieje za życia
sumiennem pojmowaniem swych obowiązków, które śmierć chwalebną nań
sprowadziło. Ścisłość w wypełnianiu swych powinności nie pozwala mu
bezczynnie i bez widocznych owoców pracy dzierżyć wysokiej godności biskupiej
w Pradze; wolał Bogu służyć w zaciszu klasztornem, wolał życie swe dla wiary
oddać, byle dopełnić sumiennie zadania zakreślonego.
Dla nas przykład św. Wojciecha nauką, że w każdem powołaniu i w każdym
stanie mamy kierować się sumiennością i ścisłością. Obowiązki wytknięte
należy pełnić uczciwie, bo one są najbliższym celem życia naszego ziemskiego,
który ma nas doprowadzić do celu wiecznego. Nie uchylać się nam od zadań,
jakie nam stawiają przełożeni, skoro uznają nas odpowiednimi; przy braku sił
i przy braku skutecznej pracy miłość własną należy złamać, raczej ustąpić,
niż bezowocnie przekazane piastować stanowisko.
Przedewszystkiem jednak należy się wystrzegać owych dążeń pełnych
samolubstwa i pychy, które każą nam się wdzierać na stanowiska, jakim nie
sprostamy. Nieraz może rozstrzyga zbyt wielka dobra wola, nieraz wszakże
tylko chęć i żądza zaszczytu, pragnienie zaspokojenia cichej w sercu dumy i
pychy. A przecież nigdy nam nie wolno mierzyć sił swych wedle zamiarów;
odwrotnie, zamiary podejmowane muszą się ograniczyć do własnych naszych sił.
Tylko wtenczas życie płynąć będzie w spokoju i zadowoleniu.
Spełniając sumiennie obowiązki stanu, dopełniamy tego, czego Bóg od nas
się na ziemi domaga. We wszystkich bowiem czynnościach musimy mieć na oku
jakiś cel najbliższy, który jest i ma być wyrazem woli Bożej. Trzymając się
takiej wytycznej życia nie odbiegniemy nigdy od drogi prostej do niebios;
nawet w najciaśniejszym zakresie życia cel taki bliższy jest możliwy, bo jest
konieczny. owocem zaś tak prawidłowo spędzonego życia chrześcijańskiego jest
chwała niebieska, upragniony cel wiekuisty naszej ziemskiej
pielgrzymki.
Inni święci z dnia 23. kwietnia:
Bł. Idzi z Asyżu. - Bł. Aleksander Sauli, biskup z Pawii. - ŚŚw. męczennicy Feliks, Fortunat i Achileusz. - Św. Gerard, biskup z Toul. - Św. Helena, wdowa i Augustynyanka. - Św. Ibar, biskup irlandzki. - Św. Marolus, biskup z Medyolanu. - Św. Puzynna, pustelnica. - ŚŚw. męczennicy Nabor, Feliks, Sylwiusz, Witalis, Nonna.